Raja Casablanca wygrała niespodziewanie z Atletico Mineiro 3:1 w półfinale KMŚ. Nie pomógł znakomity strzał z rzutu wolnego Ronaldinho. Marokańczycy pokazali niezwykłą wolę walki i ambicję. W finale KMŚ zmierzą się z Bayernem Monachium i wcale nie stoją tam na straconej pozycji.
W drugim półfinale Klubowych Mistrzostw Świata spotkały się drużyna gospodarzy, Raja Casablanca, oraz zwycięzca Copa Libertadores, Atletico Mineiro, ze swoją największą gwiazdą Ronaldinho. Początek meczu był dosyć spokojny w wykonaniu obu zespołów. Akcje toczyły się głównie w środku boiska, a ewentualne strzały leciały wysoko ponad bramkę. Pierwszą groźną sytuację stworzyło sobie Atletico. W 15. minucie Jo dostał piłkę na prawym skrzydle i posłał płaskie dośrodkowanie w pole karne, w kierunku Ronaldinho. Zamiast w piłkę Brazylijczyk trafił jednak w nogę przeciwnika. Z każdą minutą zawodnicy trenera Cuci grali coraz odważniej. W 22. minucie stuprocentową okazję zmarnował Jo, który po podaniu Pierre’a próbował skierować piłkę wślizgiem do siatki, ale ta poleciała minimalnie nad poprzeczką. Marokańczycy robili, co mogli, by przeciwstawić się bardziej utytułowanym rywalom. Ich akcje wyglądały groźnie, lecz często brakowało w nich dokładności. W 33. minucie kolejną świetną okazję zmarnował tym razem Fernandinho. Jego strzał z sześciu metrów minął o centymetry słupek bramki Askriego.
Niewykorzystane okazje często się mszczą. Podanie Karrouchy’ego w 36. minucie mógł wykorzystać kapitan Rajy, Moutouali. Jego strzał z kilku metrów świetnie jednak obronił bramkarz Atletico, Victor. Cztery minuty później kolejną dynamiczną akcję przeprowadziła prawym skrzydłem Raja. Kontra gospodarzy skończyła się uderzeniem Rakiego tuż obok dalszego słupka.
Pod koniec pierwszej połowy mecz zdecydowanie się rozkręcił. Obie drużyny stwarzały sobie sytuacje, których nie miały prawa zmarnować. Brakowało celności, ale również świetną postawę prezentowali golkiperzy. Ronaldinho, póki co, nie był za bardzo widoczny.
Druga połowa zaczęła się wyśmienicie dla Rajy. W 51. minucie Hafidi podał do znajdującego się na wolnym polu Iajoura, a ten przebiegł z piłką kilka metrów i uderzył idealnie przy słupku, nie do obrony dla Victora. Kolejne minuty to napór Marokańczyków. Dwie szybkie kontry mogły skończyć się następnymi bramkami, gdyby zawodnicy Rajy nie znajdowali się na pozycji spalonej. Drużyna Atletico próbowała jak najszybciej doprowadzić do wyrównania. Musiała jednak uważać na szybkie kontry gospodarzy, którzy niesieni dopingiem kibiców coraz lepiej sobie poczynali.
W 63. minucie pokazał się ten, który był do tej pory niewidoczny. Ronaldinho znakomicie uderzył z rzutu wolnego, piłka przeleciała nad murem, odbiła się od słupka i wpadła do bramki obok bezradnego Askriego. Rzuty wolne to zdecydowanie najmocniejsza broń Brazylijczyka. Kolejne minuty nie przyniosły zmiany rezultatu. Obie drużyny grały ostrożnie, bez zbędnych strat. Każdy zespół miał świadomość upływającego czasu i stawki spotkania. W 80. minucie Iajour mógł ponownie wyprowadzić Raję na prowadzenie. Dobrze zastawił się z piłką w polu karnym Atletico, ale jego strzał był bardzo niecelny.
Dwie minuty później o swojej obecności przypomniał arbiter tego spotkania. Iajour wpadł w pole karne Brazylijczyków i zahaczył o nogę Revera. Rzut karny był jednak w tej sytuacji bardzo dyskusyjny. Piłkarze Raji początkowo nie mogli się zdecydować, kto będzie strzelał jedenastkę, jednak ostatecznie do piłki podszedł kapitan, Moutouali, i pewnie wyprowadził swoja drużynę na prowadzenie.
Końcówka spotkania to rozpaczliwe ataki Atletico, jednak w ich grze brak było takiego zaangażowania, jakie przez cały mecz pokazywali Marokańczycy. Brazylijczycy próbowali, ale nie potrafili sobie stworzyć dogodnej sytuacji. A Rajy nie było jeszcze mało. W doliczonym czasie gry zabójczą kontrę przeprowadzili rezerwowi. Kanda w sytuacji sam na sam trafił prosto w poprzeczkę, a do piłki dopadł Vianney Mabide i skierował ją do pustej bramki. Niespodzianka stała się faktem i to właśnie Raja zmierzy się w finale z Bayernem Monachium.