Starcie West Hamu z Manchesterem City – to nie brzmi jak zapowiedź wielkich emocji. Jednak dzięki bardzo dobrej postawie przeciwko drużynom o porównywalnej klasie "Młoty" przystępowały do tego spotkania jako czwarty zespół w tabeli, a wielu ekspertów prorokowało ciężką przeprawę ekipy obecnego mistrza Anglii na boisku Boleyn Ground.
Do spotkania rozpoczynającego 9. kolejkę Barclays Premier League drużyny przystępowały w zgoła odmiennych nastrojach. Drużyna West Hamu bardzo dobrze wykorzystała w miarę sprzyjający terminarz początku sezonu i po 8 kolejkach legitymowała się czterema zwycięstwami. Wyniki te były w dużej mierze zasługą nowych napastników WHU: najlepszego zawodnika League 2 ubiegłego sezonu Diafry Sakho i wyróżniającego się w barwach Ekwadoru na ostatnim mundialu Ennera Valencii. Na City z kolei przed sobotnim spotkaniem spadła fala krytyki po oddaniu wydawało się pewnego zwycięstwa nad CSKA w Lidze Mistrzów. Po meczu w Moskwie ponownie rozgorzały głosy mówiące o tym, że City mimo wielkich sum łożonych na piłkarzy i ich kontrakty dalej jest drużyną swojego podwórka – zdolną wywalczyć mistrzostwo Anglii, ale zawodzącą w spotkaniach z drużynami z kontynentu.
City od początkowych minut starało się zepchnąć „Młoty” do defensywy, co pokazywało chociażby ustawienie z dwójką napastników – Dżeko i Aguero. West Ham z kolei postawił na głębokie cofnięcie pod swoje pole karne, agresywny odbiór piłki i czekanie na dogodne kontry. Agresja w grze West Hamu spowodowała dwie dogodne szanse dla City w 5. i 7. minucie gry z rzutów wolnych, a także żółtą kartkę dla Amalfitano. Gracz ten otworzył wynik meczu w 21. minucie. Rozgrywający bardzo dobre zawody Alex Song posłał idealną, prostopadłą piłkę między obrońców do Valencii, który zdecydowanie wbiegł w pole karny i będąc przy linii końcowej, podał na pustą bramkę do Morgana Amalfitano. Drużyna z Manchesteru rzuciła się do ataku, co mogło być w 27. minucie ponownie skarcone przez „The Hammers” – dogodną sytuację z głowy zmarnował Stewart Downing. Do 42. minuty niewiele działo się na boisku – Manchester przeważał, ale grał wolno, przewidywalnie, wiele z tego nie wychodziło. Wreszcie we wspomnianej 42. minucie mogło być 2:0 dla West Hamu. Świetną piłkę w pole karne dostał Valencia, oddał strzał lewą nogą, który minimalnie minął słupek bramki Joe Harta. Akcja ta rozochociła „Młoty” na tyle, że stworzyły jeszcze dwie dobre okazje przed końcem gry, gola mógł zdobyć, przecinając dobrą wrzutkę po ziemi, najlepszy na boisku Collins. Na tym skończyła się pierwsza połowa. Należy obok Collinsa wyróżnić cały zespól West Hamu, który grał bardzo ofiarnie w defensywie, podwajał, potrajał atakujących City, nie dając im miejsca na cokolwiek. W drużynie „The Citizens” jako jedyny dobrze zagrał Sergio Aguero – widać było, że zawodnik jest w świetnej formie, i jeżeli pozostanie zdrowy, będzie głównym kandydatem do tytułu króla strzelców.
Po przerwie West Ham pokazał, że nie będzie się jedynie bronić przez całą drugą połowę, czego najlepszym dowodem był groźny strzał Downinga po rzucie wolnym bitym przez Valencię w 53. minucie. Cztery minuty później kolejną sytuacje stworzył Sakho, co ostatecznie przekonało Manuela Pellegriniego do rozpoczęcia zmian. Pierwszym, który opuścił boisko, był Edin Dżeko, który grał gorzej niż słabo, bardziej przeszkadzając niż pomagając Sergio Aguero. Zastąpił go Czarnogórzec Stefan Jovetić. Tuż po zmianie dwie dobre okazje do strzelenia gola miał Aguero. Ofiarne interwencje Collinsa i Adriana uratowały jednak „The Hammers”. Ten sam zawodnik zaliczył poprzeczkę po dośrodkowaniu Navasa. Gdyby nie pech, Argentyńczyk miałby już dwa gole na swoim koncie. Po porzeczce „Big Sam” postanowił zacieśnić szeregi w drugiej linii, ściągając mającego żółtą kartkę Amalfitano i wprowadzając blisko dwumetrowego defensywnego pomocnika Cheicka Kouyate. Okazało się to bardzo dobrą decyzją – Kouyate świetnie wyłożył piłkę Sakho, co niemal zakończyło się golem w 72. minucie. Dwie minuty później City zaliczyło kolejną poprzeczkę, tym razem strzelał Yaya Toure po akcji (jakżeby inaczej) Aguero. Chwilę później było 2:0. Po świetnej wrzutce Creswella bramkę zdobył Diafra Sakho z głowy. Joe Hart co prawda wybił piłkę, goal-line technology wskazało jednak, że zrobił to w momencie, gdy piłka całą objętością była już w bramce. Dwie minuty później było już 2:1. Po solowej akcji i strzale zza pola karnego nadzieję City przywrócił David Silva. Tuż po golu Pellegrini przeprowadził dwie zmiany naraz. Wprowadzając Kolarova i Millnera, pokazał, że gra jedynie o wygraną. Do końca City stwarzało groźne sytuacje, na bramkę Adriana strzelali groźnie Toure, a także z dystansu Jovetić i Kolarov, dzielnie broniący się zawodnicy WHU dowieźli jednak zwycięstwo i zdobyli zasłużone trzy punkty.
To był naprawdę emocjonujący mecz, o czym świadczą 32 strzały, jakie oddały obydwa zespoły. West Ham pokazał, że jest dobrze poukładaną drużyną, która ma swój styl, swój pomysł na grę. Mimo że rywal przeważał, gracze „Młotów” robili swoje, dzielnie walczyli w defensywie i mogli wygrać jeszcze okazalej. Szczególnie gra Diafry Sakho, Collinsa i Adriana imponowała. O „The Citizens” nie można powiedzieć nic złego. Mimo że przegrali, stworzyli wiele sytuacji, mieli dwie poprzeczki, wyraźnie przeważali, po prostu rywal dzisiaj był naprawdę równorzędny i miał szczęście. Dobre zawody rozegrał Sergio Aguero, który po raz kolejny mógł ustrzelić kolejne cztery gole w jednym meczu. Najsłabsi w zespole „Błękitnych” byli Dżeko oraz Fernando, co nie uszło uwadze także Pellegriniego. Wracając do West Hamu – z taką grą podopieczni Sama Allardyce’a mogą na dłużej zadomowić się w czołowej szóstce ligi. Widać, że zawodnicy, którzy przybyli na Boleyn Ground, dobrze się wkomponowali w zespół, są znacznym wzmocnieniem, a ekipa „Młotów” stała się groźnym rywalem dla każdego.