Każdy selekcjoner miał swoich ulubieńców. Nie raz, nie dwa łapaliśmy się za głowy, widząc na liście powołanych nazwisko piłkarza, którego większość kibiców zostawiłaby w domu. Jerzy Brzęczek od początku swojej kadencji kojarzony jest z powołaniami dla Arkadiusza Recy. Tym razem jednak przyjazd lewego obrońcy na zgrupowanie w końcu broni się sportowo.
Obsada lewej strony defensywy reprezentacji Polski od lat jest tematem krajowej dyskusji. Śmiało można powiedzieć, że jesteśmy narodem obdarzonym świetnymi bramkarzami lub dobrymi skrzydłowymi. Z lewą stroną obrony od dawna za to mamy problem. Grali tam zawodnicy nie zawsze prezentujący odpowiedni poziom lub starano się rozwiązać ten problem niecodziennymi eksperymentami. Borykali się z tym poprzedni selekcjonerzy, boryka też Jerzy Brzęczek.
Na początku był chaos
Zapraszanie na zgrupowania Arkadiusza Recy od początku miało tylko jedno wytłumaczenie. Brzęczek prowadził obrońcę w Wiśle Płock, znał więc jego atuty i uznał, że przydadzą się w jego reprezentacji. Niegrający w klubie Reca był solidnie poniewierany przez opinię publiczną, zostając w jakiś sposób znakiem firmowym selekcjonera. Przeciwnicy Brzęczka zrobili sobie z gracza Atalanty kozła ofiarnego, podając go jako dowód, że nowy trener kadry nie wie, co czyni.
Powodów czysto sportowych, przemawiających za nominacjami dla Recy rzeczywiście było jak na lekarstwo. Po przeprowadzce do Włoch nie grał wcale. Liczba minut, które nazbierał w zeszłym sezonie, nie dawała nawet dwóch pełnych spotkań. Mimo to na kadrze nie pojawił się jedynie raz z powodu urazu. Stała się dzięki temu rzecz niecodzienna: w zeszłym sezonie Arkadiusz Reca rozegrał w kadrze ponad dwa razy więcej minut niż w klubie.
Niejednokrotnie bywało tak, że mimo powołania obrońca poczynania kolegów oglądał z ławki bądź trybun. Coraz częściej więc pojawiało się pytanie, po co powoływać chłopaka, któremu nie daje się grać? Raz jeden udało się Recy zamknąć na chwilę usta krytykom. W meczu eliminacyjnym przeciwko Łotwie w Warszawie świetnie wszedł w pole karne i posłał piłkę na głowę Roberta Lewandowskiego. Asysta jednak tylko na moment uciszyła niedowiarków.
Atalanta prowadzi z najgorszym zespołem w lidze, beznadziejnym Chievo 5:0 a Arkadiusz Reca przyspawany do ławki. Wszystkie zmiany w Atalancie wykorzystane. Sytuacja beznadziejna. Szans na grę w tym momencie nie ma właściwie żadnych. #włoskarobota
— Piotr Dumanowski (@PDumanowski) October 21, 2018
Zmiana klubu, zmiana statusu
Latem Recy udało się uciec z więzienia w Bergamo i spróbować swoich sił w SPAL. Zespół, w którym występuje również Thiago Cionek, dał lewemu obrońcy to, czego ten tak bardzo potrzebował – minuty. Walcząca o spokojny ligowy byt drużyna z północy Włoch miała być dla Recy miejscem do regularnej gry, co w końcu stało się faktem.
Debiut w nowym klubie przypadł Recy na trzecią kolejkę sezonu 2019/2020. Początki nie były łatwe. Mimo że Lazio schodziło z boiska pokonane, nasz defensor nie mógł zaliczyć tego spotkania do udanych. Gdy po godzinie gry opuszczał murawę, SPAL przegrywało jedną bramką. Dopiero gol w doliczonym czasie gry dał gospodarzom upragnione trzy punkty.
Drugie podejście również nie było najlepsze. W przegranym spotkaniu z Lecce Reca przebywał na boisku 77 minut i kolejny raz nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia. Widać było, że ostatni rok spędził, głównie trenując, na murawie pojawiając się rzadziej niż od święta. Opinia, że „żaden trening nie zastąpi ci meczu”, zdawała się idealnie pasować do pierwszych tygodni Recy w nowym otoczeniu.
Wystrzał
Nie mógł sobie polski obrońca znaleźć lepszego momentu na odnalezienie formy niż starcie przeciwko Juventusowi. Trudno oczywiście oczekiwać, by SPAL było w stanie urwać „Starej Damie” jakieś punkty, lecz Reca za to spotkanie zebrał pierwsze pochwały. Grając na lewym wahadle, często brał odważnie udział w akcjach ofensywnych, nie zaniedbując przy tym obowiązków w obronie. Pierwszy promyk nadziei, który z czasem ma się zamienić w regularne błyszczenie na włoskich boiskach.
Potwierdzenie dobrej formy defensora nadeszło bardzo szybko. Był jednym z najlepszych zawodników meczu z Parmą, który w końcu udało się wygrać. Imponował wydolnością, będąc w stanie cały czas biegać z obrony do ataku i z powrotem. Zwracano uwagę na jego umiejętność dośrodkowania w pełnym biegu, odważne dryblingi czy próby schodzenia do środka. Dodatkowo zaskoczył mocnym wyrzutem piłki z autu, dzięki któremu pod polem karnym rywali nieraz robiło się gorąco.
Arek Reca się rozkręca. Z Parmą 90 min na lewej pomocy, dużo szybkich akcji, kilka niezłych podań i prób strzałów, odważnie wchodził w drybling, pomocny w obronie, koledzy ze SPAL często mu grali, z zaufaniem. Wygląda to na duży przełom
— Mateusz Skwierawski (@MSkwierawski) October 5, 2019
Sam zainteresowany jest świadomy, że ma teraz dobry okres. W wywiadach podkreśla, że jest w formie i z przyjemnością wybiegnie na murawę. Tym bardziej że z najbliższym przeciwnikiem kadry Brzęczka ma bardzo dobre wspomnienia.
Mając w perspektywie mecz z Łotwą, Reca daje wiele powodów, by wystawić go od pierwszej minuty. Wiadomo, że to Polacy będą prowadzić grę i większą ilość czasu spędzać na połowie przeciwnika. Ofensywnie usposobiony Reca może świetnie wykorzystać przestrzeń, którą zrobi mu Kamil Grosicki. Patrząc na brak chemii pomiędzy Brzęczkiem a Rybusem, oraz problemy zdrowotne, które zgłaszał Jędrzejczyk, obrońca SPAL powinien być mocnym kandydatem do pierwszego składu. W końcu nie z przymusu lub braku opcji, lecz po solidnym zapracowaniu na ten zaszczyt.