W miniony weekend wszystkie oczy na Wyspach zwrócone były w kierunku Anfield Road, gdzie doszło do starcia na szczycie pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City. Spotkanie to przez wielu zostało nazwane "Bitwą o Anglię" lub "Gwiezdnymi wojnami". Widowisko nie zawiodło, a górą wyszła z niego drużyna prowadzona przez Juergena Kloppa, tym samym dystansując swoich niedzielnych rywali w ligowej tabeli na dziewięć punktów.
12. kolejka ligi angielskiej rozpoczęła się na Carrow Road, gdzie lokalne Norwich mierzyło się z Watfordem. Goście nie mieli większych problemów z rozpracowaniem rywala i po bramkach Deulofeu i Graya dopisali na swoje konto trzy punkty.
W sobotę byliśmy świadkami meczów rozgrywanych przez trzy zespoły z Londynu, które ubiegłą kampanię Premier League zakończyły w najlepszej szóstce. Na początek Chelsea wygrała z Crystal Palace, następnie Tottenham podzielił się punktami z Sheffield United, a na koniec Arsenal musiał uznać wyższość Leicester City.
W niedzielę jednak najważniejsze było to, co działo się w Liverpoolu. Podopieczni Juergena Kloppa dość pewnie wygrali z Manchesterem City i umocnili się na pozycji lidera ligi angielskiej.
Pakerzy
Po jednej kolejce przerwy miano pakera wraca do Christiana Pulisica. Skrzydłowy londyńskiej Chelsea potwierdził swoją dobrą dyspozycję z ostatnich tygodni, znacznie przyczyniając się do zwycięstwa swojego zespołu nad Crystal Palace, które w tym sezonie potrafiło już urywać punkty lepszym zespołom. Dobrym przykładem tutaj jest Manchester United. Podopieczni Ole Gunnara Solskjaera pod koniec sierpnia przegrali z „The Eagles” przed własną publicznością.
Amerykanin w sobotnim meczu rozgrywanym na Stamford Bridge wpisał się na listę strzelców tylko raz, ale było to bardzo ważne trafienie. Pulisic swoimi świetnymi występami powoli pozwala zapomnieć kibicom Chelsea o letnim odejściu Edena Hazarda, a jej włodarzom o słuszności pieniędzy wydanych na jego transfer z Borussii Dortmund.
W przypadku drużyny, która w ubiegły weekend najbardziej zasłużyła na wyróżnienie, wybór był dość oczywisty, za to, co zrobiła ekipa Liverpoolu we wczorajszym starciu na szczycie, należą jej się bowiem gromkie brawa. Podopieczni Juergena Kloppa dość szybko rozpracowali aktualnych mistrzów kraju i już po niecałym kwadransie prowadzili z nimi dwoma bramkami.
Na początku drugiej części spotkania wynik podwyższył jeszcze Sadio Mane i wiele wskazywało, że niedzielne późne popołudnie może zakończyć się pogromem. Tak się jednak nie stało, ponieważ honorową bramkę dla „Obywateli” na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem sędziego zdobył Bernardo Silva. Niemniej jednak występ gospodarzy tego meczu trzeba nazwać imponującym i nie mogło zabraknąć ich w naszych wyróżnieniach.
Miniony weekend za udany uznać może także ekipa Burnley. Piłkarze „The Clarets ” pewnie pokonali w sobotę West Ham United i tym samym osiedli na 10. lokacie w ligowej tabeli. Nie najgorsza forma zespołu z Turf Moor to w dużej mierze zasługa Seana Dyche’a, który jest jednym z najdłużej pracujących szkoleniowców na boiskach najwyższej angielskiej klasy rozgrywkowej. 48-latek udowadnia, że nawet z klubu nieposiadającego najlepszych graczy da się uczynić ligowego średniaka, który jest w stanie skutecznie rywalizować z lepszymi zespołami.
Frajerzy
Negatywną część tego zestawienia otwiera Claudio Bravo z Manchesteru City. Chilijski zawodnik z uwagi na absencję Edersona wskoczył do bramki „Obywateli” na mecz Liverpoolem. Były bramkarz hiszpańskiej Barcelony ostatecznie nie mógł zaliczyć tego starcia do udanych. Jego zachowania przy drugim i trzecim golu dla „The Reds” nie były najlepsze.
Auch über das 3:0 müssen wir reden. Hätte #Bravo die Flanke abfangen können? Nein. Hätte er statt der Sidesteps Kreuzschritte machen müssen, um bei der Flanke schneller Raum zu überbrücken? Definitiv.
Zudem springt er beim Kopfball von #Mane zu früh ab. Zwischenschritt! pic.twitter.com/gtViJcpkcp— Sascha (@SaschaFltr) November 11, 2019
Bravo szczególnie można obarczać winą za trafienie Sadio Mane, po którego uderzeniu Chilijczyk wpadł z piłką do siatki. Żartobliwie można stwierdzić, że Pep Guardiola dokonał złego wyboru personalnego, a w bramce „The Citizens” powinien pojawić się Kyle Walker (prawy obrońca), który zmuszony był wejść między słupki w drugiej połowie ostatniego spotkania Manchesteru City przeciwko Atalancie w Lidze Mistrzów.
Miniony weekend nie był najlepszy również dla West Hamu. Tym razem popularne „Młoty” musiały uznać wyższość Burnley. Było to dla nich szóste ligowe spotkanie bez zwycięstwa z rzędu. Podopieczni Manuela Pellegriniego obecnie niebezpiecznie dryfują nad strefą spadkową, a przed rozpoczęciem sezonu ich celem było miejsce w najlepszej ósemce tabeli. Wiele wskazuje na to, że drużyna z Londynu będzie musiała swoje aspiracje odłożyć na później.
Ostatnie tygodnie są niezwykle niespokojne także dla szkoleniowca Arsenalu, Unaia Emery’ego. Londyńczycy znowu przegrali w lidze (tym razem z rewelacyjny w tym sezonie Leicester City), a posada hiszpańskiego trenera powoli zaczyna płonąć. Ostatnio sporo mówi się o jego potencjalnych następcach . Według „El Confidencial” mógłby nim zostać dobrze znany Luis Enrique, który do niedawna pełnił funkcję selekcjonera reprezentacji Hiszpanii.
Angielski rodzynek
Leicester City dalej zachwyca. Jak już wspomnieliśmy wcześniej, „Lisy” dość gładko rozprawiły się z Arsenalem i obecnie plasują się na 2. lokacie w lidze. Jedną z głównych armat zespołu z King Power Stadium jest James Maddison, który w sobotnie późne popołudnie rozegrał bardzo przyzwoite zawody. Na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem sędziego wykorzystał on podanie Jamiego Vardy’ego, czym ustalił wynik meczu.
Niedawno na łamach naszego portalu pojawił się artykuł o zawodniku „The Foxes”. Zachęcamy do lektury.
Podsumowanie
Pakerzy:
- Christian Pulisic
- Liverpool
- Sean Dyche
Frajerzy:
- Claudio Bravo
- West Ham
- Unai Emery
Angielski rodzynek:
- James Maddison