Notes taktyka: Juventus w fazie przebudowy


27 listopada 2015 Notes taktyka: Juventus w fazie przebudowy

Ku radości tych, którzy lubią na naszej stronie poczytać o wątkach taktycznych w piłce nożnej, ogłaszamy, że powracamy z cyklem „Notes taktyka”, który będzie się ukazywał w każdy piątek. Jako pierwszy pod lupę wzięliśmy Juventus Turyn przechodzący przez trudny czas z powodu utraty swoich czołowych graczy poprzedniej kampanii w letnim mercato.


Udostępnij na Udostępnij na

– Obserwuję to, co się tam dzieje, i bardzo mnie to boli, bo spędziłem tam trochę czasu i Juventus został w moim sercu. Jest mi przykro, gdy widzę, jak tak często przegrywają. Ale trzeba poczekać. Jedyne sensowne rozwiązanie to mieć wiarę w ten zespół.

Tak mówił Carlos Tevez pod koniec września, występując na żywo w argentyńskiej telewizji. To było apogeum kryzysu, bo „Stara Dama” właśnie przegrała w Neapolu i tylko zremisowała przed własną publicznością z beniaminkiem Frosinone. Jedno zwycięstwo w otwierających sezon sześciu spotkaniach było okrutnie słabym wynikiem. Skalę problemu w pierwszych tygodniach tej kampanii można też ująć inaczej – w poprzednich czterech sezonach Serie A, przegrali łącznie w dziesięciu (!!!) meczach, a w obecnym zanotowali już cztery porażki ligowe.

Pewien dołek był jednak do przewidzenia. Będzie to banalne i oczywiste, ale utrata Vidala, Pirlo i wspomnianego już Teveza musiała się w pewien sposób odbić na szatni, sposobie gry i wynikach.

Mimo tego nabyto wielu dobrych, ciekawych i perspektywicznych zawodników – Aleksa Sandro, Paulo Dybalę, Mario Leminę czy nieco bardziej doświadczonych Mandzukicia, Cuadrado, Hernanesa czy Khedirę. Kadra mimo wszystko została powiększona, a zarazem łatwo ocenić po profilach nowych jej członków, że Allegri zyskał nowe narzędzia do wygrywania i jego zespół będzie po prostu bardziej wszechstronny, bo ci gracze mają różne charakterystyki.

Wiadomo, że potrzeba czasu na ich wdrożenie, wpasowanie ich do zespołu i wypracowanie modelu gry i schematów, by ta maszyna znów zaczęła działać na maksymalnych obrotach. Jednak „Juve”, które wygrało ostatnie scudetto siedemnastoma punktami przewagi, powinno jako mistrz kraju prezentować się lepiej. Co zatem nie działa?

Jeśli ponieśli tyle porażek, to oczywiste jest, że musieli tracić bramki, tylko że nie było ich wcale bardzo dużo – dwie przegrane z Romą i Napoli to dwa gole stracone, zaś w niepowodzeniach z Sassuolo i Udinese Buffon jednokrotnie wyjmował piłkę z siatki. Analizując wszystkie bramki stracone, nie można wyciągnąć jednoznacznego wniosku, że jeden konkretny element nie działa. Te porażki na początku kampanii (bo teraz wyniki „Juve” uległy poprawie) wynikały z wielu aspektów.

Większość goli strzelonych przez rywali to albo złe krycie defensorów przy dośrodkowaniach, albo uderzenia pośrednie lub bezpośrednie z rzutów wolnych (tak padły trzy bramki). Mocno spadł procent obronionych strzałów celnych. Tak przedstawiały się one w poszczególnych sezonach: 2011/2012: 81%, 2012/2013: 78%, 2013/2014: 81%, 2014/2015: 76%, a już w obecnym są na poziomie 67%, czyli najniższym z tych tu przedstawionych.

Nie oznacza to jednak, że winny wszystkiemu jest bramkarz. Ktoś, kto ogląda mecze klubu z Turynu i widział wszystkie te bramki, wie, że przy większości nie miał niczego do powiedzenia. Więc rywale strzelają celniej, skuteczniej, ale też są łatwiej dopuszczani do takich okazji. Częściej decydują się na próby z dystansu – 2014/2015 to tylko cztery gole stracone po uderzeniach z daleka.

