Być może 31. kolejka nie obfitowała w niezwykle efektowne spotkania, jednak nie zabrakło w niej istotnych starć w kontekście utrzymania. Trzy z czterech sobotnich spotkań to potyczki między bezpośrednimi rywalami, których wciąż może dosięgnąć widmo spadku. Na deser oczy kibiców mogły przenieść się na Anfield, gdzie Liverpool próbował zrehabilitować się za porażkę na Old Trafford.
Huddersfield sprowadzone na ziemię
Ekipa Davida Wagnera przegrała trzecie z ostatnich czterech spotkań i zbliżyła się do strefy spadkowej. Po zwycięstwach nad Bournemouth i West Bromem wydawać się mogło, że „Teriery” wróciły do formy z początku sezonu. Ostatnie potyczki wskazują jednak, że ekipa Amerykanina do końca sezonu będzie musiała walczyć o utrzymanie.
Tym razem Huddersfield uległo Crystal Palace, a więc zespołowi, który przed startem kolejki znajdował się w strefie spadkowej. O zwycięstwie ekipy Hodgsona zadecydowały stałe fragmenty gry. Do siatki trafiali Tomkins i Milivojević, a więc gracze, którzy po spotkaniu z Manchesterem United spotkali się ze sporą dawką krytyki.
Niezwykle cenne zwycięstwo Crystal Palace pozwoliło „Orłom” na przynajmniej chwilową ucieczkę ponad strefę spadkową. Przypomnijmy, że ekipa Hodgsona pogrążona jest w kryzysie kadrowym i w tej sytuacji każdy punkty dla zespołu z Selhurst Park może się okazać na wagę złota.
Można odnieść wrażenie, że choć oba zespoły sąsiadują ze sobą w ligowej tabeli, to ich forma znajduje się na dwóch biegunach. Huddersfield słabnie z każdą kolejną kolejką, zaś Crystal Palace – za niedługo wzmocnione powrotem kluczowych piłkarzy – będzie w stanie regularnie punktować.
West Brom prawie wrócił do gry…
… ale prawie robi wielką różnicę. Zespół Alana Pardew musiał wygrać, jeśli wciąż chciał się liczyć w walce o pozostanie w Premier League. Goście nieźle rozpoczęli drugą połowę i szybko zdobyli prowadzenie. Później jednak wszystko wróciło do normy i West Brom nie wywiózł z Dean Court choćby punktu.
Kluczem do wygranej Bournemouth okazali się skuteczni skrzydłowi, którzy powoli odzyskują wysoką formę. Jordon Ibe i Junior Stanislas byli chimeryczni niemal przez cały sezon, ale od niedawna udowadniają, że zespół może na nich polegać w trudnych chwilach. Dziś duet Anglików pomógł drużynie wygrać dzięki indywidualnym popisom.
W przypadku West Bromu trudno szukać pozytywów. Ekipa Grzegorza Krychowiaka – który spędził mecz na ławce rezerwowych – wciąż jest nieskuteczna w ataku i ma dziurawą obronę. Co gorsza, kreowanie sytuacji podbramkowych stwarza West Bromowi wiele kłopotów. Przy takiej dyspozycji potrzeba cudu, aby pozostać w Premier League.
Lambert nie odmienił Stoke
Stoke poniosło kolejną porażkę na Britannia Stadium i można już z czystym sumieniem przyznać, że Paul Lambert nie wpłynął pozytywnie na zespół. Drużyna wciąż popełnia proste błędy i nie potrafi przechylać szali zwycięstwa na swoją korzyść. Sytuacja Stoke nie jest tak dramatyczna, jak ta West Bromu, ale można powoli mówić, że piłkarzom z Britannia pali się grunt pod nogami.
W sobotnie popołudnie komplet punktów ekipie Lamberta wyszarpał Everton, który również nie zachwycał w ostatnim czasie formą wyjazdową. Kluczem do zwycięstwa drużyny z Liverpoolu okazał się Cenk Tosun, który w ostatnich pięciu spotkaniach zdobył cztery bramki.
Jeśli Stoke ma się utrzymać w lidze, zawodnicy nie mogą popełniać tak głupich pomyłek jak Charlie Adam. Początek spotkania należał do gospodarzy, lecz brutalny faul Szkota sprawił, że goście grali z przewagą zawodnika. Pomimo walki do ostatnich minut Stoke nie wzbogaciło się choćby o punkt.
Salah niczym Suarez – najlepszy w Premier League?
Na zakończenie sobotnich zmagań w Premier League Liverpool rozniósł Watford dzięki kapitalnej dyspozycji Salaha. Egipcjanin powtórzył osiągnięcie Suareza z 2013 roku i zdobył w spotkaniu cztery bramki, do których dorzucił asystę. Na szczególne wyróżnienie zasługiwały pierwszy oraz trzeci gol, przy których Salah wręcz ośmieszył obronę Watfordu.
Podopieczni Kloppa świetnie odpowiedzieli na porażkę z Manchesterem United i ponownie odskoczyli Chelsea na siedem punktów. Liverpool dominował od pierwszej minuty i kreował sobie wiele groźnych sytuacji bramkowych. Choć ponownie na czołówkach gazet znajdzie się Salah, to również dobry występ zanotowali Mane, Firmino i Robertson.
Watford zaś potwierdził słabą formę wyjazdową i nie był w stanie przeciwstawić się sile ofensywnej Liverpoolu. Podopieczni Gracii popełniali proste błędy w defensywie i nie potrafili poradzić sobie z wysokim pressingiem gospodarzy. Na szczęście dla „Szerszeni” zespół z Vicarage Road potrzebuje już zaledwie czterech punktów, aby przeskoczyć magiczną barierę 40 punktów.
Trudno znaleźć na niego nowe epitety. Wszyscy są nim zachwyceni i słusznie. Myślę, że jesteśmy świadkami narodzin najlepszego. Steven Gerrard