Dziś, pierwszy raz od 2014 roku, mogliśmy obejrzeć mecz ligowy pomiędzy Widzewem Łódź a Koroną Kielce. Spotkanie rozgrywane w ramach zaległej 16. kolejki zakończyło się zwycięstwem gospodarzy. Łodzianie ustalili wynik tej rywalizacji już w pierwszej połowie. Gole na wagę trzech punktów zdobywali debiutanci.
Ostatnie spotkanie z udziałem tych dwóch zespołów odbyło się w kwietniu 2014 roku. Rywalizacja rozgrywała się na najwyższym szczeblu w Polsce. Zakończyło się podziałem punktów (2:2). Natomiast po raz ostatni kielczanie na al. Piłsudskiego 138 grali w 2013 roku. Zwyciężyli wówczas gospodarze 2:1, a dubletem popisał się Łotysz, Eduards Visnakovs. Przy jednym z trafień asystę zaliczył Velijko Batrović, z którym wywiad możecie przeczytać tutaj.
Wspólna historia
W szeregach Widzewa nie brakuje zawodników, którzy w przeszłości reprezentowali barwy Korony Kielce. W obecnej kadrze „Czerwono-biało-czerwonych” jest trzech takich piłkarzy. Mateusz Możdzeń, Łukasz Kosakiewicz i oczywiście Marcin Robak. Pierwszy z tej wymienionej trójki spędził w stolicy województwa świętokrzyskiego dwa i pół roku. W tym czasie wystąpił w 88 meczach, w których zdobył osiem goli i zanotował siedem asyst. Później zaliczył epizod w Zagłębiu Sosnowiec, aż wreszcie trafił do Łodzi. Droga bocznego obrońcy – Kosakiewicza – było nieco krótsza. Popularny „Kosa” do Widzewa przeszedł bezpośrednio z Korony. W ciągu dwóch lat zagrał równe 60 meczów.
Jeśli chodzi natomiast o Marcina Robaka, to ten trafił na Piłsudskiego w styczniu 2011 roku. 38-letni snajper podobnie jak Możdżen spędził w Kielcach 30 miesięcy. 22 gole i 18 asyst w 75 spotkaniach. Całkiem dobre statystyki, ale to w Widzewie wszedł na wyższy poziom i stał się legendą klubu. Grając już w czerwono-biało-czerwonych barwach, dwukrotnie mierzył się ze swoją byłą drużyną. Udało mu się strzelić jednego gola. W tym sezonie Fortuna 1. Ligi ma na swoim koncie sześć trafień. To spotkanie, toczone w ramach 16. kolejki, rozpoczął na ławce rezerwowych.
W ekipie z Kielc też są piłkarze, którzy w przeszłości reprezentowali barwy Widzewa. Kornel Kordas i Marcel Gąsior. Pierwszy był absolutnie ważnym wyborem trenera Kaczmarka, gdy ten prowadził klub z Łodzi. Drugi trafił do Korony w letnim okienku transferowym. W czerwono-biało-czerwonych barwach dużej kariery jednak nie zrobił.
Chęć do gry
Mimo że pogoda nie sprzyja grze w piłkę, obie ekipy rozpoczęły to starcie z ogromnym animuszem. Piłkarze jednych i drugich byli naładowani energią. Od samego niemal początku do końca pierwszej połowy mieliśmy okazję oglądać bardzo otwarty mecz, z wieloma składanymi akcjami i, co najważniejsze, z groźnymi strzałami na bramkę. Naprawdę dobrze się to oglądało, jak na pierwszoligowy poziom oczywiście. Podopieczni Dobiego jednak byli po pierwsze skuteczniejsi, ale też i szczelniejsi w tyłach. Chociaż w końcówce pierwszej odsłony wyglądali na bardzo zmęczonych. Brak koncentracji mógł kosztować ich straconego gola.
Ale dali radę. Dotrwali i zeszli do szatni z dwubramkowym prowadzeniem. Gole dla Widzewa zdobywali debiutanci – Paweł Tomczyk i Piotr Samiec-Talar. Były lechita, wykorzystując to, że Marcin Robak siedział dziś na ławce, podszedł do rzutu karnego i pewnym, mocnym strzałem w swoją prawą stronę pokonał Marka Kozioła. To oczywiście pierwsze trafienie w oficjalnym spotkaniu dla „Czerwono-biało-czerwonych” w wykonaniu popularnego „Pawki”. Tym samym jest to jego pierwszy gol od września ubiegłego roku. Czekał, czekał i wreszcie się doczekał. Poświęciliśmy mu kilka słów w naszym iGolowym Skarbie Kibica.
Łodzianie mieli sporo wolnej przestrzeni w środku pola, a do tego niefrasobliwość kielczan w obronie po prostu kuła w oczy. Nic więc dziwnego, że widzewiacy co rusz wychodzili z kontratakami. Podopieczni Macieja Bartoszka nie radzili sobie z wysokim pressingiem, jaki zakładali gospodarze. Po szybkiej akcji prowadzenie podwyższył Piotr Samiec-Talar, dla którego też było to premierowe trafienie w czerwonej koszulce. Wypożyczony ze Śląska Wrocław idealnie odnalazł się w polu karnym Korony. Był tam, gdzie powinien być napastnik. W tej pierwszej połowie młody zawodnik zdecydowanie się wyróżniał. Dobrze wyszkolony technicznie udowadniał, że piłka przy nodze mu nie przeszkadza. Miła odmiana dla kibiców Widzewa.
Obrona Łodzi
Druga odsłona tego spotkania rozpoczęła się od groźnego ataku młodzieżowca, Dawida Lisowskiego. Kielczanie wyszli agresywnie, naładowani energią. Zapewne w szatni nie obyło się bez kilku ostrych słów trenera Bartoszka, który jak mało kto potrafi zmotywować swoich podopiecznych. Szkoleniowiec Korony zawsze wymaga od piłkarzy zaangażowania na 200 procent. Łodzianie jednak szybko odpowiedzieli i byli blisko podwyższenia wyniku. Sędzia Lasyk podyktował drugą w tym meczu „jedenastkę” dla Widzewa, po raz drugi do tego stałego fragmentu gry podszedł Paweł Tomczyk i… koncertowo zawalił. Poczuł się chyba zbyt pewnie.
Niewykorzystana okazja mogła się szybko zemścić. W 57. minucie niepilnowany Marko Pervan z okolic 10. metra uderzył z głowy, ale tuż obok słupka. Przewaga gości zarysowywała się coraz bardziej. Kłopoty Widzewa były coraz wyraźniejsze. Podopieczni Dobiego cofnęli się tak głęboko, że nie mogli wyjść momentami z własnej połowy. Każda strata łodzian natomiast pod bramką Kozioła kończyła się kontrą. Ekipy zamieniły się rolami z pierwszej połowy. Tym razem to widzewiacy zostawiali dużo przestrzeni w środku pola, narażając się co chwilę na kontrataki. Mimo to obrona Łodzi zakończyła się sukcesem.
Im bliżej końca tej rywalizacji, tym gra była ostrzejsza. Na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem poważnie wyglądającego urazu doznał Patryk Stępiński. Lewy obrońca po ostrym wejściu w nogę nie był w stanie kontynuować gry. Będziemy wyczekiwać informacji o jego stanie zdrowia. Widzew zaczął ten rok (w oficjalnych meczach) od bardzo ważnych trzech puntów. Czy będzie to spotkanie przełomowe i „Czerwono-biało-czerwoni” ruszą ku górze ligowej tabeli?