Warto kupować odkrycia wielkich turniejów? Sprawdźmy!


Kilka nazwisk, które dzięki mundialowi i Euro podniosły swoją wartość

17 czerwca 2016 Warto kupować odkrycia wielkich turniejów? Sprawdźmy!

Powszechnie mówi się, że Euro 2016 to świetna okazja, by odpowiednio się wypromować. Wiecie, turniej oglądany przez miliony kibiców na całym świecie, sympatyzujących z wielkimi gigantami futbolu. To musi działać na wyobraźnię. Każdy znakomity występ to idealna okazja, by znaleźć się na pierwszych stronach gazet jako nazwisko łączone z transferem do klubu X, Y lub Z. Tylko czy aby faktycznie jest w tym wszystkim większa logika? A może wielkie turnieje to po prostu okazja, by mniej kumatym zespołom lub tym narwanym wcisnąć piłkarzy za grube pieniądze. Oczywiście ze skromną pomocą szarych eminencji pokroju np. Jorge Mendesa. Sprawdźmy kilka głośnych nazwisk, które to właśnie dzięki wielkim turniejom znalazły się w orbitach wielkich klubów. Kto z nich faktycznie spełnił oczekiwania?


Udostępnij na Udostępnij na

Milan Baros

Zaczynamy od szczególnego przypadku, bo akurat Baros to zawodnik, który po niezwykle udanym dla siebie turnieju w Portugalii w 2004 roku nie doczekał się wcale wielkiego transferu. Przecież czeski zawodnik wówczas od kilku lat był już piłkarzem Liverpoolu. Niemniej tam radził sobie bardzo przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. Bo czymże jest dosłownie nieco ponad dziesięć bramek strzelonych przez dwa sezony dla „The Reds”? Tymczasem Baros na Euro był kluczową postacią rewelacyjnej reprezentacji Czech, która dotarła aż do półfinału. Tam jednak poniosła klęskę, przegrywając z Grecją po srebrnym golu. Chociaż cena Barosa znacząco wzrosła, to w klubie postanowiono zatrzymać napastnika. Ten w kolejnych rozgrywkach zdobył dziewięć goli w BPL, dorzucają do tego dwa trafienia w Lidze Mistrzów. Te ostatnie rozgrywki wygrał wraz z Jerzym Dudkiem, ale umówmy się, dużo więcej po nim oczekiwano. W tym kontekście za naprawdę niezły deal należy uznać 17,5 mln, jakie Liverpool otrzymał za zawodnika, sprzedając go do Aston Villi.

Angelos Charisteas

W Grecji postać legendarna. W Europie? Raczej bohater jednego turnieju. Bo co tu dużo mówić, napastnik drużyny, która w Portugalii zaszokowała cały świat, wielkiej kariery nie zrobił. Owszem, trochę pograł w Bundeslidze, pół roku po Euro 2004 przeniósł się za sześć milionów euro do Ajaxu. A potem zaczęła się już jedna wielka tułaczka, w trakcie której zawodnik ten nie mógł nigdzie dłużej zagrzać miejsca. Niemcy, Holandia, Francja, Grecja i wreszcie… Arabia Saudyjska – sporo tego, prawda? Od czasu wspaniałego turnieju Charisteasowi nie udało się spędzić prawie w ani jednym klubie więcej niż dwunastu miesięcy. Wyjątkiem pod tym względem był Nurnberg. To mówi samo za siebie.

Andriej Arszawin

Prawdopodobnie największe odkrycie Euro 2008, podobnie jak zresztą cała reprezentacja Rosji, który dotarła aż do półfinału, po drodze eliminując rozpędzoną Holandię. Arszawin zaś był wtedy jej główną gwiazdą obok Romana Pawluczenki. Turniej w Austrii i Szwajcarii był zresztą świetnym ukoronowaniem znakomitego sezonu zawodnika, który przed wyjazdem z kadrą na turniej świętował m.in. zdobycie z Zenitem Pucharu UEFA. Na transfer pomocnik musiał jednak chwilę poczekać, gdyż dopiero zimą 2009 roku i to w ostatnim dniu okienka klub porozumiał się w kwestii jego sprzedaży z Arsenalem, który zapłacił za niego 24 mln. Podejrzewamy, że dziś po takim turnieju Arszawin opchnięto by za kwotę dwa razy większą. Wtedy realia jeszcze wyglądały nieco inaczej, choć już wkrótce miało się to zmienić. A jak sobie w Londynie sam Arszawin poradził? Cóż, raczej nie będą o nim pisać rozdziałów w książkach o historii „Kanonierów”.

Roman Pawljuczenko

Ten sam turniej i również wielkie odkrycie, które doczekało się transferu za dobre pieniądze. Za 17 mln euro, tuż pod koniec letniego okienka, z usług Rosjanina postanowił skorzystać angielskie Tottenham. Niestety, Pawljuczenkę Europa zweryfikowała bardzo szybko. „Koguty” oczekiwały po nim wielu bramek. Ale wiecie, jak to jest. Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. I faktycznie, dziesięć goli w swoim najlepszym sezonie w ciągu czterech lat to nie było z pewnością to, co sobie na White Hart Lane wyobrażano.

Vaclav Pilar

Odkryciem turnieju w Polsce i na Ukrainie był m.in. reprezentant Czech, który świeżo po turnieju miał zostać piłkarzem Wolfsburga. W istocie, był to naprawdę niezły występ ze strony ówczesnego piłkarza Hradec Kralove. Tylko że i jego osoba zaliczyła mocne zderzenie ze ścianą podczas epizodu w Bundeslidze. Zakończmy na tym, że dziś w mieście Volkswagena nikt za Pilarem nie tęskni.

Jordi Alba

To akurat trafiony strzał. Alba, już wówczas ważne ogniwo w reprezentacji Hiszpanii, po triumfie w Kijowie przeniósł się do FC Barcelona. Co ciekawe, za niezbyt duże pieniądze, około 10 milionów. I dziś nikt na Camp Nou nie żałuje tego ruchu. Tym bardziej że o porządnych lewych obrońców dzisiaj niezbyt łatwo. A Alba przez kilka lat gry pokazał, że absolutnie niczego mu nie brakuje. Zawodnik kompletny.

James Rodriguez

A tu już ostatni mundial w Brazylii i fenomenalna gra Kolumbijczyka, dzięki której bardzo szybko zwrócił on swoją uwagę ze strony Realu Madryt. Resztę historii znacie. Kiedy w oku Florentino Pereza pojawi się ten tajemniczy i charakterystyczny błysk, trudno już potem bossa z Santiago Bernabeu powstrzymać przed wyciągnięciem telefonu i zadaniem tego kultowego pytania: „Ile to będzie kosztować?”. W przypadku Jamesa było to około 75 milionów. Chociaż były zawodnik Monaco ma już za sobą dwa sezony w Madrycie, to jednak wciąż nie można pozbyć się wrażenia, że jego potencjał jest dużo większy niż gra, którą prezentuje na boisku. A może po prostu wciąż patrzymy na niego przez pryzmat turnieju, na którym absolutnie ciągnął grę zespołu?

Keylor Navas

James nie był jedynym, które tuż po mundialu w Brazylii wpadł w oko Florentino Perezowi. Bohater Kostaryki również doczekał się prestiżowej posady w Madrycie, zresztą całkowicie zasłużenie, bo już od wielu lat wyróżniał się na hiszpańskich boiskach. Turniej w 2014 potwierdził tylko to, co bliżej zorientowani wiedzieli już od dawna. Momentami niechciany, traktowany z lekkim przymrużeniem oka, wykorzystał w tym sezonie splot wielu okoliczności i skutecznie bronił bramki „Królewskich”.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze