Nowy sezon, nowe nadzieje, nowy Lech


Kibice "Kolejorza" ponownie wierzą w lepsze jutro dla swojego klubu

28 lipca 2019 Nowy sezon, nowe nadzieje, nowy Lech
Dariusz Skorupiński

Jeśli chcesz mecz obejrzeć, to zostań w domu i włącz go w telewizorze, jeśli chcesz mecz przeżyć, to idź na stadion – jest to jedna z najczęściej powtarzanych sekwencji w piłkarskim świecie. Jednakże trudno się z nią nie zgodzić. Zwłaszcza ludzie, którzy byli niejednokrotnie na stadionach piłkarskich, zdają sobie sprawę, jak fantastycznym uczuciem jest oglądanie spotkania z perspektywy trybun (szczególnie tych trybun, na których zasiadają kibice zagorzale dopingujący swój zespół). W Polsce mamy kilka obiektów, na których atmosfera jest wyjątkowo gorąca. Oczywiście zalicza się do nich stadion przy ulicy Bułgarskiej 17 w Poznaniu.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie można jednak nie wspomnieć o tym, co działo się na tym obiekcie w poprzednim sezonie. Frekwencja była najniższa od lat, część fanów w ogóle rozpoczęła bojkot i zapowiedziała, że nie powróci na stadion, dopóki w pionie sportowym Lecha nie dojdzie do konkretnych zmian. Piłkarze zawodzili, finalnie zajęli w lidze dopiero ósme miejsce, czyli najniższe, odkąd rządy w klubie przejął duet Klimczak – Rutkowski (a więc od 2011 roku).

Klęska żywiołowa

Bardzo często wpadki Lecha budziły w kibicach gniew czy frustrację. Fani widzieli, jak marnotrawiony jest potencjał klubu i dawali upust swojej złości poprzez różne okrzyki czy transparenty. Jednakże do żadnych poważniejszych ekscesów nie dochodziło.

Wszystko zmieniło się 20 maja 2018 roku. Tego dnia doszło do wybuchu tego całego gniewu, który gromadził się w kibicach przez lata. W ostatnim meczu sezonu 2017/2018 Lech nie był w stanie przeciwstawić się Legii. Stołeczny klub pewnie prowadził 2:0 i zmierzał po mistrzostwo Polski, mimo że liderem po rundzie zasadniczej był „Kolejorz”. W rundzie finałowej poznaniacy praktycznie bez walki oddali tytuł, który w zasadzie wydawał się już być ich.

Tego było już za wiele dla kibiców „Dumy Wielkopolski”. Postanowili w radykalny sposób zaprotestować przeciwko zarządowi, który ich zdaniem jest źródłem wszystkich nieszczęść w Lechu. Burda, którą wywołali, mogła skończyć się tylko w jeden sposób – walkower w meczu z Legią, zamknięcie stadionu na kilka meczów i ostra krytyka klubu w wykonaniu całego środowiska piłkarskiego w Polsce. Jak określił to Piotr Rutkowski na słynnej już konferencji prasowej po zakończeniu sezonu 2017/2018: „Cała Polska wali w ten klub”.

Kiedy dochodzi do klęsk żywiołowych typu trzęsienie ziemi czy huragan, to pierwsze chwile po ustaniu tegoż ekstremalnego zjawiska wyglądają tak, że w miejscu, w którym doszło do tego zdarzenia, są cisza i spokój. Wszystko jest zniszczone, ludzie wolą wciąż siedzieć w swoich kryjówkach i tylko nieliczni niepewnie wychodzą na zewnątrz, żeby sprawdzić, czy można już bezpiecznie się tam poruszać.

Sytuacja na trybunach przy Bułgarskiej w sezonie 2018/2019 to trochę taki właśnie krajobraz po klęsce żywiołowej, jaką w tym metaforycznym znaczeniu była oczywiście zadyma z dnia 20 maja 2018 roku. W pierwszych trzech meczach ligowych w Poznaniu stadion był zamknięty, później w meczu z Wisłą Kraków częściowo otwarty (z wyjątkiem Kotła). Następnie obiekt Lecha został już w całości otwarty, ale nawet wtedy atmosfera była daleka od sielankowej, a frekwencja, nawet na meczach przeciwko Legii, mizerna. Wyniki też nie pomagały, kibice coraz częściej zaczęli uderzać w zawodników.

