Paulo Sousa zapoczątkował proces swojego odejścia już 24 czerwca. Wtedy to oznajmił swoim współpracownikom oraz drużynie, że w najbliższej przyszłości zamierza odejść z klubu. Całe zajście było spowodowane próbą sprzedaży najlepszych zawodników przez amerykański koncern King Street oraz rosnącym konfliktem z władzami "Les Girondists".
Klub nie miał nikogo na zastępstwo Portugalczyka, a powoli wchodził w okres przygotowawczy. Był on bardzo istotny ze względu na kiepską postawę drużyny w ubiegłym sezonie i zajęcie dopiero 12. lokaty w tabeli. Wspólnie zdecydowano o tym, że dopóki nie zostaną ustalone szczegółowe warunki rozwiązania umowy oraz nie znajdzie się ciekawy kandydat na stanowiska trenera, Sousa dalej będzie przebywał w klubie. Wszystko wydawało się w miarę logiczne.
Odchodzę? Nie, zostaję. Albo jednak odejdę
Portugalczyk, mimo deklaracji odejścia, ciągle starał się w miarę profesjonalnie podchodzić do swoich obowiązków. Uczestniczył w obozach przygotowawczych, treningach, a także prowadził swój zespół w sparingach. Wyniki i styl gry były przeciętne – remisy z Toulouse oraz Angers nie przynoszą chwały, nawet jeśli mamy do czynienia tylko z grami towarzyskimi. Przy okazji Sousa starał się porozumieć z szefostwem „Żyrondystów” w sprawie odejścia. Jednak nie było to takie proste.
Trener liczył, że uda mu się odejść z klubu, otrzymując przy okazji należne odszkodowanie. Jednakże władze nie zamierzały rozwiązywać kontraktu polubownie. Postawiły warunek: pozwolą Sousie opuścić Francję, ale bez jakiegokolwiek ekwiwalentu. Wszystko to spowodowało, że negocjacje stanęły w martwym punkcie. Pojawiły się nawet dywagacje, że Portugalczyk będzie musiał zostać na kolejny sezon bez względu na swoją wolę. Żeby było ciekawiej, zawodnicy o przebiegu dyskusji pomiędzy ich przełożonymi ponoć dowiadywali się tylko z mediów.
Poparcie zawodników (Sousa jest znany z umiejętnego budowania relacji międzyludzkich) oraz brak porozumienia z zarządem spowodowały, że Sousa 24 lipca oznajmił mediom…. że zamierza pozostać na stanowisku! – Zero negocjacji z klubem. To jest zamknięty temat – stwierdził w wypowiedzi dla francuskich mediów. Tymczasem dyrekcja Bordeaux ciągle poszukiwała jego ewentualnego zastępcy. Od początku rozważano kandydaturę Jeana-Louisa Gasseta – doświadczonego szkoleniowca, a zarazem byłego współpracownika Laurenta Blanca.
Ostatecznie obie strony dopięły swego. Sousa ponownie zmienił zdanie i ostatecznie odszedł z klubu na niecały miesiąc przed startem rozgrywek. Z kolei włodarze zakontraktowali niezłego zastępcę, który powinien sobie poradzić w tej nietypowej sytuacji.
Przyczyny konfliktu
Tak jak to już zostało wspomniane na początku, zarzewiem problemów stała się próba sprzedaży kluczowych dla drużyny zawodników. Właściciele ze Stanów Zjednoczonych od razu po przejęciu klubu w 2018 r. zapowiedzieli, że ich celem będzie osiąganie zysków ze sprzedaży wychowanków. Było jasne, że nie nastawiają się na sportowy sukces, lecz pozytywny bilans w Excelu. Paulo Sousa, przychodząc do klubu w marcu 2019 r., na pewno liczył się z tym faktem.
Jednak na pewno był też świadomy, że kiepskiej formy Bordeaux nie poprawi pozbycie się ważnych osobistości i zawężenie i tak nie zbyt szerokiej kadry. Z pewnością współpracy nie sprzyjało też podejmowanie tak ważnych decyzji za jego plecami oraz ewidentny brak chęci rozwoju. Wszelkie dyskusje z władzami niewątpliwie nie należały do prostych – prezesem jest przecież Frederic Longuépée.
Pan Longuépée to osoba z pewnym doświadczeniem w sporcie. Był już dyrektorem generalnym w PSG, a także szefem Francuskiej Federacji Tenisa. Jako ciekawostkę można też podać, że w 1988 r. startował na igrzyskach olimpijskich w Seulu jako gimnastyk. Słynie ze swojej surowości, etyki pracy oraz unikania zbędnej komunikacji. We Francji zasłynął m.in. konfliktami z przedstawicielem byłego współwłaściciela klubu – Hugo Varelą, oraz grupą kibiców Bordeaux – „Ultramarines”. On i Paulo Sousa, który w przeszłości lubił publicznie ponarzekać na pracodawców, na pewno nie stanowili dobranej pary. Taka konfiguracja też jest zapewne pośrednią przyczyną odejścia Portugalczyka.
Czy Gasset wniesie spokój?
Ostatnie dwa miesiące dla kibiców Bordeaux mogły wydawać się cyrkiem. Brakowało stabilizacji oraz wizji rozwoju. Sprawa z Sousą nie pomagała. Jednak Jean-Louis Gasset może być dobrym prognostykiem na przyszłość. Dlaczego Francuz wydaje się dobrym wyborem?
Paulo Sousa przychodził do Bordeaux jako człowiek z doświadczeniem międzynarodowym. Zdobył m.in. mistrzostwo Izraela z Maccabi Hajfa i mistrzostwo Szwajcarii z FC Basel. Pracował też w Anglii, na Węgrzech, a przed Bordeaux wyprawił się aż do Chin. To wszystko nie wystarczyło jednak do stworzenia dobrzej grającej drużyny oraz wykreowania klubu z górnej połowy tabeli.
Na korzyść Gasseta niewątpliwie przemawia niezłe CV. W branży jest już od lat 90. XX wieku. Dobrze zaznajomił się z francuskimi warunkami pracy. Pracował m.in w Montpellier i Caen. Potem został asystentem Laurenta Blanca. Panowie razem współpracowali m.in. w Bordeaux podczas mistrzowskiego sezonu 2008/2009, w PSG oraz reprezentacji Francji. Od 2017 r. Gasset ponownie zaczął pracę na własny rachunek. Miał krótki epizod w Montpellier oraz dłuższy, dość owocny okres w Saint-Etienne.
Razem z nim do klubu przychodzi jego dwóch zaufanych współpracowników. Asystentem zostanie Ghislain Printant, a trenerem bramkarzy Fabrice Grange. Do tego w Bordeaux pojawi się nowy dyrektor sportowy – Alain Roche. Jest to były reprezentant Francji, a także wychowanek Bordeaux. Patrząc na charaktery i dokonania tych panów, można stwierdzić, że w przypadku osiągania co najmniej przyzwoitych wyników powinno im się udać pozostać na Matmut Atlantique przez dłuższy czas.