Graham Potter od momentu podpisania kontraktu zmienił oblicze Brighton. Drużyna z The Amex Stadium zaczęła grać przyjemny dla oka futbol i dzięki temu pod jej adresem spłynęło wiele komplementów. Problem polega jednak na tym, że styl gry „Mew” nie ma przełożenia na wyniki. Na razie angielski szkoleniowiec ma poparcie zarządu. Ale kto wie, czy po znalezieniu się w strefie spadkowej kredyt zaufania nie zostanie wyczerpany.
Trudno jednoznacznie oceniać pracę Grahama Pottera. Z pewnością należą mu się ogromne pochwały, bo zupełnie zmienił oblicze drużyny z The Amex Stadium. Problem polega jednak na tym, że w parze z ładnym stylem nie idą wyniki, a one są najważniejsze. Można uparcie stawiać na swoją filozofię. Jeśli jednak nie przekłada się to na punkty, taka droga może prowadzić koniec końców donikąd. Dla Brighton nadchodzą bardzo ważne tygodnie. Jeśli bowiem nie uda się odskoczyć grupie pościgowej, widmo spadku zacznie krążyć coraz bardziej nad zespołem Grahama Pottera.
Potknięcia w meczach z bezpośrednimi rywalami
Brighton w tym sezonie wielokrotnie pokazywało, że nie boi się grać z najlepszymi drużynami. W końcu udało im się zremisować na własnym obiekcie z Liverpoolem. Niewiele również brakowało, aby wywalczyć chociaż punkt w starciach z Tottenhamem i Manchesterem United. Dodatkowe „oczka” zdobyte w takich spotkaniach miały być bonusem i przepustką do wyższych miejsc w tabeli. „Mewy” w tym sezonie chciały jednak gromadzić punkty w starciach z teoretycznie słabszymi drużynami. Problem polega na tym, że na razie nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Bardzo ważny miał być dla Brighton okres przedświąteczny. Na przestrzeni tygodnia zespół Grahama Pottera czekały starcia z Fulham i Sheffield, czyli z dwoma drużynami znajdującymi się w strefie spadkowej. Oba mecze miały zdefiniować cele klubu z The Amex Stadium. Sześć punktów gwarantowałoby spokój i możliwość złapania oddechu, natomiast potknięcia wprowadziłyby nerwową atmosferę w zespole „Mew”. Brighton z pewnością ma czego żałować, bo oba spotkania zakończyły się remisami. Z Fulham 0:0, a z Sheffield 1:1.
Szczególnym rozczarowaniem dla zespołu Grahama Pottera było to drugie starcie, bo od końcówki pierwszej połowy Brighton grało w przewadze, a i tak w drugiej części spotkania straciło bramkę i musiało gonić wynik. – Jesteśmy rozczarowani tylko jednym punktem, ale jednocześnie zagraliśmy naprawdę dobrze przez pierwsze 30 minut. Dzięki zmianie taktycznej, której dokonaliśmy, byliśmy naprawdę dominującym zespołem. Mieliśmy dobrą okazję, aby wygrać to spotkanie – mówił po spotkaniu Graham Potter.
⏰ It ends all square.
📲 https://t.co/S3j1TIedJv#BHAFC 🔵 | 1-1 pic.twitter.com/3C2nL2RtCb
— Brighton & Hove Albion (@OfficialBHAFC) December 20, 2020
Jeśli Brighton myśli w tym sezonie o bezpiecznym utrzymaniu, w drugiej części sezonu musi takie spotkania jak te z Fulham i Sheffield po prostu wygrywać. Gdzie „Mewy” mają szukać okazji do zapunktowania, jeśli nie w starciach z bezpośrednimi rywalami w walce o pozostanie w Premier League? Zespół Grahama Pottera nie ma jeszcze wystarczających umiejętności, aby urywać punkty najlepszym. Trzeba skupić się więc w głównej mierze na przeciwnikach z dolnych rejonów tabeli.
Słaba skuteczność
Dużym utrapieniem dla „Mew” w tym sezonie jest również skuteczność. Zespół Grahama Pottera chce grać ofensywny, oparty na dużej liczbie podań futbol. Nie przekłada się on jednak na bramki. To nie jest też tak, że Brighton nie kreuje sobie sytuacji w trakcie spotkań. Jest to bowiem drużyna, która pod względem stworzonych sobie okazji w przeliczeniu na 90 minut jest siódma w Premier League. Ponadto znajduje się na tym samym miejscu w statystyce oddanych strzałów w trakcie spotkania. „Mewy” są również szóstym zespołem w lidze, jeśli chodzi o liczbę kontaktów z piłką w polu karnym rywali.
Dla Brighton niestety liczba kreowanych okazji nie idzie w parze z ich wykorzystywaniem. Zespół Grahama Pottera wprawdzie jest wysoko w klasyfikacji zespołów, które najwięcej strzelają. Jeśli jednak popatrzymy na to, ile z tych strzałów jest celnych, to już nie jest kolorowo. „Mewy” bowiem pod tym względem są dopiero szesnastą drużyną w lidze. Portal Opta wyliczył, że Brighton stworzyło sobie w tym sezonie 31 tak zwanych „big chances” (są to okazje, które zawodnik powinien zamienić na gola). Piłkarze Grahama Pottera nie wykorzystali aż 20 z nich. Biorąc pod uwagę, że liczba „big chances” Southampton i West Hamu wynosi odpowiednio 23 i 26, a mają oni o 13 i 16 punktów więcej, dużo mówi to o niefrasobliwości Brighton w polu karnym rywali.
Poruszając problem wykańczania akcji, trzeba od razu rzucić okiem na napastników Brighton. Najlepszym strzelcem zespołu w Premier League jest Neal Maupay. Francuz ma na swoim koncie pięć bramek. To właśnie na nim „Mewy” muszą opierać swoją grę w ataku. Gole 24-latka stanowią ponad 25% wszystkich trafień zespołu Grahama Pottera w tym sezonie w Premier League, a potencjalnych zawodników, którzy mogliby go odciążyć, nie widać. Takim piłkarzem miał być Danny Welbeck, ale na razie jego forma strzelecka pozostawia wiele do życzenia.
Zaufanie i projekt długofalowy
Biorąc pod uwagę przeciętną dyspozycję Brighton w tym sezonie, czy sensowne będzie stwierdzenie, że Graham Potter powinien obawiać się o swoją posadę? W tym momencie raczej nie. Z pewnością utrudnił sobie życie w ostatnich tygodniach, remisując z Fulham oraz Sheffield, ale na The Amex Stadium liczą się również inne aspekty pracy niż tylko wyniki. Tony Bloom, właściciel Brighton, zatrudniając Grahama Pottera liczył się z tym, że angielski menedżer będzie chciał grać ofensywną piłkę, która może być przyczyną porażek. „Mewy” się tego jednak nie boją, wiedzą, że takie prowadzenie zespołu przyniesie korzyści w przyszłości, a cel jest jeden – wskoczyć do najlepszej dziesiątki klubów w Premier League.
Na The Amex Stadium dzisiejsze wyniki zespołu nie są tak istotne. Zarząd ceni sobie pracę Grahama Pottera. Pasuje on bowiem do filozofii prowadzenia klubu i cenią go zawodnicy. Za jego kadencji w Premier League zadebiutowało już siedmiu piłkarzy do 23. roku życia. Anglik nie boi się stawiać na młodych. Swoim podejściem do pracy i życia zdobywa poparcie zawodników. Pomaga mu w tym z pewnością wykształcenie w dziedzinie przywództwa, rozwoju osobistego i nauk społecznych. W wywiadzie dla „The Athletic” Mike van der Hoorn, były podopieczny Grahama Pottera za jego kadencji w Swansea, bardzo chwalił swojego byłego trenera: – Gdy pracujesz ze zwykłymi angielskimi menedżerami, po prostu siedzisz i słuchasz, a oni są szefami. Ale Graham był z nami od środka, pytał nas o rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy.
Z obozu Brighton dochodzą dzisiaj głosy, że Graham Potter jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Biorąc pod uwagę długofalowe cele klubu oraz sposób, w jaki prowadzi on zespół, to podejście jest całkiem słuszne. Mimo wszystko cała ta narracja może się zmienić, jeśli „Mewy” znajdą się w strefie spadkowej. Graham Potter musi więc skupić się wynikach, ale aby je zapewnić, konieczna będzie zmiana kilku rzeczy.
Co trzeba zmienić?
Graham Potter przede wszystkim musi sprawić, że jego napastnicy zaczną zdobywać więcej goli. Na razie tego najbardziej brakuje Brighton. Sytuacje są, ale nie ma prawdziwego egzekutora, który seryjnie zdobywałby bramki. Cierpi na tym cała drużyna, bo liczby mówią same za siebie. „Mewy” kreują sytuacje i dominują nad rywalami w swoich spotkaniach, ale brakuje jeszcze poparcia tych wszystkich statystyk golami. Brighton zimą nie zamierza jednak kupować nowego napastnika. Graham Potter wierzy, że obecni snajperzy, którzy znajdują się w kadrze, w drugiej części sezonu będą dawać zespołowi jeszcze więcej.
Kolejna kwestia, bez której trudno będzie walczyć o utrzymanie, to zwycięstwa na własnym boisku. W tym sezonie Brighton nie wygrało ani jednego spotkania na własnym obiekcie. Cztery remisy, cztery porażki i bilans bramek 7:12 nie napawa optymizmem. Można mówić, że w czasach, kiedy na trybunach brakuje kibiców, miejsce rozgrywania spotkań ma mniejsze znaczenie. Oczywiście jest to prawda, ale własne boisko to jednak własne boisko. Zespoły walczące o utrzymanie muszą na swoim podwórku być postrachem dla rywali i to właśnie na nim gwarantować sobie bezpieczną lokatę w tabeli.
👊 Full focus on @Wolves.#BHAFC 🔵⚪️ pic.twitter.com/uuppQANc4a
— Brighton & Hove Albion (@OfficialBHAFC) December 30, 2020
Dla Grahama Pottera najważniejsze będzie jednak to, aby jego kluczowi piłkarze byli do dyspozycji. Już w pierwszej części sezonu braki w postaci Adama Lallany, Tariqa Lampteya czy Lewisa Dunka mocno wpływały na zespół. Widać, ile ci gracze znaczą dla drużyny. Ich absencja nawet w pojedynczych meczach może być dla Brighton poważna w skutkach. Graham Potter wie, że na boisku jego zespół potrzebuje prawdziwych liderów. Nie jest to łatwy sezon dla „Mew”, ale może być on kluczowy. Jeśli uda się znowu bezpiecznie utrzymać, to za rok będzie można marzyć o czymś więcej niż tylko miejsce nad strefą spadkową. W końcu ambicje właściciela klubu, pana Tony’ego Blooma, sięgają znacznie wyżej.