Niefrasobliwość i trochę pecha, czyli o niepowodzeniach Rakowa Częstochowa


O przyczynach niepowodzenia walki o górną ósemkę słów kilka

14 czerwca 2020 Niefrasobliwość i trochę pecha, czyli o niepowodzeniach Rakowa Częstochowa
Rafal Rusek / PressFocus

Pisaliśmy już o tym, że Raków Częstochowa to jest drużyna, która potrzebowała trochę czasu do tego, aby odnaleźć się w ekstraklasowych realiach. Dzisiaj o podopiecznych Marka Papszuna możemy śmiało powiedzieć, że są typowymi ligowymi średniakami, którzy prezentują miłą dla oka piłkę. Niestety trochę pechowo, a trochę na własne życzenie rakowian czeka gra w dolnej ósemce. Mimo tego, że walczyli o tę górną do samego końca.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie da się ukryć, że piłkarze spod Jasnej Góry stracili sporo punktów na własne życzenie. Tutaj należy przypomnieć chociażby jesienne starcia z Piastem Gliwice i Wisłą Płock, w których częstochowianie pierwsi zdobywali bramkę, ale nie potrafili utrzymać prowadzenia i w konsekwencji przegrywali tracąc gola w ostatnich minutach. I w kontekście jesieni warto również zaznaczyć, że podopieczni Marka Papszuna bardzo długo byli bezkompromisowi. Bowiem pierwszy swój remis zanotowali dopiero w 15. serii gier PKO BP Ekstraklasy. 

Wiosną również tracili głupio punkty. Najbardziej efektownie uczynili to w Gdyni. Rakowianie przez co najmniej 60 minut dominowali nad rywalem, czego udokumentowaniem były dwa trafienia, ale mimo to dali sobie odebrać nawet jedno „oczko” tracąc bramki w ostatnich minutach. Zresztą brak konsekwencji i koncentracji w defensywie w ostatnich minutach częstochowianie pokazali również po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Już w pierwszym starciu ze Śląskiem Wrocław rakowianie musieli podzielić się punktami przez niefrasobliwe zachowanie Tomaša Petraška, który sfaulował rywala we własnym polu karnym w doliczonym czasie gry. 

No i dopełnieniem wszystkiego wydaje się być ostatnie starcie w Krakowie. Częstochowianie tradycyjnie prezentowali miłą dla oka grę, ale ostatecznie to nic nie dało. Mimo tego, że odrobili jednobramkową stratę i przez kilka minut prowadzili 2:1, ostatecznie ulegli krakowianom 2:3. – Pełna zgoda – odpowiada zapytany o to czy Raków nie znalazł się w górnej ósemce na własne życzenie dziennikarz Radia Gol i „Sportu”, Piotr Tomalski. – Raków w trzech ostatnich spotkaniach mógł spokojnie pokusić się o zdobycie kompletu punktów, jednak niefrasobliwość zespołu w defensywie, fatalna skuteczność i nie do końca dobre zmiany w trakcie spotkania oraz notoryczne ustawienie duetu napastników przez trenera Papaszuna sprawiły, że Raków czeka niezwykle trudna walka w grupie spadkowej – dodaje.

Można ich chwalić

Pisaliśmy już o tym, że obecni beniaminkowie wnieśli powiew świeżości na najwyższy poziom rozgrywkowy. O ile ŁKS-owi ładny styl gry nie przynosił zbyt często punktów, o tyle Raków troszkę „oczek” dzięki niemu zgromadził. Jednak też należy wspomnieć, że po pamiętnych porażkach z Piastem i Wisłą Płock Marek Papszun zdecydował się choć na chwilę ów styl zmienić. Najlepszym potwierdzeniem tego są choćby starcia z Wisłą Kraków oraz ze Śląskiem Wrocław, w których ładnej gry zbyt długo obejrzeć nie mogliśmy. Za to jedno się zmieniło – Raków stał się nieco skuteczniejszy. 

