Trzy spotkania, wszystkie przegrane, siedem straconych bramek, żadnej strzelonej – to fatalny bilans Korony Kielce na początku sezonu. Co zatem stało się z zespołem, który przed rokiem zachwycał w rodzimych rozgrywkach? Postanowiliśmy sprawdzić i zapytać trenera kielczan, Leszka Ojrzyńskiego.
Co się dzieje z Koroną, która przed rokiem do końca rozgrywek biła się o czołowe lokaty, a teraz ten początek sezonu wygląda wręcz beznadziejnie?
Dużo czynników ma wpływ na wyniki i tak jest też u nas. Tak się po prostu ułożyło, że w pierwszych trzech meczach polegliśmy, a każde spotkanie to osobna historia, i tak bym to określił. Wiemy dobrze, że w pierwszym meczu nie mogliśmy skorzystać z pięciu zawodników, którzy mogliby wystąpić, gdyby zdrowie im dopisywało. W naszej sytuacji to była bardzo duża strata. W drugim spotkaniu dołączyli już Sobolewski i Lenartowski, ale zadecydowała nasza niekonsekwencja i głupota. W dziewięciu wygrać mecz to naprawdę wielka sztuka. A ostatnie spotkanie to jeden strzał w światło bramki przeciwników. I to wystarczyło, a my byliśmy za słabi, chociaż mieliśmy swoje okazje. Na pewno jednak nie zachwyciliśmy. To wszystko jest już historią. We Wrocławiu na przykład strzeliliśmy prawidłową bramkę, która nie została uznana, ale wiadomo, że patrzy się zawsze przez pryzmat wyniku.
Czuje Pan narastającą presję w Kielcach? W Ruchu Chorzów, który zaczął sezon identycznie jak Korona, włodarze już się pożegnali z trenerem Fornalikiem.
Na pewno jest presja, bo w tym zawodzie cały czas trzeba czuć presję, a czy ktoś się ze mną pożegna, to już nie do mnie pytanie. Wiadomo jednak, że jak zaczniemy zdobywać punkty, to nikt się z trenerem nie pożegna. Ruch to jest jednak wicemistrz Polski, grał w europejskich pucharach, tam są duże oczekiwania. To jest inny przypadek. Musimy jakoś przebrnąć przez ten trudny okres i wtedy wszystko wróci na właściwe tory. Problemów mamy jednak bardzo dużo, jakoś tak się wszystko niefortunnie układa, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy.
Wspomniał Pan o powrocie na właściwie tory. Teraz jest przerwa reprezentacyjna, a co za tym idzie więcej czasu na przygotowania. Co zatem trzeba poprawić w grze Korony?
Musimy przede wszystkim być skuteczniejsi na boisku. Czasami jeden strzał spowoduje, że przegrywasz i nie masz nic. Ja chcę wiedzieć, że mam wszystkich do dyspozycji, wtedy się buduje atmosferę i ma się większą możliwość manewru taktycznego, a do tej pory byliśmy zdani na to, co mieliśmy. Gnębiły nas kłopoty zdrowotne, może nie jakieś straszne, ale to się przeciągało i naprawdę przez to dużo straciliśmy.
Ostatnio jeden z ekspertów telewizyjnych powiedział, że teraz właśnie Korona płaci za styl gry, jaki prezentowała przed rokiem, że sędziowie są bardziej wyczuleni na zagrania Pana podopiecznych, nie dają pograć kielczanom, surowiej to wszystko oceniają. Jak Pan to skomentuje?
Nie wiem, nie słyszałem tej wypowiedzi. Surowiej to znaczy, że co? Że prawidłowej bramki nam się nie uznaje? Że karnego się nie gwiżdże?
Chodziło tu raczej o to, że sędziowie baczniej przyglądają się poczynaniom Pana zawodników, żeby nie pojawiały się już takie zarzuty, że Koronie daje się pograć nieco ostrzej niż, być może, innym drużynom.
Nam się nie pozwalało przecież, mieliśmy najwięcej kartek. Przed tamtym sezonem mówiło się, że Korona jest kandydatem do spadku, a zajęła piąte miejsce, i tak to wyglądało. Opinie są różne, ale czegoś takiego nie ma. Sędziowie wcale tak drobiazgowo nie gwiżdżą wobec nas. Dostawaliśmy słuszne kartki i tyle.
ssij mi fiuta!