Angielska herbata: sroga zima przybyła na Etihad Stadium


Manchester City z coraz mniejszymi szansami na obronę mistrzowskiego tytułu. Czy Pep Guardiola może po sezonie stracić pracę?

10 grudnia 2019 Angielska herbata: sroga zima przybyła na Etihad Stadium

Rosnący dystans dzielący Manchester City od liderującego Liverpoolu rodzi coraz więcej pytań. Na Etihad Stadium problemów nie brakuje, a na razie niewiele wskazuje na to, by nagle miało być lepiej. Po derbowej porażce w sukces wątpić zaczął nawet Pep Guardiola. Tak jakby pomysł hiszpańskiego menedżera na „The Citizens” już się wyczerpał. Czy to jednak tylko desperacka próba zmotywowania podopiecznych czy powolne akceptowanie rzeczywistości?


Udostępnij na Udostępnij na

W trakcie dwóch poprzednich sezonów Manchester City zdominował piłkarską Anglię. Wygrywał co chciał, jak chciał i z kim chciał. Poza Liverpoolem, który w batalii o mistrzowski tytuł niespodziewanie dotrzymywał w minionej kampanii kroku „The Citizens”, reszta stawki tworzyła tylko marne tło. Mimo worka pełnego trofeów Pep Guardiola grzmiał, że media niewystarczająco doceniają osiągnięcia zespołu z Etihad Stadium. Miał rację. Fantastycznych rezultatów być może nie doceniali nawet sami kibice Manchesteru City. Jeśli tak, to w obecnej kampanii zaczęli. Dlatego, że najczęściej doceniamy coś, gdy już to stracimy.

Każdy chce bić hegemona

Mało kto przypuszczał, iż tak szybko do tego dojdzie. Owszem, moment wypalenia, nasycenia sukcesami na krajowym podwórku musiał nadejść. Podobnie jak passa Realu Madryt w Lidze Mistrzów dobiegła końca, tak samo panowanie „The Citizens” w Anglii kiedyś miało ujrzeć zmierzch. Tyle że po uzbieraniu w ciągu dwóch poprzednich sezonów łącznie 198 punktów w Premier League wydawało się, że jednak jeszcze nie teraz.

Podobnie najprawdopodobniej myśleli na Etihad Stadium. Latem Manchester City praktycznie (z małymi wyjątkami) przespał letnie okno transferowe. Brak nowych graczy żądnych sukcesów szczególnie w ofensywie brutalnie daje o sobie znać. „The Citizens” rzadko przypominają już buldożer z minionych kampanii, który niszczył rywali. Obecnie to bardziej zardzewiała maszyna, z której w dodatku ktoś spuścił paliwo.

Pep Guardiola nie przygotował się na podobny obrót wydarzeń. Postawienie na zgrany kolektyw nie przyniosło pozytywnego efektu. W przypadku niekorzystnego wyniku Manchester City już nie taranuje drogi do bramki rywali, za wszelką cenę dążąc do zmiany rezultatu. Nie, w bieżącym sezonie w atakach podopiecznych hiszpańskiego menedżera często widać zwątpienie. Brak przekonania, że kolejne działania przyniosą efekt. Mentalność zwycięzców, dzięki której „The Citizens” nierzadko wygrywali już w szatni, odeszła, a słabość dojrzeli rywale. Hasło „bij mistrza” z hukiem weszło w życie.

Praktycznie nikt już się nie obawia zespołu Pepa Guardioli tak bardzo jak w minionych latach. Najlepszym dowodem na zmianę nastawienia rywali w meczach z „The Citizens” jest fakt, że najczęściej nie chowają się oni we własnej bramce. Nierzadko stosują wysoki pressing, szukając swoich szans. Często znajdują, co odzwierciedla tabela Premier League.

Strata czternastu punktów do liderującego Liverpoolu to dużo. Nawet biorąc pod uwagę, że sezon nie znajduje się jeszcze na półmetku. Świadczy o tym ostatnia wypowiedź menedżera Manchesteru City. Pep Guardiola po derbowej porażce oświadczył, że obecnie zespół z Etihad Stadium nie jest w stanie rywalizować z najlepszymi drużynami. Słowa Hiszpana odebrano poniekąd jako kolejną próbę zdjęcia presji i zmotywowania podopiecznych. Przeważać zaczęły jednak głosy, że trener „The Citizens” po prostu powoli zaczął akceptować rzeczywistość.

Pep Guardiola na wylocie?

Szansa na ponowną obronę mistrzowskiego tytułu wydaje się minimalna. Odrobić tak dużą stratę do niezwykle zdeterminowanego Liverpoolu będzie niesamowicie trudno. Można wręcz pokusić się o śmiałe stwierdzenie, że najprawdopodobniej Manchesterowi City się nie uda. Dla klubu z Etihad Stadium po dwóch latach dominacji byłaby to nowa sytuacja. Całkowicie niedopuszczalna, bo każde miejsce poniżej pierwszego zostanie uznane za porażkę. Porażkę, która zapewne będzie niosła za sobą niemiłe konsekwencje. Znacznie większe, jeśli „The Citizens” nie uda się sięgnąć także po Świętego Graala – triumf w Lidze Mistrzów.

Szczególnie że to właśnie w tym celu zatrudniony został Pep Guardiola. Sukcesy ekipy z Etihad Stadium na krajowym podwórku miał przenieść na arenę międzynarodową. Mimo trzech prób hiszpańskiego menedżera Manchester City nigdy nie dotarł jednak nawet do finału rozgrywek. Ponowne niepowodzenie w Europie i porażka w Premier League znacznie osłabiłyby pozycję szkoleniowca. Do tego stopnia, że niemożliwe stałoby się możliwe. Pep Guardiola po zakończeniu sezonu mógłby pożegnać się z Etihad Stadium. Czy tak rzeczywiście się stanie? Wydarzenia najbliższych miesięcy będą decydujące dla przyszłości hiszpańskiego menedżera w niebieskiej części Manchesteru.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Nigel Pearson ma ratować znajdujący się w coraz trudniejszej sytuacji Watford. Na dzień dobry Anglik poprowadzi jednak zespół na terenie lidera tabeli, Liverpoolu. Nikt na punkty raczej nie liczy, choć efekt nowej miotły może sprawić, że „The Hornets” zaprezentują przynajmniej dobry futbol. To byłby solidny fundament pod walkę w kolejnych spotkaniach. Poprawie ulec mogłyby również podupadłe morale zespołu z Vicarage Road.

  • Efekt nowej miotły świetnie natomiast działa na Tottenham Hotspur Stadium. „Spurs” grają ładnie dla oka i skutecznie, przeżywając z Jose Mourinho miesiąc miodowy. Na razie jest słodko, a wręcz romantycznie, bo szanse na miejsce w czołowej czwórce znów odżyły. Pytanie jak długo poprawa atmosfery w szatni będzie miała przełożenie na wyniki Tottenhamu Hotspur.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze