O wychowankach FC Barcelona mówi się bardzo wiele. Krąży powszechna opinia, że są to zawodnicy świetnie wyszkoleni technicznie, ale kompletnie nieukształtowani, jeśli chodzi o aspekt fizyczny. Ten mankament jest głównym powodem, dla którego angielskie zespoły tak rzadko decydują się na transfery młodych Hiszpanów.
Jednym z „wybryków natury”, którzy wywodzą się z La Masii i zrobili furorę na Wyspach, jest Cesc Fabregas. Tutaj jednak krytycy hiszpańskiej szkoły piłkarskiej jego sukces argumentowali tym, że już jako 16-latek uczył się swojego fachu wśród angielskich rówieśników, biegając po ośrodku szkolenia młodzieży Arsenalu. Jak więc wytłumaczą oni to, co teraz w Chelsea wyprawia Oriol Romeu?
Nazwisko młodego Hiszpana, aż do niedawna, nic nie mówiło przeciętnemu widzowi piłki kopanej. Urodzony w 1991 roku zawodnik swoje pierwsze kroki stawiał w Espanyolu, aby następnie w 2004 roku przenieść się do słynnej szkółki Barcelony. Klub ten co prawda ukształtował go pod względem piłkarskim, ale nie dawał mu żadnych szans do zaprezentowania swoich umiejętności. W pierwszym zespole „Blaugrany” pokazał się zaledwie dwa razy. 14 sierpnia 2010 zadebiutował w wyjściowej jedenastce na mecz o Superpuchar Hiszpanii. Tamto spotkanie Barcelona co prawda przegrała 2:1, ale do postawy defensywnego pomocnika nikt nie mógł mieć najmniejszych zastrzeżeń. Oficjalna strona klubowa określiła jego występ mianem „wspaniałego” i „imponującego”. Z powodu kontuzji kolana na kolejną szansę od Pepa Guardioli musiał poczekać aż do 15 maja 2011, kiedy to w końcówce meczu ligowego z Deportivo La Coruna zmienił Jonathana Dos Santosa. Tamto spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Można tutaj dostrzec pewną ironię – Romeu co prawda dwukrotnie miał okazję założyć koszulkę dorosłego zespołu Barcelony, ale ani razu nie zaznał smaku zwycięstwa. Zbyt mała liczba minut spędzanych na boisku nie zadowalała ambitnego zawodnika, który zdecydował się zamienić słoneczną Hiszpanię na deszczową Anglię.
W trakcie ostatniego okienka transferowego „The Blues” przeprowadzili kilka transferów młodych piłkarzy. Najgłośniejszym z nich był oczywiście Romelu Lukaku, który wyrobił sobie znakomitą markę świetnymi występami w Anderlechcie Bruksela. Innym zawodnikiem mającym stanowić o przyszłości londyńczyków został Thibaut Courtois. Obydwaj panowie byli jednak odbierani przez kibiców Chelsea głównie jako melodia przyszłości. Podobnie było z Romeu – 19-letni jeszcze wtedy wychowanek „Dumy Katalonii” nie miał prawa nawet walczyć o miejsce w wyjściowym składzie z takimi zawodnikami, jak Lampard, Ramires, Mikel, Meireles czy nawet młodszy od niego McEachran.
Kibice londyńczyków nie byli zachwyceni tym transferem. Nie dość, że Romeu przyszedł z Barcelony, której w Chelsea nie darzą zbytnią sympatią, to jeszcze w mediach pojawiły się przecieki dotyczące różnych zapisków w jego kontrakcie. Mówi się, że „Blaugrana” zapewniła sobie możliwość sprowadzenia Romeu z powrotem latem 2012 za 10 mln euro (kwota dwukrotnie wyższa od tej, którą zapłacili za niego „The Blues”) lub latem 2013 za 15 mln euro. Wzburzonych tym faktem sympatyków uspokoił Andre Villas-Boas, który zapewnił, że klauzula ta obowiązuje jedynie wtedy, gdy Chelsea będzie chciała się go pozbyć, a sam zawodnik wyrazi chęć powrotu na Camp Nou. Zapytany o drugi z tych warunków Romeu przyznał, że nie ma zamiaru wchodzić drugi raz do tej samej rzeki. Chcąc się również przypodobać nieprzychylnym z początku kibicom, powiedział, że opuszczenie Barcelony nie było dla niego żadnym problemem, gdy tylko na stole pojawiła się oferta z Londynu.
