Poznańska lokomotywa została zatrzymana po raz kolejny. Tym razem na własnym boisku. Pierwszy raz od maja Lech Poznań przegrał przy Bułgarskiej. Jeśli Stal Mielec zatrzymała „Kolejorza”, to Pogoń Szczecin dzisiaj rozjechała „Dumę Wielkopolski” i wyszła z tego bez szwanku. Po raz kolejny w rolach głównych pokazali się obrońcy Lecha, a „Portowcy” punktowali jak dobry pięściarz. W konsekwencji Pogoń Szczecin awansowała na podium ligowej tabeli.
Pierwotnie spotkanie pomiędzy Lechem Poznań a Pogonią Szczecin miało się odbyć pod koniec września. Wtedy jednak na przeszkodzie stanął koronawirus i mecz „Kolejorza” w Lidze Europy. Wówczas sytuacja była zgoła odmienna. To Lech Poznań był rozpędzony. Obecnie jest troszkę innaczej. To „Duma Wielkopolski” zmaga się z problemami, za to Pogoń z meczu na mecz wygląda coraz lepiej. Co warte podkreślenia, było to ostatnie zaległe spotkanie. Teraz już wszyscy mają po tyle samo meczów.
Decydujący tydzień
Siódme miejsce po 12. spotkaniach to na pewno wynik, który nie cieszy kibiców, zarządu ani Dariusza Żurawia. Zwłaszcza że miał być to sezon, w którym wszystko będzie działać, jak należy. Można odnieść wrażenie, że Liga Europy pokrzyżowała plany „Kolejorza”. Rozgrywki europejskie zweryfikowały poznańską drużynę, jak i prezesów, którzy nie wzmocnili wystarczająco kadry.
Ten tydzień miał odpowiedzieć na pytanie, o co tak naprawdę będzie walczył Lech. Spotkanie ze Stalą Mielec nie poszło po myśli poznaniaków i ostatecznie do Poznania przywieźli tylko jeden punkt. O wiele trudniejszym przeciwnikiem miała być Pogoń Szczecin, która dobrze spisywała się w ostatnich miesiącach. Tak więc jeśli „Kolejorz” miał jeszcze ambicje walki o mistrzostwo, to musiał dzisiaj zwyciężyć.
– Mamy jeszcze dwa mecze przed sobą i musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby ta sytuacja nie była gorsza. Potem mamy chwilę odpoczynku i uważam, że jeśli dobrze się przygotujemy, jeśli dobrze w klubie przepracujemy nie tylko okres przygotowawczy, ale i to okienko transferowe, to jeszcze nic nie jest stracone – mówił na konferencji prasowej Dariusz Żuraw.
Po przedłużenie serii
Takiej presji i oczekiwań na pewno nie ma w Szczecinie, gdzie życie biegnie swoim torem. Nikt się nie podpala po dobrych wynikach, tylko w spokoju pracuje. Pogoń Szczecin to chyba najbardziej niedoceniana drużyna w ekstraklasie. Najlepiej zespół buduje się w ciszy. Takie motto chyba przyświeca trenerowi „Portowców”. Kosta Runjaic buduje z roku na rok coraz mocniejszy zespół.
Przed wypadem do Poznania szczecinianie znajdowali się na czwartej lokacie, a ewentualne zwycięstwo przesuwało ich na podium. To już nie lada sukces. Ostatnie spotkania Pogoni także sprawiły, że w Zachodniopomorskiem poczuli, że można powalczyć choćby o europejskie puchary. W poprzednich dwóch spotkaniach „Portowcy” pokonali dwóch beniaminków – Stal Mielec i Wartę Poznań, a ich największą bronią jest obrona. Obecnie najlepsza w PKO Ekstraklasie. W niej jednak w Poznaniu brakowało Huberta Matyni. Oprócz niego pauzować za kartki musiał Alexander Gorgon. Bardzo ciekawe rozwiązanie przygotował trener Kosta Runjaic, który zdecydował się na wystawienie Michała Kucharczyka na lewej obronie. Dosyć ryzykowne rozwiązanie, ale jak się okazało, słuszne.
Z wiarą, pasją i zaangażowaniem! Po kolejne trzy punkty, Portowcy! 🔥 #LPOPOG
_______________________________#WygrajKochana | #PomnikDlaFloriana 👇— Pogoń Szczecin (@PogonSzczecin) December 16, 2020
Lech Poznań, czyli resztki sił
Nie jest tajemnicą, że Lech ma ogromne problemy kadrowe. Przyczyniła się do tego przede wszystkim Liga Europy. ”Kolejorz ” ma rozegranych dziesięć spotkań więcej od Pogoni. Dochodzą do tego jeszcze różne podróże. W końcu musi przyjść kres i granica. Widzimy to bardzo wyraźnie po słabej formie Tymoteusza Puchacza, Jakuba Modera czy Jakuba Kamińskiego. To nie ci sami zawodnicy co z początku sezonu. Odbija się to bardzo wyraźnie na formie całego zespołu i wynikach. Myślę, że dzisiaj Brighton nie dałoby 11 milionów euro za środkowego pomocnika Lecha.
Brakowało także ludzi, którzy odciążyliby wychowanków poznańskiej akademii. W trudnych momentach nie miał kto zabrać wózka z napisem „Lech Poznań”. Do tego doszły kontuzje skrzydłowych, Jana Sykory i Michała Skórasia. Konsekwencją tego był kolejny występ Filipa Marchwińskiego na skrzydle. Dariusz Żuraw postanowił też dać jeszcze jedną szansę Karlo Muharowi, choć raczej chciał dać odpocząć Daniemu Ramirezowi. Pech chciał, że Chorwat to jedyna opcja. W meczu z Pogonią pokazał, dlaczego Dariusz Żuraw ma do niego nadszarpnięte zaufanie.
#LPOPOG pic.twitter.com/Ij20Lm45Rd
— Lech Poznań (@LechPoznan) December 16, 2020
Obrona Lecha w roli głównej
Spotkanie rozpoczęło się mocnym akcentem. W zasadzie niespodziewanym. Emocji dostarczył nam kapitan Lecha Poznań, Thomas Rogne. Już w 3. minucie Pogoń cieszyła się z pierwszej bramki właśnie za sprawą Norwega, gdyż ten w kuriozalny sposób wpakował piłkę do siatki. Chciałoby się rzec, kwintesencja „Kolejorza” w tym sezonie. Mało brakowało, a Lech odpowiedziałby mocnym uderzeniem. „Portowców” uratował, nie po raz pierwszy w tym sezonie, Dante Stipica. W dogodnej sytuacji znalazł się nikt inny jak Mikael Ishak. Ogólnie rzecz biorąc, mocne pierwsze minuty.
W pierwszej połowie bardzo mocno rzucał się w oczy wysoki pressing Lecha, który sprawiał niemałe kłopoty Pogoni. Dziurawa była też flanka zabezpieczana przez Michała Kucharczyka, który ewidentnie miał problemy z defensywą. Gdy Lech atakował, to zazwyczaj stroną prawą, gdzie znajdowali się Jakub Kamiński i Alan Czerwiński. W pierwszych minutach atakowali przede wszystkim po kontrach, jednak od 20. minuty inicjatywę przejął „Kolejorz”. Potwierdziły się też problemy Lecha ze stałymi fragmentami gry, gdyż po fatalnej interwencji Filipa Bednarka zrobiło się gorąco w polu karnym poznaniaków.
