0:5, 1:2, 0:3, 0:1, 1:2, 0:13 - to wyniki domowych meczów San Marino w eliminacjach do EURO 2008. I chociaż będzie to zadanie bardzo trudne, to jednak Polacy nie mogą dopisywać sobie już przed meczem trzech punktów.
Zwłaszcza że – kto jak kto – ale biało-czerwoni mają masę traumatycznych przeżyć, jeśli chodzi o potyczki z San Marino. Co prawda w czterech dotychczasowych spotkaniach z tą reprezentacją, biało-czerwoni zawsze zwyciężali, w sumie strzelając jej 11 goli, ale dwa z tych spotkań na pewno przyprawiły niejednego kibica o palpitacje serca. Pierwsze to starcie z eliminacji MŚ 1994, kiedy Polacy po raz pierwszy w historii mierzyli się z San Marino. Podopiecznym Henryka Apostela tego dnia zupełnie nic nie wychodziło, ale w 70. minucie męki przerwał Jan Furtok. Sęk jednak w tym, że legenda GKS-u Katowice gola strzeliła… ręką, co zresztą widzieli wszyscy poza… sędzią głównym, który trafienie uznał. Do legendy przeszedł pomeczowy wywiad z Furtokiem, którego reporter TVP zapytał wprost, czy strzelił gola ręką. Furtok po chwili namysłu wypalił: – Hmm, wydaje mi się, że trudno powiedzieć. Prasa w San Marino, relację z meczu w Łodzi określiła znamionującym tytułem Furto(k) (furto to po włosku kradzież). Druga potyczka, która na pewno zapadła w pamięci sympatykom polskiej reprezentacji ze względu na olbrzymią nerwówkę, to spotkanie w Servalle w eliminacjach EURO 2004. Tym razem obyło się bez „ręki Boga” (niektórzy, żartując, porównywali trafienie Furtoka do gola Diego Maradony z Anglią w MŚ 1986), ale też Polacy przez długi czas nie potrafili znaleźć sposobu na ambitną i waleczną obronę San Marino. Dopiero w ostatnim kwadransie bramki zdobyli Paweł Kaczorowski i Mariusz Kukiełka, ale ile nerwów to oczekiwanie kosztowało kibiców? Aż strach pomyśleć. Pozostałe dwa spotkania Polacy wygrali już dość pewnie i wysoko (3:0 w 1993 i 5:0 w 2003), oszczędzając fanom niezdrowych emocji.
San Marino to kraj, który liczy sobie zaledwie 20 tys. mieszkańców, więc niedziwne, że notorycznie przegrywa zarówno w meczach eliminacyjnych jak i towarzyskich. Najwybitniejszym piłkarzem w historii tego małego państewka jest Massimo Bonini, który najlepsze lata kariery spędził w Juventusie Turyn. Bonini na Stadio Delle Alppi grał przez siedem lat, w tym czasie ze Starą Damą zdobywając Puchar Mistrzów, Superpuchar Europy, Puchar Interkontynentalny, Puchar Zdobywców Pucharów, trzy tytuły mistrza Włoch i Puchar Włoch. Wcale nie planował występów w reprezentacji San Marino, bowiem regularnie grywał w reprezentacji Włoch U-21, lecz posiadanie obywatelstwa San Marino uniemożliwiło mu występy w seniorskiej reprezentacji Italii. Na pocieszenie Boniniemu pozostał fakt, że federacja San Marino wybrała go najlepszym zawodnikiem w historii, zaś UEFA na swoje 50-lecie nominowała go do Złotej Listy najlepszych futbolistów Starego Kontynentu. Obecnie największą gwiazdą reprezentacji San Marino jest Andy Selva – jedyny gracz, który może się pochwalić zawodowym kontraktem. Reszta jego kolegów na co dzień pracuje w sklepach, bankach bądź w administracji publicznej, zaś w wolnych chwilach grywa w niższych ligach włoskich bądź w istniejącej od 1985 roku lidze sanmarińskiej. Selva aktualnie występuje w ekipie Sassuolo, z którą w zeszłym sezonie wywalczył historyczny awans do Serie B. Druga liga włoska to jednak, póki co, szczyt możliwości tego 32-letniego napastnika.
Selva to nie tylko jedyny reprezentant San Marino z profesjonalnym kontraktem, ale również najskuteczniejszy strzelec w historii swojej reprezentacji (7 goli na koncie, które stanowią ponad 50% całego dotychczasowego dorobku bramkowego drużyny narodowej!). Andy był również ojcem jedynego zwycięstwa San Marino w historii, kiedy zespół ten pokonał w towarzyskim meczu Liechtenstein. – Będę delektował się tym zwycięstwem do końca życia. To historyczny moment zarówno dla mnie jak i dla mojej drużyny narodowej – powiedział wzruszony, tuż po meczu. Mimo wszystko jednak dla kibiców z San Marino więcej znaczy mecz z eliminacji MŚ 1994, kiedy San Marino zremisowało bezbramkowo z Turcją. – Pamiętam, że po meczu urządziliśmy wielką imprezę, a nawet zamówiliśmy specjalne koszulki z napisem „0:0”. To wszystko było niesamowite – wspomina Bonini. Swoje miejsce w historii ma również aktualny selekcjoner reprezentacji San Marino, Giampaolo Mazza, który już 10 lat piastuje to stanowisko. Tak długi staż Mazzy to rekord Europy, chociaż będący raczej efektem braku chętnych na funkcję głównego coacha drużyny narodowej – o tę posadę nie zabijają się trenerzy na Starym Kontynencie.
San Marino aktualnie plasuje się na 200. miejscu w rankingu FIFA. Najwyżej piłkarze z tego kraju sklasyfikowani byli w 1993, kiedy to zajmowali 121. miejsce. Mimo to polscy piłkarze absolutnie nie mogą lekceważyć Andy’ego Selvy i spółki, bo, jak dobitnie pokazuje historia, San Marino, mimo kiepskich wyników, grać w piłkę potrafi. A powtórki z 2002 r., a tym bardziej z 1993 r., raczej nikt już nie chce przeżywać na nowo.
Znając naszych grajków i ich formę ostatnio to musimy
się modlić o wygraną.
Troszkę więcej optymizmu kolego pien911 :)
nie ma co dramatyzować. Trzeba uwierzyć w naszych, bo
innego wyjścia nie mamy...