Niesforny wychowanek Wilshere


11 marca 2015 Niesforny wychowanek Wilshere

Nie od dziś wiadomo, że w każdej drużynie piłkarskiej jest ktoś, kto zna sposób jej funkcjonowania na wskroś, a w konsekwencji czego – cieszy się większymi przywilejami. Oczywiście chodzi tu o wychowanków, którzy zazwyczaj mają bardzo silną pozycję w klubie, ale czy jest sens utrzymywać kogoś takiego, jak np. Jack Wilshere, tylko dlatego, że to pupil kibiców Arsenalu? 


Udostępnij na Udostępnij na

Postawione wyżej pytanie nie wzięło się znikąd, lecz zostało wysnute na podstawie obserwacji gry naszego bohatera oraz jego pozaboiskowych poczynań. Bo czy tak naprawdę wciąż można nazywać pomocnika „Kanonierów” młodym zdolnym, skoro skończył już 23 lata? W tym wieku wielu innych piłkarzy może pochwalić się znacznymi sukcesami, a Jack? Do jego największych „osiągnięć”” należą jak na razie głównie skandale obyczajowe, gdyż w piłkę ostatnimi czasy grywa tylko sporadycznie.

Po co zatem Arsene Wenger wciąż utrzymuje go w drużynie? Może dlatego, że lubi opiekować się swoimi podopiecznymi. Przecież w ciągu ostatnich kliku sezonów wnikliwie i z ojcowską wręcz troską pielęgnował wiecznie kontuzjowanego Abou Diaby’ego. Francuskiemu menedżerowi nie przeszkadzał fakt, iż jego rodak więcej czasu spędzał w londyńskich szpitalach niż we własnym domu, ślepo wierząc, że zdoła jeszcze powrócić do pełni zdrowia. Jednak po zakończeniu obecnie trwających rozgrywek czarnoskóry pomocnik pożegna stolicę Wielkiej Brytanii, co nie powinno szczególnie zmartwić Wengera, gdyż Jack Wilshere coraz częściej zaczyna powielać losy Diaby’ego. To znaczy, że łatwiej spotkać go gdziekolwiek indziej niż podczas meczów jego drużyny.

Kanonier od zawsze

23-latek urodzony w Stevenage, położonym ok. 30 mil (50 km) na północ od Londynu, już jako dziecko kibicował Arsenalowi, a w telewizji podziwiał drużynę, którą do kolejnych zwycięstw prowadzili tacy giganci jak Ian Wright, Dennis Bergkamp czy Patrick Vieira. Młodziutki Jack chciał być kiedyś częścią tej wspaniałej drużyny, ale o tym samym marzą miliony innych dzieciaków na całym świecie. Dlaczego miałoby udać się akurat jemu? A no właśnie, dobre pytanie. Kiedy Wilshere dołączył do akademii „Kanonierów”, nie był jakimś szczególnie uzdolnionym młodzieńcem. Pod okiem trenerów juniorskich kadr z piłką u nogi biegało o wiele więcej zdolnych rówieśników Jacka, ale on miał coś, czego im brakowało. Wilshere od zawsze kochał Arsenal szczerą miłością i, gdyby musiał, pewnie dałby się za niego pokroić. Ganiając z kumplami po podwórku za futbolówką, zawsze miał na sobie trykot „The Gunners”, a ich najważniejsze mecze nie mogły odbyć się bez jego obecności na trybunach Highbury.

https://www.youtube.com/watch?v=hpeUNC81rx0

To właśnie tam Jack chłonął wiedzę na temat swoich idoli, uczył się kibicowskich przyśpiewek oraz… nienawiści wobec największego wroga Arsenalu – Tottenhamu Hotspur. Już jako nastolatek wiedział, że każdy wierny fan teamu prowadzonego przez Arsene’a Wengera zmuszony jest wyśmiewać żydowskie tradycje „Kogutów” i szydzić z nich, tak jak czynią to niemalże wszystkie wyspiarskie zespoły. Bo Tottenham to drużyna inna, osamotniona, zła. Tak przynajmniej wmawiano Jackowi i do dziś trzyma się tych przykazań. Ponadto to ekipa z White Hart Lane zajmuje ten sam teren, co Arsenal i fakt ten stanowi doskonały pretekst do pojedynków z jej kibicami. Nic z tego, że sami „Kanonierzy” także nie zawsze grali fair, a za dawnych czasów ich działacze ,,załatwili” im awans do najwyższej klasy rozgrywkowej kosztem Tottenhamu. W północnym Londynie jest miejsce tylko dla jednego klubu, którym jest Arsenal. Koniec i basta!

Wychowywany w tym przeświadczeniu Wilshere, gdy dostał propozycję treningów w młodzieżowych zespołach swego ukochanego klubu, szalał ze szczęścia. Teraz, jako przyszła gwiazda (jak mu się zdawało) „The Gunners”, mógł chodzić na ich mecze z głową podniesioną do góry. Wystarczyło tylko tyrać podczas treningów i w przyszłości zająć miejsce Vieiry, Parloura albo innego Piresa.

Do pewnego momentu wszystko szło po myśli Wilshere’a, który swą zawziętością i zaangażowaniem podczas zajęć w ośrodku treningowym „Kanonierów” imponował swoim opiekunom. Stopniowo przeskakiwał kolejne poziomy piłkarskiego wtajemniczenia, a z czasem stał się również ważnym ogniwem młodzieżowych reprezentacji Anglii. Gdy został mianowany kapitanem drużyny Arsenalu U-16, był z siebie dumny jak nigdy przedtem. Wiedział, że opaski na ramieniu nie może nosić byle kto, więc zaszczyt ten mobilizował go do jeszcze cięższej pracy.

Jack prowadził się wzorowo – jak na przywódcę drużyny przystało, ale problemem stały się jego dość mizerne warunki fizyczne. Trenerzy od zawsze widzieli w nim środkowego pomocnika, ale niski wzrost (niewiele ponad 170 cm) i małe mięśnie Wilshere’a stanowiły spory problem. Wiadomo, iż w tak wymagającej, jak Premiership, lidze bez odpowiedniego przygotowania fizycznego nie ma nawet co marzyć o jakichkolwiek sukcesach. Dlatego młody Anglik musiał kombinować inaczej, gdyż samym walecznym sercem i pasją nie miał szans przeciwstawić się brutalnej sile wyspiarskich obrońców.

Za mały, by podskoczyć

Kiedy nasz bohater debiutował w barwach dorosłej kadry Arsenalu, co miało miejsce 13 września 2008 r. podczas przedsezonowego meczu z Bernet, nie zdawał sobie zapewne sprawy, że mikry wzrost będzie mu tak kiedyś doskwierał. Sama technika bowiem to nie wszystko. Wystarczy spojrzeć na najlepszych obecnie środkowych pomocników w Premier League – Yaya Toure, Nemanję Maticia czy Alexa Songa. Wszyscy są doskonale wyszkoleni technicznie, ale w bezpośrednim pojedynku z Wilsherem zmiażdżyliby go. Co prawda Jack próbuje ze wszystkich sił nadrabiać swoje braki charakterem, ale chyba nikt nie boi się jego tatuaży ani licznych przekleństw, którymi chętnie częstuje swoich rywali. Bo zawodnik ten jest po prostu słaby, choć przez wiele lat uchodził za ogromny talent oraz następcę Gerrarda i Lamparda w reprezentacji „Synów Albionu”. Czas pokazał jednak, że istnieje poziom, którego Wilshere nigdy nie zdoła przeskoczyć.

W obecnym sezonie rozegrał dla swojego zespołu łącznie 16 spotkań. Problemy z kontuzjami zakłócają jego rozwój, ale trudno wyzbyć się wrażenia, że nawet w pełni zdrowy Jack nie wnosi nic ekstra do ekipy „The Gunners”. Przez wiele miesięcy kibice piłkarscy patrzyli na młodego Anglika z uznaniem, co było wynikiem fantastycznej akcji przeprowadzonej z jego udziałem w meczu przeciwko Norwich City rok temu. Duet Giroud–Wilshere kilkoma podaniami z pierwszej piłki rozmontował obronę „Kanarków”, po czym nasz bohater pewnie umieścił piłkę w siatce rywali. Internauci okrzyknęli tamtą dwójkową akcję „rodem z playstation”, ale później pomocnik Arsenalu nie grał tak dobrze.

Jak już wspominaliśmy wcześniej, obecne rozgrywki ligowe (pozostałe właściwie też) nie są dla Jacka udane. Walka o miejsce w środku pomocy „Kanonierów” jest ogromna i wydaje się, iż to właśnie on jest teraz przed końcem kolejki do obsadzenia tej pozycji. Cazorla spisuje się doskonale – strzela, asystuje, pewnie egzekwuje rzuty karne, Ramsey gra słabo, ale nie wiadomo, kiedy jego forma może eksplodować, Coquelin to objawienie tego sezonu, zaś Rosicky to wielce doświadczony gracz, który bardzo często wchodzi na boisko jako zmiennik. Wilshere natomiast leczy kontuzję kolana, a gdy wróci, pewnie będzie potrzebował sporo czasu, by nabrać pewności siebie. Skoro nawet wirtuoz pokroju Mesuta Oezila musi być ustawiany na skrzydle, gdzie w takim razie upchnąć byłego kapitana młodzieżowej drużyny Arsenalu?

Skandalista

Coraz częściej słychać głosy, iż Wenger powinien pozbyć się Wilshere’a, gdyż zatrzymał się on w piłkarskim rozwoju. Zawodnik ten raz na jakiś czas dostarcza brytyjskim mediom powód, by przedstawiali go jako skandalistę. Mając zaledwie 18 lat nasz bohater został przyłapany w jednym z nocnych klubów, jak bawił się w towarzystwie striptizerki. Później wyszło na jaw, iż lubił oglądać jej prywatne pokazy w swojej sypialni. Może nie byłoby w tym nic dziwnego i odrażającego (w końcu młodość ma swoje prawa), ale piłkarz miał przecież dziewczynę. Na szczęście dla niego Lauren Neal wybaczyła mu jego miłosne ekscesy ze striptizerką i do dziś tworzą szczęśliwą rodzinę.

Może zapędy ku balowaniu w nocnych klubach minęły u Wilshere’a wraz z wiekiem, ale jego wielką namiętnością pozostają nadal papierosy. Pomocnik Arsenalu nie kryje się specjalnie z tym, że lubi sobie zapalić, co profesjonalnemu piłkarzowi nie przystoi. Poza tym Jack znany jest z prowokowania kibiców Tottenhamu oraz nieprzyjaznych gestów pokazywanych fanom przeciwników Arsenalu. W zeszłym sezonie, schodząc z boiska w meczu z Manchesterem City (3:5), pokazał środkowy palec kibicom „Obywateli”, którzy ponoć obrażali jego rodzinę.

Ale właśnie za to kocha go znaczna część sympatyków Arsenalu. Wilshere jest jednym z nich nie tylko na boisku, ale też poza nim, gdy naśmiewa się z fanów Tottenhamu, obraża ich i prowokuje. Mimo iż zarabia miesięcznie kilkadziesiąt tysięcy funtów, wciąż pozostaje wiernym fanem swojego macierzystego zespołu, którego barwy reprezentuje już prawie 15 lat (w 2010 r. był wypożyczony do Boltonu Wanderers). Mali kibice „Kanonierów” stawiają sobie Jacka za wzór, tak jak on niegdyś podpatrywał dawne gwiazdy londyńskiej ekipy.

Często przyznaje, że chciałby pójść w ślady Stevena Gerrarda i stać się symbolem swego ukochanego klubu, ale trudno będzie mu osiągnąć tyle, co jego starszy kolega. Dlaczego? Ponieważ ma mniej talentu. Po prostu. Dopóki na Emirates Stadium pracuje Wenger, Wilshere może spać spokojnie. Gorzej będzie, gdy Francuz postanowi zakończyć trenerską karierę i do klubu przybędzie nowy szkoleniowiec. Nie ma na świecie chyba drugiego tak wyrozumiałego menedżera, jak obecny coach Arsenalu. Każdy inny zapewne wyrzuciłby już dawno bezproduktywnego i mało profesjonalnego Wilshere’a z kadry, a Wenger dalej ślepo w niego wierzy. Z drugiej strony, czy coś może jeszcze dziwić w zachowaniu doświadczonego trenera, który przez kilka ładnych lat wzbraniał się przed rozwiązaniem kontraktu z wiecznie kontuzjowanym Abou Diaby’m?

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze