Pawłowszczyzna, czyli apogeum żenady


1 sierpnia 2012 Pawłowszczyzna, czyli apogeum żenady

– Wtedy chłopacy wyjeżdżali na Zachód i przecierali oczy ze zdumienia, bo wreszcie mieli okazję zobaczyć, jak wygląda profesjonalne podejście w tamtejszych klubach – tak w swojej książce wspomina lata 80. legenda Widzewa i reprezentacji Polski, Włodzimierz Smolarek.


Udostępnij na Udostępnij na

No właśnie, profesjonalizm. Minęło tyle lat, a polscy piłkarze zdają się nadal przecierać oczy ze zdumienia. Przed szereg w ostatnich dniach zdecydowanie wybił się Wojciech Pawłowski, która chyba od tego tarcia w końcu nabawi się zapalenia spojówek. Bo że pójdzie po rozum do głowy i wpoi sobie, że piłkarz nie ma za zadanie jedynie kopać skórzanej futbolówki, nie ma co liczyć.

Wojciech Pawłowski – znany i ceniony lingwista
Wojciech Pawłowski – znany i ceniony lingwista (fot. Rafał Rusek /igol.pl)

Pawłowski, który opuścił Lechię Gdańsk na rzecz włoskiego Udinese i zdecydował się na wywiad przed kamerami klubowej telewizji, najwyraźniej nie zorientował się wcześniej, że Włosi nie najlepiej mówią po polsku. Bystrzak, co się zowie, przemyślał jednak sprawę dokładnie i uznał, że ów feler rozwiąże piękna pani tłumacz. Problem polegał jednak na tym, że sam Pawłowski poliglotą raczej nie jest i oprócz języka polskiego nie operuje żadnym innym narzeczem. No dobra, biegle posługuje się językiem, który dopiero raczkuje w lingwistycznym świecie, pawłowszczyzną.

„Okazejszyn”, „solić”, „we will say, what time we will tell” –  to tylko niektóre z kwiatków, które w trakcie wywiadu usłyszeliśmy od Pawłowskiego. Kompromitacji nie było końca, a wyraz dezorientacji wypisany na twarzy pani tłumacz najlepiej oddawał wszechobecną atmosferę żenady. Dzięki jej zabiegom całość udało się jakoś (mniej lub bardziej) dociągnąć do końca, ale niesmak pozostał. Sprawa jest tym bardziej zaskakująca, że Pawłowski o transferze do Udinese nie dowiedział się przecież wczoraj i miał wystarczająco dużo czasu, by choć trochę liznąć języka temperamentnych Włochów. Nie zrobił tego i w konsekwencji naraził się na śmieszność, a przy tym wrzawę rozentuzjazmowanych internautów, którzy teraz mają ubaw po pachy.

Tu wracamy do punktu wyjścia. Profesjonalizm – słowo enigma dla polskich piłkarzy. Przykro to mówić, ale taka mentalność rodzimych kopaczy sprawia, że na ogół są oni postrzegani w zachodnich klubach tak, a nie inaczej. Sami dają argumenty krytykom. Sami pozwalają na to, by się z nimi nie liczono i nie szanowano. I o ile zwyczajne lenistwo Pawłowskiego to w gruncie rzeczy jego sprawa i jego problem, o tyle nie można zapominać, że przecież były bramkarz Lechii w jakiś sposób reprezentuje także swój kraj. Wystawia świadectwo nam wszystkim – Polakom. A tego już nie można wybaczyć.

I tak to się kręci. Zgodnie z zasadą „a nuż się uda”. Może ktoś nie zauważy, może ktoś przemilczy, w końcu ważne, by suma zer na koncie się zgadzała. Tę filozofię futbolu celnie określił swego czasu Wojciech Łazarek. „Na udo”, czyli „jak się udo, to się udo”. No cóż, nie „udo się”. Panie Pawłowski, marsz do szkoły! I cała reszta też.

PS

Komentarze
~Adi (gość) - 13 lat temu

Pozdrowienia dla Irka Jelenia!

Hambek (gość) - 13 lat temu

Jak tak czytałem treść tego artykułu to pomimo
negatywnego podejścia autora tekstu, nie
spodziewałem się, aż takiego blamażu
Pawłowskiego !
Przyznam szczerze, że ten wywiad to prawdziwa
rewelacja. A Wojtek tylko udowodnił jakim jest
prostym człowiekiem, chociaż z drugiej strony to
naprawdę mi go szkoda.
Za to na wyróżnienie zasługuje pani tłumacz
która, próbowała cokolwiek ułożyć, w całkiem
zgrabną całość. Wyobraźmy sobie jak ta kobieta
musiała się niezręcznie czuć tłumacząc tego
intelektualistę.

Moje ulubione- niekończące się: very, very czy
10:15 very "fantastiś"- chyba niemiecki również ma
wpisany w CV.

To nie pierwszy lingwistyczny popis naszych
piłkarskich rodaków za granicą kraju. Polecam
poszukać wywiadów Łobodzińskiego i przede
wszystkim Pawełek- Robak dla tureckiej TV. Z honorem
zachował się Robak nie owijając w bawełnę
przyznał, że angielskiego nie potrafi i koniec, za
to Mariusz dał show bawiąc się w tłumacza.

P.S- very, very "najs" ta pani tłumacz, aż
zazdroszczę Wojtkowi.

Najnowsze