Miał być kolejnym napastnikiem Lecha, który wyjedzie na zachód, a wylądował w Widzewie. I to definitywnie. Po kilku wypożyczeniach bardziej lub mniej udanych odchodzi z „Kolejorza”. Na pewno nie tak miała wyglądać jego kariera. Człowieka kochający Lecha, mający go w sercu. Przyszedł czas pożegnań. Tym sposobem Widzew wzmacnia się mistrzem Polski i po prostu dobrym napastnikiem.
Mało osób to pamięta, że Paweł Tomczyk ma w swojej gablocie tryumf w ekstraklasie. W pamiętnym sezonie razem z Piastem sprawił wszystkim psikusa. Jego wkład może był niewielki, ale w 49 minut strzelił dwie bramki. Zresztą to cała kwintesencja Pawła Tomczyka. Napastnik, który potrzebuje jedną czwartą sytuacji, aby wpisać się na listę strzelców. Potrafi znaleźć się w miejscu, gdzie akurat odbije się piłka. Niestety czasami zdarza mu się nie trafić setki. I to jest jego największy problem.
Napastnik Lecha Poznań Paweł Tomczyk będzie pierwszym zimowym wzmocnieniem Widzewa. (Source: Mateusz Janiak) pic.twitter.com/ofJI0wgLm7
— PlotekTransferowy (@PlotekT) January 11, 2021
Paweł Tomczyk – król wypożyczeń
W ciągu swojej niedługiej kariery był na wypożyczeniu już trzykrotnie. Każde miało na celu zbieranie minut. To najbardziej udane, w Podbeskidziu, zakończył z 12 bramkami na koncie. Wtedy w Poznaniu dużo się oczekiwało od Tomczyka. W końcu wynik 12 goli w 1. lidze to nie wynik, obok którego możemy przejść obojętnie. Jak jeszcze dodamy, że miał wtedy 19 lat… Próżno szukać takich zawodników. Szkoda, że sezon 2017/2018 był jedynym udanym w wykonaniu Tomczyka albo inaczej jedynym, w którym miał możliwość rozegrania dużej liczby spotkań.
Owszem, to też nie jest tak, że nie dostawał szans na następnych wypożyczeniach, ale w Bielsku-Białej po prostu mu zaufano, a on potrafił to wykorzystać i spłacić kredyt zaufania. Wówczas grał praktycznie wszystko. Z powodu małej liczby szans w Lechu postanowił przenieść się zimą na kolejne wypożyczenie. Tym razem do Piasta. Na Śląsk przyjechał głównie, aby zbierać czas i doświadczenie, a skończyło się na sukcesach i zaledwie 49 minutach rozegranych w barwach „Piastunek”. Tytułu mistrza Polski jednak mu nic nie zabierze.
Kolejny sezon to też mała liczba minut w Lechu i gra w rezerwach. Dlatego latem „Kolejorz”, mając nadzieję, że z Pawła Tomczyka „coś” jeszcze będzie, wysłał go na wypożyczenie do beniaminka – Stali Mielec. Wydawało się, że to idealne miejsce. Tym bardziej że chciał go Dariusz Skrzypczak. Trener, z którym zna się bardzo dobrze. I tak było, dopóki selekcjoner się nie zmienił. Powiedzmy jednak szczerze, liczba minut, jaką zebrał jesienią, nie powala. 342 minuty w ekstraklasie to cztery niepełne spotkania. Z drugiej strony jedna bramka też na kolana nie rzuca, a najbardziej w pamięć zapadła sytuacja, gdy Leszek Ojrzyński wpuścił go na boisko w 74. minucie po to, aby ściągnąć go już po 13 minutach. To wszystko przeciwko swojemu macierzystemu klubowi.