Gruba kreska

Wygląda na to, że teraz wszystko wraca do normy – zarówno na boisku, jak i na trybunach. Oczywiście za Lechem dopiero dwie kolejki, więc szalenie trudno prognozować, jak skończy się ten sezon ligowy dla „Kolejorza”. Trzeba pamiętać, że poznaniacy zaczęli poprzednią kampanię od czterech zwycięstw z rzędu, a skończyli ją dramatycznie. Jednakże trzeba powiedzieć, że nowa drużyna Lecha spodobała się fanom.

Zarząd postanowił wrócić do korzeni. Włodarze Lecha ponownie stosują koncepcję, która dała „Kolejorzowi” ostatnie mistrzostwo Polski. Chodzi oczywiście o odmłodzenie kadry. Lech świetnie szkoli i powinien z tego korzystać. Kiedy w 2015 roku ekipa ze stolicy Wielkopolski zdobyła tytuł, to gwiazdami tamtej drużyny byli tacy zawodnicy, jak: Kamiński, Linetty, Kędziora czy Kownacki. Innymi słowy – młodzi piłkarze, których piłkarsko wychowała klubowa akademia.

Średnia wieku kadry „Kolejorza” to zaledwie 23 lata, co czyni podopiecznych Dariusza Żurawia najmłodszą drużyną w lidze. Fanom na pewno spodobały się też ciekawe wzmocnienia w defensywie oraz fakt, iż pozbyto się z klubu wielu symboli przegranego Lecha jak chociażby Radut czy Vujadinović. Te zmiany znalazły uznanie w ich oczach, więc postanowili dać szansę temu projektowi. Kibice, niczym Tadeusz Mazowiecki w 1989 roku, postanowili odkreślić przeszłość grubą kreską.

W meczu przeciwko Wiśle Płock stadion znowu żył jak dawniej. Frekwencja może nie rzuca na kolana, bo na Bułgarską przybyło niecałe 17 tysięcy widzów, ale i tak jest to znaczna poprawa w porównaniu z zeszłymi rozgrywkami. Kibice przygotowali piękną oprawę i od pierwszej do ostatniej minuty meczu z całych sił wspierali Lecha. Żadnych gwizdów na własnych piłkarzy czy mocnych transparentów w ich kierunku – tym razem nic takiego nie miało miejsca. Zero złej energii, tylko wspaniały doping!

Wiary nie brakuje

Kibice Lecha nazywają siebie „Wiarą Lecha”. Rzeczywiście na początku nowych rozgrywek fani mają sporo wiary w swój klub. Po wyjeździe do Gliwic, gdzie grupa około 700 kibiców „Kolejorza” zrobiła świetną atmosferę, doszło do pierwszego meczu domowego, w którym było cudownie zarówno na płycie boiska, jak i na trybunach. Doping był tak fantastyczny, że kiedy fani z Kotła krzyknęli: „Cały stadion śpiewa z nami” czy też „Cały stadion szale w górę”, to praktycznie wszyscy chętnie to zrobili i ochoczo przyłączyli się do dopingu. Zrobili to nawet ci kibice z sektorów rodzinnych (czy też jak kto woli „piknikowych”). Tego dnia naprawdę wiele osób chciało zdzierać gardło dla Lecha.

Nie da się ukryć, że to, co się dzieje na trybunach i na boisku, jest ściśle ze sobą powiązane. W poprzednim sezonie kibice uderzali w piłkarzy, atmosfera była smutna i napięta niczym plandeka na żuku, na murawie było wówczas równie źle. W piątek fani świetnie wspierali zawodników i ci grali, jakby mieli zdwojone siły.

Co więcej, po golach na 3:0 i 4:0 piłkarze podbiegli pod Kocioł świętować bramki razem z kibicami. Jeszcze trzy, cztery miesiące temu to było zupełnie nie do pomyślenia, ale na szczęście sytuacja w Poznaniu znacznie się unormowała. Po meczu w Gliwicach oraz przed starciem z płocką Wisłą fani śpiewali: „Kolejorz, jesteśmy z Wami”. Trudno się z nimi w tej kwestii nie zgodzić. Od pierwszych minut nowego sezonu kibice rzeczywiście są z zespołem, a piłkarze czują gigantyczne wsparcie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze