Wielkie sceny potrzebują wielkich aktorów – to prawda znana od lat. Włodarzom KSW trudno by było wypełniać areny, gdyby nie Popek czy, patrząc na aspekt czysto sportowy, Mamed i Borys Mańkowski. Organizatorzy letnich festiwali disco polo daleko by nie zajechali, gdyby nie obecność króla – Zenona Martyniuka. Mamy nadzieję, że załapaliście, gdyż z piłką nożną jest podobnie. Na pierwszym miejscu większość z nas stawia aspekt sportowy, jednak to właśnie wielkie nazwiska napędzają maszynkę marketingową i przyciągają na stadion oraz przed telewizory naprawdę duży procent widzów.
Duże imprezy piłkarskie z racji tego, że poprzedza je rygorystyczny przesiew eliminacyjny, regularnie na tym tracą i w przedbiegach znika im kilku godnych uwagi zawodników. My postanowiliśmy przyjrzeć się europejskim eliminacjom i przedstawić pięć nazwisk, które poprzez niepowodzenia swoich reprezentacji nie będą mogły zagrać na przyszłorocznym mundialu w Rosji, a z pewnością wzbogaciłyby go swoją obecnością.
Henrikh Mkhitaryan
Mimo obficie wypełnionej gabloty z klubowymi trofeami Mkhitaryan dopiero po przejściu do Manchesteru United sięgnął po stricte europejskie trofeum. I choć była to zaledwie nagroda pocieszenia w postaci wygranej w finale Ligi Europy, i tak stawia go to o parę poziomów wyżej niż kolegów z kadry. W związku z reprezentowaniem Armenii naturalnie trudno mówić o sukcesach drużyny narodowej.
A jak poradziła sobie sama Armenia w tych eliminacjach? W teoretycznie wyrównanej grupie tylko raz napsuli krwi Czarnogórcom, wygrywając z nimi na swoim stadionie 3:2 (za co ci srogo odpłacili im się w rewanżu). Dodatkowo odebrali solidną lekcję futbolu od Rumunii, Danii i Polski, a remis z Kazachstanem na zakończenie eliminacji był wisienką na torcie. Suma summarum zajęli odległe piąte miejsce, z dorobkiem siedmiu punktów i bilansem bramkowym 10:26.
Jaki wkład w to wszystko miał Mkhitaryan? Z początku eliminacji wykluczył go uraz. Gdy powrócił, Armenia rozegrała swój najlepszy, wspomniany wyżej, wygrany mecz z Czarnogórą. Ostatecznie wystąpił on w siedmiu spotkaniach (we wszystkich z opaską kapitana), zdobywając dwie bramki i notując tyle samo asyst. Na tle tak słabej reprezentacji nikogo więc nie zdziwi, że był wyróżniającą się postacią.
Nie ma co ukrywać, że Ormianin jest w gazie. Po siedmiu spotkaniach Premier League ma na koncie pięć asyst i jedną bramkę. W Lidze Mistrzów również radzi sobie nie najgorzej, bo po dwóch kolejkach legitymuje się zestawem bramka plus asysta. Na mundialu mógłby więc namieszać. Gdyby tylko urodził się w innym miejscu kuli ziemskiej.
David Alaba
Zdobywca Ligi Mistrzów, sześciokrotny mistrz Niemiec i czterokrotny zdobywca krajowego pucharu. Jeden z członów Bayernu Monachium, który jest kluczowym elementem żelaznej obrony „Bawarczyków”. Czynnikiem decydującym o braku sukcesów reprezentacyjnych jest zdecydowanie po raz kolejny jakość kadry kraju. To te nieliczne chwile, gdy plujesz sobie w brodę, że nie jesteś Niemcem.
Co więc słychać u Austrii w kwalifikacjach? Trafiła zdecydowanie do grupy z cyklu „teraz albo nigdy”. To prawda – zarówno Serbia, Irlandia, jak i Walia to groźni rywale, jednak umówmy się – zdecydowanie do ugryzienia. Mimo tego, że do szczęścia zabrakło niewiele, zdecydowanie nie mieli uzębienia w kluczowych momentach. Dwa wyszarpane remisy z Walią i Irlandią oraz zwycięstwo na własnym stadionie z Serbami to za mało. Ot, na czwarte miejsce w grupie z dorobkiem piętnastu punktów.
A jak radził sobie sam zainteresowany? Choć wypadł przez kontuzję w kluczowym momencie, czyli dwóch ostatnich spotkaniach, to jego koledzy poradzili sobie bez niego, notując komplet punktów. We wcześniejszej fazie Alaba zagrał w ośmiu meczach, notując cztery asysty. Przyzwoicie.
Nie oszukujmy się, gracz Bayernu ma dopiero 25 lat, a zważywszy na to, że Austriacy to przecież nie kompletne ogórki, można stawiać w ciemno, iż pojawi się jeszcze na jakimś dużym turnieju. Byle nie dokuczało mu zdrowie – o formę możemy być spokojni.
Gareth Bale
Do niedawna najdroższy piłkarz świata, trzykrotny zwycięzca Ligi Mistrzów, mistrz Hiszpanii i zdobywca krajowego pucharu. Patrząc przez pryzmat reprezentacji, półfinał na ostatnich mistrzostwach Europy to i tak wynik ponad miarę. Możemy mieć jednak pewność, że każdy z tytułów w swojej karierze Bale zamieniłby na zmniejszenie swoich problemów zdrowotnych. Większego piłkarza-szklanki na takim poziomie nie widzieliśmy.
Walia w eliminacjach znalazła się w tej samej grupie co wcześniej wspomniana Austria i na papierze wypadła nieco lepiej, zajmując trzecie miejsce w grupie. Jednak czy oglądanie pleców Serbów i Irlandczyków to szczyt możliwości półfinalisty mistrzostw Starego Kontynentu? Na siedemnaście eliminacyjnych punktów złożyły się między innymi zwycięstwo i remis z Austrią, dwa remisy z Serbami oraz remis z Irlandią. Remisy to zresztą ich specjalność, bo dzielili się punktami z przeciwnikami w aż połowie spotkań eliminacyjnych.
Gracz Realu Madryt wystąpił w siedmiu spotkaniach i można przyznać, że mógł dać z siebie więcej. Cztery gole, w tym dwa wbite reprezentacji Mołdawii, to z pewnością nie jest to, czego można oczekiwać od zawodnika, który ma być motorem napędowym drużyny.
28 lat na karku to dobry wiek dla piłkarza, jednakże ponadprzeciętna zdolność do łapania kontuzji nawet w przypadku awansu Walii na mundial nie dałaby mu gwarancji zagrania w nim. A że Bale nie wystąpi przede wszystkim z powodów sportowych – może być go nam jeszcze bardziej żal.
Marek Hamsik
Ten to dopiero może czuć niedosyt! Patrząc na potencjał piłkarski, dwa puchary i jeden superpuchar Włoch w gablocie z trofeami wyglądają naprawdę mizernie. Nie ma co mydlić oczu, reprezentowanie Słowacji nie powinno również sprawić, że półka z medalami zacznie się uginać.
Słowacja ze wspomnianych w tym tekście drużyn była zdecydowanie najbliżej szczęścia. W grupie między innymi z Anglikami, Szkocją i Słowenią zajęła drugie miejsce z osiemnastoma punktami, co w teorii dawało prawo barażu. W praktyce w małej tabelce drugich miejsc Hamsik i spółka zajęli ostatnie miejsce i mundial, jak pozostali, obejrzą w telewizji.
Gracz Napoli eliminacje rozegrał od deski do deski. W dziesięciu meczach może się dzięki temu pochwalić dwoma trafieniami i trzema asystami. Jak na lidera drużyny ciut za mało.
Hamsik ma już trzydzieści lat na karku i kalendarza niestety nie oszuka, mógł to być dla niego ostatni duży turniej z reprezentacją w karierze. Apetyty rozbudzone po udanym Euro przygasły, czas zakasać rękawy i poprowadzić Napoli po triumf na krajowym bądź europejskim podwórku.
Arjen Robben
Holender, ależ on miał bogatą karierę! Liga mistrzów, dwa mistrzostwa Anglii, mistrz Hiszpanii, sześciokrotny mistrz Niemiec. Nie należy również zapominać, że to wicemistrz świata sprzed siedmiu lat, gdy turniej odbywał się w Republice Południowej Afryki, i zdobywca brązowego medalu przed trzema laty w Brazylii. Na tych mistrzostwach jednak zabraknie charakterystycznej łysiny.
Jak do tego doszło? Powiedzieć, że Holandia nie miała najłatwiejszej grupy, to jak nie powiedzieć nic. Francja, Szwecja i właśnie Holendrzy – między tymi trzema drużynami toczył się od samego początku bezpośredni bój o awans. Nie pomógł blamaż Francji z Luksemburgiem, nie pomogła strata punktów przez Szwedów z Białorusią. Holandia zameldowała się na trzecim miejscu w grupie z dziewiętnastoma punktami.
Gdy Robben był zdrowy, praktycznie w pojedynkę ciągnął wózek z napisem „Holandia”. Sześć goli i asysta w siedmiu meczach to naprawdę przyzwoity wynik na tle momentami bezpłciowej reprezentacji. Gracz Bayernu walczył nawet wtedy, gdy szanse były matematyczne, dokładając dwie bramki do bilansu w ostatnim spotkaniu ze Szwecją.
Arjen Robben ma już 33 lata na karku i mimo tego, że niedawno zapowiadał, iż nie zamierza kończyć reprezentacyjnej kariery, mundial w Rosji był jego ofertą last minute na duży turniej z reprezentacją. Tuż po meczu oficjalnie ogłoszone zostało to, co nieuniknione – Robben pożegnał się z kadrą. Przykre, zważywszy na to, że Euro również go ominęło.