Niesamowity, zimnokrwisty, do bólu skuteczny, killer. Na wiele sposobów można określić Nemanję Nikolicia, najlepszego strzelca ekstraklasy, zawodnika, dzięki któremu Stanisław Czerczesow może się pochwalić wygraną w pierwszym meczu w roli trenera Legii Warszawa.
Zabójczy napastnik Legii ma na swoim koncie już 15 bramek, a przecież nie dobiliśmy jeszcze do końca rundy jesiennej. W zeszłej kampanii najlepszym strzelcem był Kamil Wilczek – wówczas wystarczyło mu do tego 20 bramek. Bardzo dobry występ zaliczył też Tomasz Jodłowiec, człowiek, który podawał Nikoliciowi przy każdym(!!) z jego trzech goli.
https://twitter.com/RafalStec/status/655806416897384448
Wygrywając u siebie 3:1 z Cracovią, udało się przełamać słabą passę spotkań na własnym terenie, jaką prezentowała drużyna pod wodzą Henninga Berga. I na boisku sama jakość gry i jej płynność stały na o wiele wyższym poziomie niż przy remisach z Termalicą czy Zagłębiem Lubin.
Nie ma wątpliwości, że na wcielenie w życie wszystkich pomysłów trzeba czasu. Dlatego media i kibice pomysły Czerczesowa będą poznawać stopniowo – niczym rosyjską matrioszkę. Od najbardziej ogólnej wizji i sposobu na sukces do detali jak podejście do dziennikarzy na konferencjach prasowych czy preferencje co do lokalizacji przygotowań przedsezonowych.
Czego się dowiedzieliśmy po odkryciu pierwszej warstwy w debiucie z Cracovią? Przede wszystkim zaszła zmiana w ustawieniu. Michał Pazdan został przesunięty z linii obrony do linii pomocy. Tam występował w środku pola wraz z Tomaszem Jodłowcem i Dominikiem Furmanem. Wydawałoby się, że takie zestawienie personalne będzie miało negatywny wpływ na dystrybucję piłki pod bramkę przeciwnika, jednak tak nie było.

W fazie obronnej zespół ustawiał się w dwóch liniach, między którymi biegał Michał Pazdan. Ustawiał się tuż przed dwójką stoperów, tworząc monolit niełatwy do sforsowania dla lubiącej ofensywną piłkę Cracovii. W fazie ataku Pazdan zostawał z tyłu jako najbardziej cofnięty piłkarz pomocy, a przed nim, co mogło zaskakiwać, biegał Tomasz Jodłowiec w towarzystwie Dominika Furmana.
Reprezentantowi Polski mimo wszystko bliżej do gry pod własnym polem karnym niż przeciwnika, dlatego zaskakujące było, jak aktywnie były piłkarz Polonii Warszawa włączał się do poczynań ofensywnych gospodarzy od pierwszej minuty. Jodłowiec operował bliżej lewej strony i Michała Kucharczyka, Dominik Furman zaś na tej samej wysokości boiska, tylko że bliżej prawej strony. W późniejszej fazie meczu Czerczesow nieco to zmienił, cofając Jodłowca na wysokość Michała Pazdana, przed którymi grał Furman.
Tylko czy to był plan na Cracovię, krótkoterminowy, czy jest to strategia na dłuższą perspektywę? To się dopiero okaże. Ale piłkarze na pewno pozytywnie zareagowali na taki model odświeżenia – widać było większą motywację do gry, dużo pozytywnej agresji. Elementy, których tak bardzo brakowało w ostatnich tygodniach pracy Henninga Berga.
Słuchając pomeczowej konferencji prasowej, można przypuszczać, że Czerczesow chce tak grać. Mówił o tym, że jego gracze momentami zbyt długo trzymali piłkę, że byli z nią za wolni, trzymając i rozgrywając futbolówkę, zamiast przeprowadzić szybki i skuteczny atak.
Dlaczego zespołowi Jacka Zielińskiego się nie udało? Przecież przed niedzielnym wyjazdem do zimnej i deszczowej Warszawy osiągał bardzo dobre rezultaty na wyjazdach i zajmował wyższą pozycję w ligowej tabeli od stołecznej ekipy. Cracovia popełniła swoje stare i dobrze nam znane błędy związane z grą obronną. Już po dwóch minutach legioniści mogli trafić do siatki, gdy po uderzeniu głową Pazdana piłka minęła o centymetry słupek bramki strzeżonej przez Grzegorza Sandomierskiego.
Zieliński mówił, że krakowianie chcieli grać „fajną piłkę”, ale „czasem jednak trzeba zaciągnąć hamulec ręczny”. Dobrze to oddało nader ofensywną strategię, bez wyrachowania, bez wystarczającej koncentracji na grze defensywnej. Cracovia chciała wygrać na Legii, tak jak pokonała wiele innych, ale mniej renomowanych zespołów.
SC: "W pierwszej połowie za wolno przechodziliśmy do ataku. W drugiej było lepiej. Podobał mi się pressing."
— Michał Zachodny (@mzachodny) October 18, 2015
Bramka padła trzy minuty później, kiedy wysokie i błędne ustawienie linii defensywnej wykorzystał Nemanja Nikolić, unikając, jak się wydaje, spalonego i trafiając do pustej bramki po sprytnym minięciu bramkarza „Pasów”. Naiwna postawa gości została szybko wykorzystana. Zieliński mówił po meczu, że paradoksem jest fakt, że jego drużyna straciła trzy gole na Łazienkowskiej z kontrataków. Czy taka będzie nowa Legia – stawiająca na pressing, preferująca szybkie i dynamiczne akcje aniżeli kontrolę posiadania?
Rosyjskiemu szkoleniowcowi na pewno udało się wskrzesić duży potencjał, jakim na skalę naszej ekstraklasy dysponuje jego nowy pracodawca. W czwartek w Lidze Europejskiej przyjdzie o wiele bardziej wymagająca weryfikacja i to po niej zobaczymy, gdzie jest teraz wicemistrz Polski, nie tyle jeśli chodzi o pozycję na polskim podwórku, co na europejskiej skali.