Mimo wszystko trzeba oddać obu beniaminom, że dodali nieco kolorytu naszym rozgrywkom. –  Pochwalić ich można przede wszystkim za styl gry. Trener Papszun wszedł do ekstraklasy ze swoim nietypowym, jak na polskie warunki sposobem gry. To trzeba docenić – mówi Tomalski. Warto również wspomnieć o tym, że Raków musiał rozgrywać swoje mecze w Bełchatowie. – Wydawało się, że ciężko im będzie się zaadaptować na nowym obiekcie. A jednak! Od końca września są tam niepokonani, co trzeba im oddać. Jednak za sposób, w jaki tracili tak ważne w kontekście przegranej walki o górną ósemkę punkty należy im się bura. Mecze z Wisłami z Płocka i Krakowa, mecz z Piastem, Arką Gdynia… Można wymienić jeszcze kilka. Brakuje im koncentracji w obronie i skuteczności w ataku w końcowych fazach meczu i muszą nad tym popracować – ocenia dziennikarz. 

Wisła Kraków ucieka ze strefy spadkowej. Raków Częstochowa pozbawiony szans na górną ósemkę

Na początku pisaliśmy o tym, że Raków cały czas uczy się ekstraklasy. Można tylko dodać, że wydaje się być uczniem, który każdy sprawdzian rozwiązuje bardzo dobrze, często niebanalnie, ale na końcu zdarza mu się robić dziecinne błędy. Jednak, jak przekonuje nasz ekspert: – Zawodnicy Rakowa w większości rozegrali już ponad 20 spotkań na poziomie ekstraklasy, niektórzy o wiele więcej jak Gliwa, Szumski, Jach, Brown Forbes czy Poletanović. Nie można usprawiedliwiać wyników brakiem doświadczenia. Oczywiście, są beniaminkiem, ale to zespół który w poprzednim sezonie radził sobie w Pucharze Polski z Lechem czy Legią. Co za tym idzie złapali już dość dużo doświadczenia – tłumaczy. 

Teraz walka o utrzymanie

Nie jest tajemnicą, że gra w górnej ósemce jest o wiele bardziej komfortowa. Szczególnie dla beniaminków, którzy z reguły pierwszy sezon mają dość trudny. Lądując na koniec fazy zasadniczej w mistrzowskiej ósemce rakowianie nie mieliby już presji. Graliby ze świadomością, że teraz już tylko mogą cieszyć się grą w piłkę. Nawet, gdyby przegrali wszystkie nadchodzące siedem spotkań, mimo to nic by się wielkiego nie stało.

Tak niestety po porażce w Krakowie częstochowianie muszą się pogodzić z walką o utrzymanie. I mimo tego, że prawdopodobnie znamy już pierwszego spadkowicza – ŁKS, to dwie kolejne drużyny, które pożegnają się z ekstraklasą nie są wciąż znane. A w przeciągu ośmiu kolejek (łącznie z dzisiejszym meczem) można wciąż zdobyć 24 punkty. 

Każdego w grupie spadkowej czeka „walka o spadek”. Tyczy się to również Rakowa. Pamiętajmy, że zdecydowaną większość punktów podopieczni Papszuna zdobyli w starciach z rywalami z górnej ósemki. Do tego dochodzi kilka faktów, jak brak zwycięstwa nad ŁKS-em od 23 lat czy niefortunna dla Papszuna seria pojedynków z Arturem Skowronkiem. Raków musi się mieć na baczności. Porównałbym ich sytuację trochę do Podbeskidzia Bielsko Biała sprzed kilku sezonów. Oczywiście wtedy „Górale” przegrali awans do górnej ósemki przy „zielonym stoliku”. Mimo to niepowodzenie sprawiło, że wylądowali na kilka lat w pierwszej lidze – ocenia Tomalski.

Jak dodaje, wiele będzie teraz zależało od szkoleniowca Rakowa. – On będzie musiał wyzwolić w zespole wole walki, a nie wątpię, że Papszun to potrafi, tym bardziej, że w kadrze ma charakternych zawodników. Do momentu, aż Raków nie zapewni sobie pewnego utrzymania nie ma co ryzykować i sprawdzać na następny sezon. Pierwszym krokiem musi być zdobycie niezbędnej liczby punktów. Gdy tak będzie wtedy faktycznie można sprawdzać siebie, jak i zawodników, którzy grali mniej i szykować się do nowego sezonu. Na razie potrzebne jest chwilowe wyciszenie i ułożenie sobie wszystkiego w głowie – kończy dziennikarz. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze