W derbach Londynu Arsenal przerwał serię ośmiu kolejnych spotkań bez zwycięstwa. W przypadku straty punktów mógł realnie przybliżyć się do strefy spadkowej. Czy w takim razie londyńskiej drużynie w tym sezonie definitywnie zostaje już tylko walka o utrzymanie?
Właśnie minął rok pracy Mikela Artety na ławce trenerskiej „Kanonierów”. Był to rok niczym jazda na rollercoasterze. Zdobycie upragnionych od dawna trofeów kazało Hiszpana kochać, żeby zaraz potem go nienawidzić. Słabe wejście w sezon i jeszcze gorsze wyniki w jego późniejszej części, nieprzemyślane transfery, słaba forma piłkarzy. To wszystko spowodowało, że Arsenal po 14. kolejkach zajmował piętnastą lokatę z zaledwie czterema punktami nad strefą spadkową.
Postawę „Kanonierów” bez ogródek skwitował Sam Allardyce, nowy menedżer West Bromwich Albion, który zapytany, czy w Arsenalu widzi rywala w walce o utrzymanie, odpowiedział: – Jeśli obecnie znajdują się w dolnej ósemce, to tak. Absolutnie.
Asked Sam Allardyce if @Arsenal were rivals at bottom: "Absolutely. They haven’t won a PL game for almost double figures (is seven, one win in 10). Getting beaten last night, even though not in PL drains confidence of Arsenal’s players. They will be wondering what has hit them"
— Simon Stone (@sistoney67) December 23, 2020
Upragnione przełamanie
Siedem meczów bez zwycięstwa w lidze oraz bezdyskusyjna porażka w Pucharze Ligi z Manchesterem City kazało w Chelsea upatrywać faworyta derbów Londynu. I to pomimo gry na Emirates Stadium. Jak widać, postawieni pod ścianą „Kanonierzy” postanowili podarować na święta swoim fanom wreszcie jakieś dobre wiadomości, przerywając serię bez wygranej i pokonując rywala 3:1.
Już w 1. minucie Gabriel Martinelli mógł dać prowadzenie Arsenalowi. Gospodarze grali spokojnie i rozważnie, a Chelsea nie była w stanie zdominować „Kanonierów” przez większość spotkania. Akcje były rwane i żadna z drużyn nie była w stanie wykreować dogodnych sytuacji. Chelsea stwarzała zagrożenie pod bramką głównie po stałych fragmentach gry, ale nie przynosiły one efektu. Arsenal jednak dwukrotnie ustrzelił rywala przed przerwą. Najpierw w 32. minucie Tierney został faulowany przez Jamesa w polu karnym. Rzut karny wykorzystał Lacazette. Tuż przed przerwą ostatnie winy wreszcie odkupił Granit Xhaka, fenomenalnym uderzeniem zdobywając bramkę z rzutu wolnego.
W drugiej połowie ni to strzałem, ni to dośrodkowaniem Bukayo Saka zdobył trzecią bramkę dla „Kanonierów”. Gospodarze mogli prowadzić wyżej, ale Elneny atomowym uderzeniem sprawdził tylko wytrzymałość poprzeczki. Chwilę później Tammy Abraham zdobył jedynego gola dla gości. Mieli oni jeszcze okazję na strzelenie bramki kontaktowej, ale w 90. minucie rzut karny wykonywany przez Jorginho obronił Bernd Leno. Arsenal nie przegrał meczu w Boże Narodzenie od 33 lat.
https://twitter.com/seb3iii/status/1342904415502688259
COME ON!
Three goals. Three points. ✅ #ARSCHE pic.twitter.com/g0i5kKgO3j
— Arsenal (@Arsenal) December 26, 2020
Piłkarze i kibice Arsenalu mogą wreszcie głęboko odetchnąć i nieśmiało uśmiechnąć się pod nosem. Jednak jedna jaskółka nie musi czynić wiosny. Tym bardziej że pozycja Artety nadal jest niepewna. Niska lokata w tabeli i odpadnięcie z Pucharu Ligi jej nie poprawiają. Pozostaje jeszcze walka w Pucharze Anglii i Lidze Europy, w której jednak do tej pory Arsenal nie miał trudnych przeciwników.
W młodych nadzieja
Przerwanie złej passy jest o tyle cenniejsze, że Arteta nie mógł skorzystać w meczu z Chelsea z kilku ważnych graczy. Pomimo tego zespół grał z charakterem, zawziętością, wygrywał walkę o drugie piłki, ale mało było płynności w grze. Pozytyw, jakiemu jednak trudno zaprzeczyć, to postawa młodych piłkarzy „Kanonierów”. Wspomniany już Saka, a także Gabriel Martinelli, Emile Smith Rowe, Joe Willock musieli brać na siebie ciężar akcji ofensywnych.
