Przegramy, wygramy – lizał ich pies. Czyli o za dużej krytyce reprezentacji Polski


Czy my aby nie przesadzamy z krytyką naszej kadry w stosunku do tego, co mamy?

8 października 2020 Przegramy, wygramy – lizał ich pies. Czyli o za dużej krytyce reprezentacji Polski
Tomasz Folta / PressFocus

Reprezentacja Polski w piłce nożnej. Jeszcze parę lat temu była największym dobrem sportu w naszym kraju. A teraz? Wydaje się złem koniecznym, z którym walczy polski kibic. Ale czy to nie jest przesadą? Dlaczego tak atakujemy na każdym kroku selekcjonera i jego decyzję? A może za bardzo zachłysnęliśmy się „sukcesem” Euro 2016? Wyszedł nam jeden turniej na 38 lat. I poczuliśmy się, jakbyśmy dotknęli nieba. A rzeczywistość jest brutalna. Dlatego dzisiaj spróbujemy zrobić coś niezwykle trudnego. Wcielimy się w rolę adwokata broniącego kadry Polski i atakującego krytykę wymierzoną w naszą reprezentację.


Udostępnij na Udostępnij na

Od razu na początku musimy to dodać. Nie, nie zamierzamy bronić książki o Jerzym Brzęczku autorstwa Małgorzaty Domagalik. Tego się nie da obronić i nikt o zdrowych zmysłach nie powinien nawet próbować się tego podjąć. My tutaj chcemy bardziej skupić się na samym ataku na kadrę. Choć jest on też sprokurowany zachowaniem selekcjonera. Tego nie da się pominąć, bo krytyka reprezentacji Polski głównie opiera się na selekcjonerze. To prawda, ale jest ona naszym zdaniem przesadzona. Szczególnie jak się czepia kogoś za każde słowo i drobny błąd. Kibice mają też błędne założenie co do siły naszej kadry. Ale o tym więcej poniżej.

Zwolnić Brzęczka!

Nie możemy uciec od tematu selekcjonera reprezentacji Polski. Niestety nie minęły dwa miesiące, a już poznaliśmy Jerzego Brzęczka z kilku odsłon. Od początku wiedzieliśmy, że będzie żywiej na konferencjach prasowych. Ale słaby start naszej kadry źle się odbijał na trenerze, który w mediach próbował wylewać z siebie emocje. Tutaj najlepszym przykładem jest atak na Michała Pola. To chyba jest najlepiej skomentowane w poniższym tweecie.

Każdy piłkarz czy trener jest tylko człowiekiem. Jedni sobie radzą lepiej ze stresem, inni gorzej. Niestety Jerzy Brzęczek przyjął złą taktykę. Ale w zasadzie od końca pierwszej edycji Ligi Narodów wszyscy walą w selekcjonera. Rozumiemy jeszcze merytoryczną krytykę za brak stylu czy faktycznie punktowanie poszczególnych błędów. A naszemu selekcjonerowi dostaje się dosłownie za wszystko. Zrobiło się modne czepianie Brzęczka w momencie, kiedy popełni najmniejszy błąd. Powie „dobry wieczór” zamiast „dzień dobry”. Kiedy powie „próbuj” do Krystiana Bielika przed wejściem na boisko (choć przed zmianą rozmawiał z nim długo asystent). Kiedy na konferencjach prasowych stara się bronić swojego pomysłu i przeinacza rzeczywistość. Ale czy tak nie było za wcześniejszego selekcjonera?

Za Adama Nawałki praktycznie niczego nie dało się dowiedzieć na konferencjach prasowych. Ten trener też nie rozmawiał 15 minut z piłkarzami przed wejściem na boisko. Ten trener też popełniał błędy. Miał jeden styl futbolu, który się u nas sprawdzał przez dwa lata. A kiedy zaczął być rozczytywany, to wszystko się posypało. Pomnik został oblany farbą. A kiedy ta farba spłynęła po kilku mocniejszych opadach deszczu, to zaczęliśmy tęsknić za starym selekcjonerem. Prawda jest tak, że on nie wykręciłby o wiele lepszego wyniku od tego, co mamy teraz. A jak za Nawałki na lewej stronie grał Artur Jędrzejczyk, to nie było tak głośnej krytyki jak teraz przy ustawianiu tam Bartosza Bereszyńskiego. W środku pola długo przekonywaliśmy się do Krzysztofa Mączyńskiego, a teraz selekcjonerowi nie wolno sprawdzać nowych rzeczy.