Lechici chcieli, żeby pierwsza nieudana połowa zakończyła się jak najszybciej. Niestety, ale Pogoń nie miała zamiaru poprzestać na jednej bramce. Po błędzie Muhara i jego fatalnym i nieodpowiedzialnym wyprowadzeniu piłki „Portowcy” strzelili drugą bramkę. Po przechwycie w środku pola Kacper Kozłowski przebiegł z futbolówką kilka metrów, a później dograł idealną piłkę do Sebastiana Kowalczyka. Ten zmierzył się w pojedynku jeden na jeden z Filipem Bednarkiem, z którego wyszedł zwycięsko. Gwódź do trumny mógł wpakować Santeri Hostikka, niestety w dobrej sytuacji pomylił się o metr. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Ostateczny wyrok na Lecha zapadł jeszcze w pierwszej połowie. Karnego spowodowanego przez Djordje Crnomarkovicia wykorzystał Kamil Drygas.
Bezbłędna i skoncentrowana Pogoń prowadzi aż trzema bramkami po kuriozalnej interwencji Rogne, perfekcyjnym kontrataku oraz rzucie karnym.
Statystyki I połowy #LPOPOG pic.twitter.com/27TYR6fr21— EkstraStats (@EkstraStats) December 16, 2020
Pełna kontrola
Jeśli ktoś myślał, że Pogoń zadowoli się trzema brameczkami w pierwszej połowie, to był w grubym błędzie. W pierwszej odsłonie gra toczyła się na ich warunkach. W drugiej połowie się to nie zmieniło. Jednak tym razem Pogoń spokojnie czekała i się broniła, czyli robiła to, co robi najlepiej. Na wyróżnienie za całe spotkanie zasługuje Kacper Kozłowski. Do asysty dołożył genialny przegląd pola. Dzielił i rządził na boisku. Jego vis-a-vis, Pedro Tiba, krył się przy nim. Więcej takich zawodników w ekstraklasie.
Na drugą połowę w drużynie Lecha nie wyszedł najlepszy strzelec i zawodnik „Kolejorza” w tym sezonie, Mikael Ishak. Oznaczało to tylko jedno, Dariusz Żuraw stwierdził, że zwija żagle i szykuje się na Wisłę Kraków. Zresztą komplet zmian Dariusz Żuraw wykorzystał już w 66. minucie, to mówi chyba wszystko. Pogoń zneutralizowała wszystkie atuty Lecha, jak pozostałe kraje zneutralizowały zapędy Niemców po II wojnie światowej. Rozebrała ich na czynniki pierwsze i wytoczyła działa tam, gdzie Lech ma problemy. Dzieła zniszczenia dokonał w doliczonym czasie gry Tomas Podstawski, a bramka padła oczywiście po rzucie rożnym.
Nie ukrywajmy, mecz zakończył się po pierwszej połowie. Druga część gry to było jedynie czekanie na końcowy gwizdek, a jeżeli ktoś tworzył sobie sytuacje, to Pogoń. Kilkukrotnie Filip Bednarek musiał ratować swoich kolegów przed jeszcze większą kompromitacją. Pogoń za to odnotowuje trzecie zwycięstwo z rzędu i melduje się na podium. Najprawdopodobniej przezimują na nim do stycznia, więc radość w Szczecinie jest ogromna. Należy jeszcze pochwalić „Portowców” za regularne wprowadzanie młodzieży. Kacper Kozłowski, Sebastian Kowalczyk, Adrian Benedyczak, Kacper Smoliński – to oni z meczu na mecz coraz więcej dają drużynie Kosty Runjaica. Kurs, jaki obrała Pogoń, jest bardzo dobry. W Poznaniu statek z napisem „Pogoń Szczecin” rozbił poznańską lokomotywę.
WYMARZONY WIECZÓR W POZNANIU! 😍
Wygrywamy i wskakujemy na trzecie miejsce w tabeli! 🔥
_____________________
Przerwa || 0:4 || #LPOPOG
⚽️ 2' Rogne (sam.)
⚽️ 40' Kowalczyk
⚽️ 45+' Drygas
⚽️ 90+' PodstawskiGłosuj na #PomnikDlaFloriana! 👇https://t.co/fnB0ezOV7h 🗳️ pic.twitter.com/iZbes2TtRg
— Pogoń Szczecin (@PogonSzczecin) December 16, 2020