Nie otrzymał prawdziwej szansy
Można różnie podsumować jego występy w Lechu, ale w większości były one udane. Choć może nie tak efektywne, jak niektórzy się spodziewali. Popularny „Pawka” zawsze dawał z siebie wszystko. Dla „Kolejorza” był w stanie wypruć się ze skóry. Zresztą, co warto podkreślić, jest wielkim kibicem, kiedyś często było można go spotkać na „kotle”. Granie w niebieskiej koszulce przy Bułgarskiej było dla niego wielką dumą. Marzył o tym od dziecka. W końcu się spełniło, i to w wieku 17 lat. Wtedy zdobył 20 bramek w 3. lidze. Był królem strzelców 3. ligi i CLJ-ki.
W Lechu rozegrał 34 spotkania. Wprawdzie najlepszy wynik w jednym sezonie to zaledwie 15 meczów. To już za czasów Dariusza Żurawia. Jedni mówią, że nie wykorzystywał swoich szans, ale czy on tak naprawdę ją otrzymał? W „Kolejorzu” zagrał tylko 650 minut. Strzelał bramki średnio co 130 minut. To zły wynik? Po dwóch pierwszych spotkaniach poprzedniego sezonu, w których zaliczył gola i wywalczył karnego, został posadzony na ławce. Oczywiście Christian Gytkjaer to zawodnik trochę innego kalibru, ale później mógł już liczyć tylko na co najwyżej dziesięć minut. Gdy już zagrał od początku, to strzelił bramkę. Na tym jego występy od pierwszej minuty się skończyły. Zabrakło chyba trochę odważnego postawienia na niego.
Paweł Tomczyk: W Lechu kilka razy byłem już skreślany. Ale ja się nigdy nie poddaję. Będę dążył, by zostać pierwszym napastnikiem w Lechu. https://t.co/gWtGwKy2j6
— Mateusz Kuźniewski (@m_kuzniewski) July 21, 2019
Często w tej dyskusji pojawiają się argumenty, że był rzekomo za słaby na grę w barwach „Dumy Wielkopolski”. „Bo to drewno” – często można usłyszeć od kibiców poznańskiego Lecha. Może i tak. Nie jest to zawodnik uzdolniony technicznie, ale nadrabia czymś innym. Zresztą on sam doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich niedostatków, nad którymi pracuje. Warto przypomnieć, że to też tytan pracy. Tylko dzięki temu doszedł do tego miejsca, w którym jest dzisiaj.
– Może i tak. Trenerzy zawsze uważali, że czegoś mi brakuje. Że technika nie ta, że marnuję za dużo sytuacji. Faktycznie tak było. Ale ja twierdziłem, że napastnik broni się golami. Jeśli strzelasz, to wykonujesz swoje zadanie. Bramkarz ma bronić, obrońca zatrzymywać przeciwników, a ty, gdy stoisz tam pod bramką, to masz trafiać do siatki. Taka jest twoja rola – twierdził Tomczyk w artykule na stronie Weszło.
– I ja to zawsze miałem. W Poznaniu potrafiłem sieknąć 50 goli w sezonie. Poszedłem do juniora starszego we Wronkach i co? I król strzelców CLJ, 21 trafień. Poszedłem do rezerw i przestałem strzelać? No nie, przywitałem się 25 golami w 32 meczach. Teraz w ekstraklasie mam z 500 minut, strzeliłem siedem goli – kończył snajper urodzony w Poznaniu.
Razem z doliczonym czasem gry Paweł Tomczyk spędził na boisku 148 minut w tym sezonie, oddał 3 strzały (wszystkie celne) i zdobył 2 gole! 🔝⚽ pic.twitter.com/njNCtwZUuy
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) September 5, 2019
On ma gola
Tak jak sam wspomniał, jego największymi atutami są szybkość oraz znalezienie się w odpowiednim czasie i miejscu. Nie wszyscy posiadają taki instynkt snajpera. – Spośród zawodników, których obserwujemy na pozycjach ofensywnych, to właśnie Paweł ma największą umiejętność wyczucia momentu, kiedy wyjść na podanie prostopadłe. Przewiduje, jest szybki i najważniejsza rzecz – umie gola strzelić – mówił niegdyś Czesław Michniewicz o Pawle Tomczyku i, co warto dodać, regularnie stawiał na niego w młodzieżówce.