Największym problemem Jerzego Brzęczka jest brak przestawienia się z trybu trenera na tryb selekcjonera. Niestety przy pracy z kadrą to jest niezbędne. Bo ile treningów kadrowicze mają na zgrupowaniach? Za mało, żeby ich mocniej przestawiać w stosunku do tego, co robią w klubie. U naszego selekcjonera to widać najlepiej przy pracy drugiej linii, która ma wyraźne problemy. Wszystko przez to, że piłkarze z pomocy grają inaczej niż w swoich drużynach. Ale o tej formacji będzie więcej na naszym portalu w innym artykule. Ale wracając do rzeczy. Selekcjoner robi błędy, nie do końca piłkarze prezentują też to, co on chce. Wszystko jest to sprawa jego podejścia, które jest wciąż w trybie trenera. Jedynym wyjściem z tego układu wcale nie będzie zwolnienie, którego domagają się cały czas kibice. Jedyna opcja to dłuższe zgrupowanie, a takie będzie mieć miejsce dopiero przed Euro. Wtedy tak naprawdę będzie można w pełni ocenić pracę Brzęczka.

A zwolnienie teraz czy zaraz po wywalczeniu awansu na mistrzostwa Europy jest bezcelowe. Kto miałby zastąpić Jerzego Brzęczka? Najlepszą opcją wydawałoby się wzięcie jakiegoś obcokrajowca. Ale taki ktoś potrzebowałby czasu na zapoznanie się z naszymi obecnymi kadrowiczami oraz musiałby poznać naszą ligę. Wątpię, żeby zagraniczni trenerzy oglądali namiętnie rozgrywki PKO Ekstraklasy na tyle, żeby z miejsca wejść i poszukać coś pod siebie. Zresztą rodzimy trener też potrzebowałby czasu na zapoznanie się z kadrowiczami. A do Euro 2020 zostały nam jeszcze dwa krótkie zgrupowania oraz jedno długie. Czyli dopiero zapoznałby się z zawodnikami, a już musiałby część skreślać przed ważną imprezą piłkarską. Niemożliwe do zrealizowania. A łatwo jest powiedzieć „zwolnić Brzęczka”.

Mówi się też, że piłkarze nie są zadowoleni z tego, co prezentuje nasza kadra. Sprawy związane z taktyką szwankują. A pamiętacie minę Lewandowskiego po naszym awansie na mundial 2018? Wtedy tylko nasz kapitan nie był za bardzo szczęśliwy, bo wiedział o problemach kadry. Czemu wtedy nie było takiego szumu w internecie i gazetach?

Kadra 2020 wcale nie gorsza od tej kadry 2016

Przyjrzyjmy się czemuś innemu. Adam Nawałka dał nam sporo radości, kiedy mogliśmy zagrać wreszcie na turnieju rangi mistrzowskiej. Ba, nawet udało się nam wyjść z grupy! Potem dość szczęśliwie udało się nam awansować do ćwierćfinału, gdzie walczyliśmy jak równy z równym przeciwko Portugalii. Ale jest to trochę złudne. Dla niektórych pewnie dokonamy trochę herezji, ale prawda jest taka, że poprzedni selekcjoner miał mnóstwo szczęścia. Szczęścia, które jeszcze potrafił wykorzystać. Inna sprawa to przeciwnicy, z jakimi mierzyliśmy się od czasu wybrania Nawałki na selekcjonera reprezentacji Polski. Przyjrzeliśmy się wszystkim rywalom obu selekcjonerów pod kątem rankingu FIFA.

Adam Nawałka jako selekcjoner reprezentacji Polski prowadził ją w 50 meczach. Od początku swojej kadencji nie trafiał na mocnych rywali. Miał czas na stworzenie nowego rozdania, ale też nie wchodził od razu w najgłębszą wodę. Na pierwszego przeciwnika z pierwszej 30 rankingu FIFA tak naprawdę czekaliśmy do eliminacji do mistrzostw Europy 2016 i pamiętnego zwycięskiego meczu z Niemcami w Warszawie. Co prawda wcześniej mierzyliśmy się już z tym rywalem, ale wtedy Joachim Löw wystawił trzeci garnitur. Nasza kadra zremisowała 0:0, ale był to jeden z najnudniejszych meczów reprezentacyjnych w XXI wieku. Tak naprawdę większe przetarcie (mecz po meczu) ze światową czołówką mieliśmy dopiero na Euro 2016 i podczas meczów przygotowawczych do mundialu 2018. Wtedy już nasza kadra tak pięknie nie wyglądała.

Jerzy Brzęczek nie miał za dużo czasu na przebudowę, a już na start trafił na mocnych przeciwników. Włochy i Portugalia to od lat światowa czołówka, a u nas miały być wszczęte zmiany po nieudanych mistrzostwach w Rosji. Poza pierwszym meczem w ramach Ligi Narodów nie było za bardzo czego chwalić. Ale selekcjoner musiał wnieść do kadry nową myśl, a nie kontynuować tę starą. Ją już wszyscy przeczytali, o czym zdał sobie sprawę Nawałka. Ale niestety przed mundialem totalnie zabłądził taktycznie.