Trzeba przyznać, że ze swoich obowiązków wywiązali się lepiej niż dobrze, ale nie jest to jedyny mecz, w którym to na piłkarzach z dalszego szeregu opiera się obecnie gra „The Gunners”. Saka może czuć się już etatowym graczem pierwszej jedenastki, a do niego, oprócz wymienionych wcześniej, dochodzą jeszcze Eddie Nketiah i Ainsley Maitland-Niles. Każdy z nich ma już od kilku do kilkunastu spotkań na swoim koncie w tym sezonie i do ich gry można mieć najmniej pretensji. Obecna sytuacja w lidze oraz konieczność rotowania składem w bardzo napiętym kalendarzu dają Artecie nieoczekiwaną szansę ogrywania młodych zawodników, którzy być może nie otrzymywaliby tylu szans, gdyby zespół miał miejsce w czołówce, a starsi piłkarze nie zawodzili.
„Kanonierzy” bez prochu
Właśnie również z powodu kiepskiej formy zawodników, na których powinno się liczyć najbardziej, Arsenal znajduje się tu, gdzie się znajduje. Szczególna mizeria występuje w ataku „Kanonierów”. Od dłuższego czasu trener ma ból głowy, czy wystawić Aubameyanga czy Lacazette’a, nie ze względu na dobre statystyki, ale wybierając mniejsze zło. Obaj są tak bezproduktywni, że trzeba się zdecydować, który w mniejszym stopniu wpłynie na negatywną grę zespołu. Łącznie mają w tym sezonie siedem zdobytych bramek w lidze, co biorąc pod uwagę, że i tak nie ma obecnie w drużynie lepszych strzelców, pokazuje, jak od ich dobrej dyspozycji zależą wyniki drużyny.
Pierre-Emerick Aubameyang has scored more goals for opposition teams (1) than he has for Arsenal at the Emirates this season.
— Squawka (@Squawka) December 13, 2020
Tyczy się to większości doświadczonych piłkarzy. Nicolas Pepe, który miał być uzupełnieniem tej dwójki, również nie daje w ofensywie tyle, ile od niego oczekiwano, co przekłada się na minuty na boisku. Zostaje Willian, którego sprowadzono, aby nadał więcej kreatywności przedniej formacji. Do niego nie można mieć akurat zastrzeżeń. Jest jednym z niewielu piłkarzy utrzymujących równy, wysoki poziom, ale to nie daje liczb. Trzy asysty we wszystkich rozgrywkach na tym etapie sezonu chluby nie przynoszą.
Gdy dodać do tego brak kreatywności w drugiej linii, bazującej na chwilę obecną bardziej na odbiorze piłek niż na tworzeniu klarownych sytuacji oraz nierównej grze obrońców, mamy obraz kolosa na glinianych nogach, jakim obecnie jest Arsenal. Nasuwa się tylko pytanie, na ile jest to wina samego trenera?
Błędne budowanie kadry
Problemy z grą zespołu pojawiły się już za czasów Unaia Emery’ego. Wtedy zrzucano całą winę na trenera. Wcześniej winny niepowodzeń był Arsene Wenger, który decydował o transferach klubu. Problem wydaje się jednak większy. Brak jest wizji, jeśli chodzi o profil piłkarzy potrzebnych drużynie. Piłkarska czołówka zaczyna odjeżdżać, jeśli chodzi o rywalizację na tym polu. Oczywiście Arsenal stać na duże wydatki. W większości jednak padają pytania o zasadność tych transferów.
Tutaj zbliżamy się do fali krytyki, jaka w ostatnim czasie pojawia się pod adresem Edu, dyrektora sportowego Arsenalu. Ogromne pieniądze wydawane na piłkarzy, którzy nie podnoszą poziomu gry zespołu, a wręcz często są jego hamulcowymi, każą zadać pytanie, czy problemem Arsenalu nie jest trener, a osoby zasiadające w pokojach dyrektorskich i decyzje przez nie podejmowane.
Arsenal, prawdę mówiąc, nie posiada teraz drużyny, która budziłaby strach wśród przeciwników. Ot, kilkunastu solidnych piłkarzy, jakich pełno w innych zespołach na tym poziomie, uzupełnionych o kilka gwiazd, które akurat jednocześnie mają regres formy. To każe zastanowić się, czy błąd nie został popełniony w czasie okien transferowych, a teraz są tego efekty.
Oczywiście Arsenal nawet z obecną kadrą nie ma prawa tułać się w dolnych rejonach tabeli. Drużynie należy jednak dać impuls z kilku stron. Potrzeba im pewności siebie poprzez kolejne kilka dobrych występów, powrotu do optymalnej formy najważniejszych piłkarzy i dopływu do tego zespołu świeżej krwi.
Czy warto teraz zwalniać trenera? Trudno odpowiedzieć. Pozycja Artety na pewno nie poprawiła się jednym wygranym meczem, jednak nie ma pewności, że po zmianie zespół nie wpadłby w jeszcze większy marazm. Liga angielska weszła akurat w okres najintensywniejszej gry. Po dawce świąteczno-noworocznych spotkań często wiele drużyn odpada z walki o najwyższe cele. Arsenalowi wprawdzie mistrzostwo nie grozi, jednak najbliższe tygodnie pokażą, czy jest w stanie jeszcze nawiązać rywalizację z czołówką, czy powinien skupić się na grze w pucharach, przez które będzie wiodła jedyna droga do przyszłorocznej gry na arenie międzynarodowej.
Mówi się, że mistrzostwo zdobywa się meczami ze słabszymi przeciwnikami. W przypadku Arsenalu walka z nimi może decydować o pozostaniu w lidze.