Początkowo jego pobyt na Stamford Bridge wyglądał dokładnie tak, jak sobie go wyobrażała większość fanów. Romeu nie mógł liczyć nawet na rozgrywanie końcówek spotkań, a kibice zaczynali wątpić w jego talent. O klasie zawodnika zapewniał Villas-Boas, który jeszcze za czasów pracy w FC Porto chciał sprowadzić młodego pomocnika. Przez długi czas jego słowa nie znajdowały jednak odzwierciedlenia w rzeczywistości. Na swój debiut w pierwszym składzie musiał poczekać do 10 września, kiedy to pojawił się na boisku w końcówce meczu z Sunderlandem. Niedługo później, 21 września, wyszedł w pierwszym składzie „The Blues” na mecz Carling Cup z Fulham Londyn. Rozegrał w nim pełne 120 minut i pokazał się z bardzo dobrej strony. Co prawda, trener nie wyznaczył go do wykonywania jednego z pięciu rzutów karnych, ale trzeba przyznać, że Hiszpan miał olbrzymi wkład w to wymęczone zwycięstwo „The Blues”.
Kolejnym wielkim meczem Romeu był jego debiut w Lidze Mistrzów. Wyszedł w podstawowym składzie na konfrontację z KRC Genk, a swoją postawą i dojrzałą grą zadziwił wszystkich ekspertów. Od tego czasu Andre Villas-Boas coraz częściej decydował się stawiać na wychowanka Barcelony, który zbierał znakomite recenzje. Zdobył na tyle duże zaufanie szkoleniowca Chelsea, że ten zdecydował się postawić na niego nawet w hitowym starciu z Manchesterem City. Hiszpan tym razem również nie zawiódł i miał duży wkład w zwycięstwo swojego zespołu. Zachwycony jego umiejętnościami trener mówi:
– Oriol ma olbrzymie możliwości. Może konkurować o miejsce w składzie z najlepszymi. Zrobił duży krok w przód, przychodząc tutaj z Barcelony B. Uwierzyłem w niego. Już jest w pełni ukształtowanym zawodnikiem, ale może być jeszcze lepszy.
Ostatnio można odnieść nawet wrażenie, że wygryzł z podstawowego składu Johna Obi Mikela. Coraz częściej bowiem to Nigeryjczyk ląduje na ławce rezerwowych. Przez kibiców już jest nazywany następcą Claude’a Makelele i trzeba przyznać, że nie bezpodstawnie. Francuz słynął z bezbłędnej gry w defensywie i niezwykle dokładnych podań. Te same cechy posiada Romeu – według podanych niedawno statystyk, 93% jego zagrań znajduje adresatów. Trzeba też dodać, że nie są to podania do najbliżej stojącego partnera, wręcz przeciwnie. Oriol zadziwia wszystkich swoim przeglądem pola, potrafi jednym zagraniem uruchomić dobrą akcję ofensywną, czy też nawet wypuścić kolegę z zespołu na czystą pozycję.
Talent defensywnego pomocnika doceniają również selekcjonerzy młodzieżowych reprezentacji Hiszpanii. W 2010 roku, w barwach reprezentacji U-19, znalazł się w finale mistrzostw Europy, w którym jego zespół musiał uznać wyższość Francji. Rok później z zespołem U-20 zagrał na mistrzostwach świata w Kolumbii, ale tym razem z turniejem pożegnał się już w 1/4 finału, gdyż w rzutach karnych lepsza okazała się Brazylia. Ostatnio otrzymał też powołanie do kadry U-21.
Reasumując, Oriol Romeu z pewnością jest piłkarzem, o którym zrobi się głośno. Z ciekawością będziemy obserwować jego rozwój w budowanej przez Andre Villasa-Boasa Chelsea, gdyż jest to piłkarz warty chwili uwagi. Kto wie, może na naszych oczach rośnie legenda?
Zaraz Pep go ściągnie z powrotem do Barcelony w
miejsce Keity, który odchodzi do Milanu. 8 mln to
nie dużo
@Cruijff lol człowieku potrafisz czytać dłuższe
teksty niż 2-3 zdaniowe ? Pisze wyraźnie że jak
Chelsea nie będzie chciała to go nie sprzeda a po 2
sam powiedział że nie chce nigdzie odchodzić a tym
bardziej z powrotem do Barcelony