Kamil Jóźwiak, Robert Gumny i Paweł Tomczyk wystąpili w reprezentacji 🇵🇱 do lat 21. Kadra prowadzona przez szkoleniowca Czesława Michniewicza wygrała w ramach eliminacji ME z Serbią w Łodzi 1:0 i zachowała pozycję lidera grupy piątej 🔵⚪️🙌
Więcej 👇https://t.co/7XHQVY2uBC— Akademia Lecha Poznań (@AkademiaLP) October 15, 2019
Jest też, jak o sobie mówi, trochę egoistą piłkarskim. Interesowały go kiedyś przede wszystkim bramki i radość po nich. Nauczył się jednak, że czasami warto podać piłkę do kolegi. Zresztą widać to po statystykach, że nigdy nie będzie Harrym Kannem, gdyż najwięcej asyst miał w sezonie 2017/2018 w Podbeskidziu, zaledwie cztery. – Największa frajda to było, gdy strzeliłem gola, i to mnie najbardziej cieszyło. Czy okiwam kogoś, czy komuś dobrze podam – to mnie nie interesowało na początku. Z roku na rok trenerzy uczyli mnie, że wszystko jest fajne w piłce, a nie tylko strzelanie goli. Trochę mi z tego zostało, ale bardzo się z tego cieszę – mówił Paweł Tomczyk w reportażu Weszło.
Najlepiej wychowanka Lecha podsumował były trener Stali Mielec, Dariusz Skrzypczak, który nawet ściągnął go do siebie do Mielca, aby go rozwijać. Niestety to się nie udało, a wyszło z tego kolejne nieudane wypożyczenie. – Paweł to jest talent, dwa intuicja w polu karnym, no i codzienna praca – oceniał były asystent Dariusza Żurawia.
Czas się ustatkować
Paweł Tomczyk ma 22 wiosny za sobą. Nie jest już młodzieżowcem, nie zmienia to faktu, że przydałby się większości klubów 1. ligi, jeśli nawet nie ekstraklasy. Może jego największym problemem były wypożyczenia, na których nie dostawał wystarczającej liczby minut, gdyż trenerzy mieli z tyłu głowy fakt, że i tak odejdzie za jakiś czas. Przychodzi więc czas w życiu człowieka, kiedy trzeba się ustatkować. Właśnie przyszedł czas na Pawła Tomczyka. Pora, aby znaleźć sobie klub na stałe.
Tutaj pojawia się Widzew Łódź. Beniaminek 1. ligi, jednak jego aspiracje sięgają zdecydowanie wyżej niż 13. miejsce na zapleczu ekstraklasy, dlatego wzmacnia się zawodnikiem, który ma gola, a jego aspiracje sięgają wyżej niż 1. liga. Widzew sięga po piłkarza, który w normalnych okolicznościach powinien zjeść Fortuna 1. Ligę, tak jak zrobił to w Podbeskidziu.
Dziś na testach medycznych pojawi się młody napastnik.
— Widzew Łódź (@RTS_Widzew_Lodz) January 11, 2021
O miejsce w składzie będzie walczył z Marcinem Robakiem i Karolem Czubakiem. Nowy nabytek Widzewa nie wyobraża sobie jednak, aby dostawał tyle szans co w Stali czy Piaście. Przychodzi do Łodzi po to, by grać i strzelać bramki, czyli to, co lubi robić najbardziej. Uważam, że jeśli Enkeleid Dobi trafi do niego, to jestem pewny, że ten transfer wypali. Pozostaje więc życzyć, aby Paweł Tomczyk był nie do ogarnięcia dla obrońców 1. ligi tak jak dla mamy w dzieciństwie.