Szkocja – Polska: Reakcja mediów na Wyspach

Wracając do porównania obu drużyn (tej z eliminacji do Euro 2016 i do Euro 2020), to czy faktycznie statystycznie wypadamy teraz tak blado? Z tych pamiętnych eliminacji za czasów Nawałki najlepiej wspominamy mecz z Niemcami wygrany w Warszawie. Ale zapominamy o innych spotkaniach. W bólach dwukrotnie zremisowaliśmy ze Szkocją. Z Irlandię też nam tak łatwo nie było. I właśnie tę ostatnią wyprzedziliśmy o trzy punkty w klasyfikacji końcowej, co dało nam bezpośredni awans na Euro 2016. A w poprzednim roku wygraliśmy grupę. Co prawda nie mieliśmy w niej drużyny z czołówki rankingu FIFA, ale tym razem udawało się punktować wszystkich przeciwników. Były słabe mecze ze Słowenią czy Austrią, ale one nam nie zagroziły. Ale dla nas przestał się już liczyć wynik.

Stanęliśmy w miejscu?

Reprezentacja Polski od pięciu lat opiera się cały czas na tych samych piłkarzach. Trzon kadry dalej stanowią Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik. Problemem jest to, że tylko napastnik Bayernu utrzymał top. A nawet postawił kolejne kroki do przodu w swojej karierze. Po Euro 2016 dwaj kolejni to wciąż ważne punkty w kadrze, ale oni sami bardzo się nie rozwinęli. W piłce klubowej raczej zaliczyli regres. Dobrze, Krychowiak w Rosji się odrodził. Ale tam już gra inaczej i też nie ma to tak dużego przełożenia na kadrę. Glik był solidny w Monaco, dopóki nie zaczął popełniać zbyt wielu błędów. Nie bez powodów gra dzisiaj w Benevento.

Nadzieję na lepsze czasy daje nam młodzież. Jan Bednarek wygląda coraz lepiej w Anglii, ale wciąż potrzebuje Glika w kadrze. Czekamy na zdrowego Krystiana Bielika, który dał nam w środku trochę świeżości. Jest Sebastian Szymański, pojawił się ostatni Kamil Jóźwiak, może za chwilę i Jakub Moder będzie ważnym punktem kadry. Ale w tym momencie mamy więcej zmartwień. Problemy mamy na bokach obrony, problemy są też na skrzydłach. Ogólnie druga linia jeszcze nie funkcjonuje jak trzeba. Zmiennicy Lewandowskiego są bez formy. Przed Jerzym Brzęczkiem sporo pracy, a dodatkowo trener musi zmagać się z presją. Nie jest łatwo wskoczyć w buty po Adamie Nawałce, który dał nam tyle radości z gry reprezentacji Polski. Ale i jego sukces był trochę szczęśliwy. On przynajmniej miał swoją żelazną jedenastkę, a obecny selekcjoner jeszcze takowej nie ma.

Zapomniał wół, jak cielęciem był

Powtórzymy początek artykułu. Wyszedł nam jeden turniej na 38 lat. I poczuliśmy się, jakbyśmy dotknęli nieba. Nasza reprezentacja nie jest tak silna jak Bayern czy Juventus. Nasza reprezentacja ma potencjał, ale to wciąż nie jest kadra mogąca walczyć z najsilniejszymi przez dłuższy okres. Do tego trzeba trochę więcej niż jednego udanego pokolenia piłkarzy. Na pewno mamy lepsze piłkarsko czasy niż na samym początku XXI wieku. Wtedy cieszyliśmy się z awansu na pierwszy mundial od 26 lat. Teraz sam awans to dla nas za mało. Mamy dosyć upokorzeń na samym turnieju. Ale to nie powinno nikogo dziwić. Nikt nie lubi przegrywać.

Ale za tą kadrą zawsze będą stali kibice. Będą ją wspierać i kiedy trzeba, krytykować. Ale należy też pamiętać, gdzie byliśmy jeszcze nie tak dawno temu. Widzimy, gdzie jest nasza liga. I żebyśmy się za chwilę nie obudzili z ręką w nocniku, że znowu odstajemy na szczeblu reprezentacyjnym. Może właśnie nasza kadra obecnie gra na takim poziomie, jakim stoi nasza cała piłka? Szkoda tylko, że z meczów reprezentacji zrobił się plebiscyt na mocniejsze dopieprzenie selekcjonerowi czy danemu piłkarzowi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze