Nienawiść przekuć w zwycięstwo


Ghana stoi przed ogromną szansą na zmazanie bólu, który doskwiera im od ponad 12 lat

2 grudnia 2022 Nienawiść przekuć w zwycięstwo

Nienawiść to potężne słowo, często nadużywane, lecz w tym przypadku jakże adekwatne. Choć od pamiętnego ćwierćfinału mistrzostw świata minęło już ponad 12 lat, to Ghańczycy do dzisiaj nie są w stanie przeboleć tej porażki. Drugi dzień grudnia 2022 roku to wielka szansa na otarcie zaschniętych łez i zażegnanie bólu. Być może lepszej okazji już nigdy nie będzie. Urugwaj dla afrykańskiego kraju to symbol upokorzenia i oszustwa.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed ostatnią kolejką grupy H w o wiele lepszej sytuacji znajduje się reprezentacja Ghany. „Czarne Gwiazdy” mają trzy punkty i przy dobrych wiatrach nawet remis może im wystarczyć do awansu do fazy pucharowej. Oczywiście o ile Portugalia nie przegra z Koreą Południową więcej niż jedną bramką, co brzmi mimo wszystko nieco abstrakcyjnie. Ten turniej nauczył nas, że nie można skreślać absolutnie nikogo, ale koniec końców Ghana znajduje się w dość komfortowym położeniu. Tego nie może powiedzieć Urugwaj, który musi wygrać, a przecież jeszcze nie zdołał znaleźć drogi do bramki podczas katarskiego mundialu.

2 lipca 2010 roku – dzień, w którym narodziła się nienawiść

Bez wątpienia mieliśmy do czynienia z jednym z najbardziej ikonicznych spotkań w historii mistrzostw świata. Ghana jako samotny żołnierz broniła honoru całej Afryki i stanęła przed szansą na zapisanie się grubą czcionką na kartach historii piłki nożnej. 2 lipca 2010 roku miał być wyjątkową datą dla całej Afryki. W końcu żadna inna reprezentacja z Czarnego Kontynentu nie zakwalifikowała się do czwórki najlepszych drużyn mistrzostw świata. A okoliczności były niezwykle sprzyjające. Turniej na własnym kontynencie i ściana kibiców, która zużywała całą swoją siłę, by dmuchać w zagrzewające do walki wuwuzele. Nieważne, czy kibice byli Południowoafrykańczykami, Nigeryjczykami, a może Iworyjczykami – tego dnia wszystkie serca miały na środku czarną gwiazdę.

Spotkanie samo w sobie absolutnie nie zawiodło. Byliśmy świadkami starcia dwóch ciekawie zbudowanych drużyn, które zaserwowały nam wyrównane, ale w żadnym przypadku nudne widowisko. Piękne bramki Sulleya Muntariego i najlepszego zawodnika całego turnieju – Diego Forlana, są warte odświeżenia, gdyż przez wydarzenia w dogrywce już mało kto o nich pamięta. Legendarna piłka Jabulani fruwała tego dnia aż miło!

https://www.youtube.com/watch?v=tDpx9GGH79I

Jakiś czas temu zadałem sobie pytanie, co najbardziej kojarzy mi się z mistrzostwami świata w RPA. Gdzieś po głowie chodziły mi nieuznana bramka Franka Lamparda czy kosmiczne uderzenie Giovanniego van Bronckhorsta, ale ostatecznie wybór nie mógł być inny – ręka Luisa Suareza, która w ostatecznym rozrachunku popchnęła Urugwaj do półfinału.

Mam wrażenie, że po tym meczu wiele osób współczuło głównie Asamoahowi Gyanowi, który to w 120. minucie posłał petardę z 11. metra prosto w poprzeczkę. Kilka centymetrów niżej i ten tekst prawdopodobnie nigdy by nie powstał. Wszyscy chyba jednak zapomnieli o Dominicu Adiyiahu. Przecież to jego strzał Suarez obronił ręką, a w konkursie rzutów karnych chłopak nie wykorzystał swojej szansy. Ghana pogrążyła się w rozpaczy, która przerodziła się w nienawiść. Nienawiść, która trwa do dzisiaj.

Nie ma powodu do przeprosin

– Nie zamierzam nikogo przepraszać. Przecież to zawodnik Ghany nie strzelił karnego, a nie ja. Podjąłem decyzję, dostałem za nią czerwoną kartkę. Jeśli spowodowałbym kontuzję, to mógłbym przeprosić. Sam Asamoah Gyan powiedział, że zachowałby się na moim miejscu podobnie.

Nietrudno było przewidzieć, że ten temat wróci do Suareza tuż przed meczem z Ghaną. Tamtejsze społeczeństwo uważa go za diabła i z niecierpliwością wyczekuje zakończenia jego kariery. Wcześniej wspomniany Gyan również czuł żal, ale szybko zrozumiał, że Suarez działał instynktownie i miał na myśli jedynie dobro swojego zespołu.

Wybaczyłem mu, to w końcu część tego sportu. Na jego miejscu postąpiłbym identycznie. To była ostatnia minuta dogrywki i dzięki temu stał się narodowym bohaterem. Oczywiście to nieczyste zagranie, ale jak wspomniałem… Zrobiłbym dokładnie to samo – Ghańczyk zamknął ten temat świeżo po wówczas rekordowym transferze do Sunderlandu. Napastnik kosztował 13 milionów funtów.

Mieszkańcy Ghany może by zdołali wybaczyć Urugwajczykowi, ale ten swoimi komentarzami tylko pogorszył całą sytuację. Były napastnik m.in. Liverpoolu i Barcelony nazwał swoje zagranie najlepszą obroną turnieju i stwierdził, że… określenie „ręka Boga” należy teraz do niego. Niezależnie od prowokacyjnych słów Luisa Suareza trudno krytykować jego decyzję. Na swój sposób został bohaterem swojego kraju i prawdopodobnie każdy na jego miejscu postąpiłby podobnie.

 

Z obecnej kadry Ghany tylko Andre Ayew był naocznym świadkiem tego zdarzenia. 32-latek wątpi, by Ghana wybaczyła Suarezowi, ale on sam stara się nie zaprzątać sobie tym głowy. Piłkarz Al-Sadd pragnie tylko wyjść z grupy i nie chodzi mu o zemstę, a o szczęśliwe zakończenie i awans do fazy pucharowej.

Zawód i bezbarwność

Wspomnienia i nostalgię trzeba już odłożyć. Czas skupić się na teraźniejszości, a ta dla Urugwaju jest bezlitosna. Dwie największe ikony tej reprezentacji – Luis Suarez oraz Edinson Cavani, są już tylko cieniem piłkarzy sprzed lat i pierwsze dwa mecze dobitnie to obrazują. Panowie w starciach z Portugalią i Koreą Południową łącznie oddali cztery strzały – trzy poza bramkę i jeden zablokowany. Niech to będzie symbolem przemijania.

Liderem i największą gwiazdą „Los Charruas” miał być Fede Valverde – talizman Realu Madryt i doprawdy wyjątkowy pomocnik. Problem jednak w tym, że nie jest w stanie przełożyć swojej formy z klubu na reprezentację, choć w starciu z Koreą Południową otrzymał statuetkę MVP. Kibice wszelkie nadzieje na awans pokładają właśnie w nim i wiedzą, że stać go na jeszcze więcej.

Zresztą gdzie się nie przyjrzeć, tam Urugwaj ma problemy. Konstrukcja ataków dotychczas zawodziła, dopiero po straconych bramkach z Portugalią Urugwajczycy byli w stanie zagrozić bramce rywala, ale to nie wystarczyło i po dwóch spotkaniach dwukrotni mistrzowie świata są wciąż bez bramki. Nadzieją na poprawę rezultatu nie jest potencjał ludzki, a słabość Ghany w fazie defensywnej. Afrykańczycy już pięciokrotnie wyciągali bramkę z siatki, a Ati-Zigi nie należy do najpewniejszych bramkarzy.

Nienawiść przekuć w radość

Ghańczycy stoją przed fenomenalną szansą na zmazanie plamy wstydu i bólu sprzed ponad 12 lat. Na dobrą sprawę nawet nie muszą wygrać, a to i tak powinno wystarczyć do wyjścia z fazy grupowej. Mimo wszystko trudno liczyć, że podopieczni trenera Otto Addo będą w stanie minimalistycznie podejść do tego spotkania. Afrykanie dotychczas serwują nam fenomenalne spektakle, przy których obgryzaliśmy paznokcie u rąk. Ćwierćfinaliści z 2010 roku najpierw byli blisko sprawienia sensacji w meczu z Portugalią (porażka 2:3), a w następnym spotkaniu pełnym atrakcji ograli Koreę Południową 3:2.

W tej drużynie widać przede wszystkim ogromny potencjał ofensywny. To po prostu zespół przyjemny dla oka, który zawsze dostarcza kibicom odpowiedniej rozrywki. Wschodząca gwiazda Mohammed Kudus, Inaki Williams, Thomas Partey, Daniel Amartey i bracia Ayew mają możliwości, by powalczyć o miano największej sensacji turnieju, choć w tym roku konkurencja jest niezwykle silna. Aby tak się jednak stało, muszą popracować nad organizacją defensywy, gdyż po utracie futbolówki niemalże za każdym razem robi się bardzo gorąco.

Szczególną uwagę warto zwrócić na pierwszego z wyżej wymienionych. Mohammed Kudus jest pierwszym ghańskim piłkarzem, który zdobył dwie bramki w jednym meczu mistrzostw świata. 22-latek ma przed sobą świetlaną przyszłość, a ten turniej traktuje na razie jako arenę do pokazu swoich umiejętności. Potencjalni kupcy muszą jednak uważać, gdyż Kudus jest podatny na kontuzje, ale mimo wszystko Ajax Amsterdam może z dumą przyglądać się swojemu zawodnikowi i już zacierać rączki na chętnych.

***

Nienawiść przekuć w zwycięstwo. Ghana staje przed niepowtarzalną szansą na pomszczenie poprzedniego pokolenia, ale przede wszystkim na wyjście z grupy po raz pierwszy od ponad 12 lat. Urugwaj również ma wiele do uwodnienia, gdyż Cavani, Suarez i Godin z pewnością nie zamierzają kończyć swojej przygody z reprezentacją już na fazie grupowej. Wiele jest znaków zapytania, ale jednego możemy być pewni – czeka nas prawdziwy mecz walki i podtekstów. Pierwszy gwizdek na Al Janoub Stadium już o godzinie 16:00.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze