W niedzielnym meczu z Aston Villą Giroud strzelił swoją 50. bramkę w Premier League, a uczynił to w zaskakującym tempie – jedynie dwóch piłkarzy w historii klubu zdołało tego dokonać w krótszym okresie. W ostatnich dwunastu meczach jedenastokrotnie trafiał do siatki. Czy Arsene Wenger w końcu ma napastnika na miarę mistrzostwa?
13 grudnia był dla snajpera dniem szczególnym – zdobył swoją jubileuszową, 50. bramkę w historii występów w angielskiej ekstraklasie. Potrzebował do tego 113 spotkań, co daje mu średnią 0,44 trafienia na mecz. Całkiem nieźle jak na napastnika, którego wielu w ogóle nie widzi w składzie… Trzeba zaznaczyć, że Francuz wskoczył na podium, jeśli chodzi o czas, jakiego potrzebował na znalezienie się w zaszczytnym gronie siedmiu graczy, którzy również strzelili połowę setki goli w Premier League w barwach „Kanonierów”.
Przed nim uczynili to Henry, Wright, Bergkamp, Pires, van Persie i Walcott, z czego tylko dwaj pierwsi zawodnicy ustrzelili swoją „pięćdziesiątkę” szybciej (odpowiednio 83 i 87 spotkań).
Odkąd napastnik trafił na The Emirates Stadium, w każdym kolejnym roku zdobywał więcej goli niż Wayne Rooney. W Arsenalu rozgrywa czwarty sezon – jak na razie najlepszy, co pokazuje między innymi statystyka bramek. W trakcie trzech minionych kampanii udało mu się trafiać do siatki odpowiednio 17, 22 i 19 razy, dziś ma na koncie już 14 goli, a nie jesteśmy nawet na półmetku rozgrywek. Francuz rozkręcił się na dobre, jedenaście ze wspomnianych czternastu trafień zanotował od 17 października, co czyni go obecnie jednym z najskuteczniejszych piłkarzy na Starym Kontynencie. Mimo tego wszystkiego były król strzelców Ligue 1 nadal nie jest ceniony do tego stopnia, do którego powinien. Zarzuca mu się, że jest zbyt wolny, marnuje za dużo sytuacji, nie strzela ważnych goli.
People overrating Giroud AGAIN, means Wenger won't sign a striker in January now lol bad news for us winning things this season
— J (@afcjayyyy) December 10, 2015
Jednak czy nie jest to patrzenie w przeszłość? 9 grudnia Arsenal z nożem na gardle mierzył się w ostatnim meczu grupowym Ligi Mistrzów z Olympiakosem. W przypadku wygranej londyńczycy mieliby tyle samo punktów co Grecy, więc liczyłby się bilans bramek w bezpośrednich starciach. A że pierwsze spotkanie zakończyło się wynikiem 3:2 dla Pireusu, Anglicy musieli zwyciężyć przynajmniej dwoma golami.
Co więc zrobił Giroud? Strzelił hat-tricka, pierwszego zresztą w barwach drużyny. Na osiem wygranych spotkań w lidze, w których Francuz trafiał do siatki, cztery razy był to pierwszy gol meczu. „Kanonierzy” w Premier League dotychczas dziesięciokrotnie schodzili z boiska jako lepszy zespół, w ośmiu z tych spotkań ich najskuteczniejszy snajper wpisał się na listę strzelców. W związku z tym możemy przyjąć założenie, że jeśli Giroud strzela, Arsenal wygrywa.
Do dziewięciu goli w lidze dołożył pięć trafień w Lidze Mistrzów, prócz niezwykle ważnego hat-tricka z Olympiakosem strzelał w obu meczach z Bayernem Monachium. Co prawda, na krajowym podwórku nie znalazł się w rubryce „bramki” w spotkaniach z Chelsea, United i Liverpoolem, ale jego ogólna statystyka prezentuje się bardzo solidnie. Jeśli dodamy do tego fakt, że napastników rozlicza się przede wszystkim z goli, a ligę wygrywa się nie tylko w meczach z wielkimi drużynami, pokazuje nam się obraz napastnika z prawdziwego zdarzenia.
Wenger przed sezonem do swojej układanki dołożył jedynie Petra Cecha, co wywołało falę komentarzy w stylu „znowu nie sprowadziliśmy napastnika ze światowego topu, jak mamy wygrywać?„. Jak się okazuje, menedżer w swojej pasiastej kurtce miał pomysł na drużynę. Brak rewolucji w składzie pozwolił graczom lepiej się zrozumieć, w trwającej kampanii gra Arsenalu nie zależy od jednego Alexisa, a na swój najlepszy poziom wkroczyli między innymi nasz bohater, Oezil, Kościelny, Monreal czy Bellerin.
Wydaje się, że Wenger w końcu ułożył obrazek z puzzli, które kolekcjonuje od dobrych paru sezonów. Wobec fatalnej dyspozycji Chelsea, która w czasie pisania tego tekstu zwolniła Jose Mourinho, a także bardzo niepewnych drużyn z Manchesteru, Arsenal jest obecnie głównym faworytem w wyścigu o mistrzostwo. W tabeli ustępuje jedynie Leicester, które w wyjazdowym meczu we wrześniu ograł aż 5:2 (zgadnijcie, kto strzelił ostatnią bramkę?). Jeśli kluczowe postaci zespołu z Olivierem Giroud na czele nie spuszczą z tonu i nie zaczną w drugiej połowie sezonu grać w kratkę, co mają w zwyczaju od lat, kibice „Kanonierów” będą mogli cieszyć się z odzyskania utraconego ponad dekadę temu mistrzostwa. I to bez napastnika klasy światowej. Z drugiej strony, skoro nie udało się z van Persiem…
https://twitter.com/__arsenalnews_/status/675282019115524097
Bardzo fajny tekst,tylko mecz w Londynie zakończył się wynikiem 3-2 dla Olimpiacosu,nie 2-0 :)
Racja, błąd z pośpiechu. Dzięki za czujność!
Brawo, Brawo, brawo! Cenie przede wszystkim za obiektywizm i merytoryczny ton tego tekstu. Rzadkość! I oby to mistrzostwo trafiło na The Emirates Stadium!
Przyznaję, byłaby to ciekawa odmiana.