W tym takich bramek jest już sześć. Wychodzi tu brak zgrania poszczególnych formacji. Linia pomocy przeszła głęboką rewolucję, od startu Serie A Allegri desygnował do gry w niej sporo nazwisk, co nie przekłada się korzystnie na współpracę i zżycie poszczególnych formacji ze sobą (zachowanie odpowiednich odległości, odpowiednie przesuwanie się itd.). Wręcz przeciwnie. Ale fakt, że szkoleniowiec nie znalazł w czasie okresu przygotowawczego swojego stałego wyjściowego garnituru, sprawił, że musiał szukać rozwiązań w trakcie spotkań o stawkę, co kosztowało tyle punktów.

Więcej mankamentów tkwi jednak w formacji ofensywnej. Przedstawia to jedna mała tabela ze statystykami z czterech wybranych meczów, które nie zakończyły się pomyślnym wynikiem.

http://i65.tinypic.com/rcmsmg.png

Dane są szokujące. 97 strzałów „Starej Damy” przełożyło się na jedynie dwa gole. A rywalom do strzelenia czterech bramek wystarczyły 22 uderzenia na bramkę Buffona. Czy to pech, czy fenomenalne dyspozycje bramkarzy tych konkretnych rywali?

Znowu poszukamy wytłumaczenia w liczbach. Uwagę zwraca to, jak mało z tych wykonanych uderzeń rzeczywiście było w światło bramki. Ich skuteczność z obrębu pola karnego spadła z 58% do 40. Większy odsetek strzałów był też oddawany zza pola karnego, co również ma swoją przyczynę. Jak już wspomnieliśmy wyżej, najważniejsza dla kreacji sytuacji podbramkowych linia pomocy przechodziła dotąd wiele rotacji, co nie sprzyjało zgraniu, wobec czego zagrożenie pod bramką częściej wynikało z wygranego indywidualnego pojedynku lub z improwizacji. Brakowało powtarzalności.

Obecnie to wszystko uległo poprawie, co ma swoje odbicie na osiąganych rezultatach. Udało się triumfować na własnym obiekcie z Milanem oraz Manchesterem City, zachowując jednocześnie czyste konta. W starciu z wicemistrzem Anglii szczególnie widoczna była bezradność City z rozegraniem piłki. Drużyna, która jest uważana za jedną z lepiej rozgrywających atak pozycyjny w Premier League, nie umiała przedrzeć się przez zasieki obronne mistrza Włoch.

Wyszła przy tym rzecz jasna różnica w poziomach taktycznych obu lig, ale okazało się, że „Stara Dama” nie zapomniała, jak grać w europejskich pucharach. Allegri umiał porzucić swoje preferencje co do formacji i zrezygnował z ustawienia 4–3–1–2 na rzecz używanego przez swojego poprzednika, Antonio Conte, 3–5–2.

I to jest właśnie ogromna siła obecnie odradzającego się po chwilowym kryzysie „Juve”. Elastyczność taktyczna. Na Etihad Stadium w pierwszym meczu z Manchesterem City użyto formacji 4–5–1, w rewanżu 3–5–2, z Empoli w lidze, gdy trzeba było rozciągnąć rywala i użyć skrzydeł, wprowadzono Cuadrado i zagrano klasycznym 4–3–3, a gdy z Milanem Allegri chciał zdominować środek pola, to powrócił do swojej ulubionej opcji.

Bardzo interesująco zaczyna wyglądać także para napastników prezentująca różne, uzupełniające się walory. Jest bardziej dynamiczny, cofający się po piłkę i lepszy technicznie Dybala i penetrujący cały czas pole karne rywali Mandzukic bądź Morata, dobrze grający przy tym głową.

W pomocy na nowo zdefiniowano rolę Marchisio. „Włoski Gerrad”, jak mawiano o nim parę sezonów temu, przeszedł z pozycji bardziej ofensywnego środkowego pomocnika do tego najgłębiej cofniętego, na której mniej więcej zastępuje rolę Pirlo przy rozgrywaniu piłki (mniej więcej, bo jak wszyscy wiemy, Pirlo jest nie do podrobienia).

Nadal martwi trochę wysiłek, jaki zespół musi włożyć, by zdobywać gole z ataku pozycyjnego, ale to przyjdzie z czasem. Teraz wydaje się, że Juventus pożegnał się z demonami, które nawiedziły go na starcie kampanii i będzie powoli lecz konsekwentnie odrabiał stratę do czołówki Serie A, bo awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów zapewnił sobie dzięki triumfowi nad „The Citizens”.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze