Nie tacy Gruzini groźni, jak ich malują


13 czerwca 2015 Nie tacy Gruzini groźni, jak ich malują
Grzegorz Rutkowski

Już w sobotę 13 czerwca polska reprezentacja pod wodzą Adama Nawałki zagra po raz ostatni mecz kwalifikacyjny francuskiego Euro 2016 przed wakacyjną przerwą. Zwycięstwo nad Gruzją, którą już jesienią ubiegłego roku „Biało-czerwoni” łatwo pokonali w Tbilisi 4:0, umocniłoby naszą kadrę na pierwszym miejscu w grupie D. Niektórzy eksperci sądzą jednak, że drużyna z Kaukazu tym razem może zaskoczyć „Orłów” i sprawić im niemałe problemy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Wydaje się jednak, że takie sztuczne pompowanie balonika ma na celu jedynie zapewnienie jakiegokolwiek dreszczyku emocji przed jutrzejszym polsko-gruzińskim pojedynkiem. Nasi przeciwnicy są bowiem wciąż tak samo słabi, jak jeszcze kilka miesięcy temu, gdy podopieczni Nawałki rozgromili ich w meczu wyjazdowym. Co prawda pierwsza połowa tamtego spotkania była dosyć wyrównana, ale kolejne 45 minut należało już zdecydowanie do naszych rodaków, którzy czterokrotnie cieszyli się po zdobyciu bramek autorstwa: Kamila Glika, Macieja Rybusa, Grzegorza Krychowiaka oraz Sebastiana Mili. Tym razem jedynie tylko pierwszy z wyżej wymienionych nie będzie mógł zagrać na Stadionie Narodowym, ponieważ we wcześniejszych meczach eliminacyjnych zdążył uzbierać zbyt dużo żółtych kartek.

Drużyna z importu

O Polakach nie ma sensu dłużej się rozpisywać, gdyż rodzime media bez przerwy dostarczają nam świeżych informacji na temat stanu ich zdrowia, a także postępów w przygotowaniach do sobotniego starcia. Co wiemy natomiast o Gruzji? Wszyscy doskonale pamiętamy, że po listopadowej przegranej z Polską ze stanowiska selekcjonera naszych przeciwników zrezygnował, pełniący tę funkcję przez nieco ponad pięć lat, Temur Kecbaia. Jego następcą został Kachaber Cchadadze, który wcześniej prowadził m.in. azerski Inter Baku oraz Dinamo Tbilisi. Próżno szukać na jego koncie jakichkolwiek sukcesów, podobnie zresztą jak u jego poprzednika. Cechą charakterystyczną urodzonego 46 lat temu w Rustavi (wtedy teren ZSRR) trenera jest jego słabość względem piłkarzy występujących w innej niż gruzińska lidze. Niech świadczy o tym choćby fakt, że w kadrze na mecz z Polską nie znalazł się ani jeden futbolista reprezentujący jakikolwiek klub z ojczyzny Cchadadze.

https://www.youtube.com/watch?v=ZcH4M0LlZzM

Nie oznacza to jednak, że piłkarze, którym zarezerwowano bilety w kierunku Warszawy, grają w najsilniejszych ligach Europy i przywdziewają trykoty meczowe topowych klubów. Dużym sukcesem może pochwalić się jedynie gracz Dnipro Dniepropietrowsk, Dżaba Kankawa, mający okazję wcale nie tak dawno zaprezentować swoje umiejętności podczas finału Ligi Europy. Kapitan Gruzinów na Stadionie Narodowym, gdzie jutro będzie mógł ponownie zagrać, zaliczył 85 minut, ale z ostatecznego triumfu cieszyli się piłkarze hiszpańskiej Sevilli FC, dla której pierwszą, wyrównującą stan meczu, bramkę zdobył Grzegorz Krychowiak. Kankawa zapewne zechce wziąć rewanż na polskim pomocniku, ale to popularny „Krycha” ma u swego boku zdecydowanie lepszych graczy.

Zajmujący obecnie przedostatnią lokatę w grupie D chłopcy Cchadadze mogą jedynie pomarzyć o zarabianiu na chleb w klubach takich, jak: Bayern Monachium, Borussia Dortmund, Sevilla, Arsenal czy Swansea City. Wielu z nich zatrudnionych jest w średnich klubach z: Rosji, Ukrainy, Azerbejdżanu bądź Cypru. Ciekawostką jest to, że jednym z powołanych przed pojedynkiem z Polską okazał się syn selekcjonera Gruzji, Baczana. 27-latek w narodowych barwach zadebiutował jeszcze za czasów poprzedniego coacha, a pod batutą ojca rozegrał dopiero dwa spotkania – przeciwko Malcie i Ukrainie. Cchadadze junior nie zdołał w nich pokonać bramkarza rywali, ale ci, którzy oglądali dwie poprzednie towarzyskie potyczki jego teamu, zgodnie potwierdzają, że gruzińska drużyna zaprezentowała się w nich dość poprawnie.

Wygrywają tylko ze słabeuszami

Zwycięstwo 2:0 nad Maltą nikogo nie powinno dziwić, gdyż reprezentacja tego nadśródziemnomorskiego państwa od wielu lat uchodzi za jedną z najsłabszych na świecie. Podobnie zresztą jak Gibraltar, który od niedawna został włączony do struktur FIFA, a eliminacje Euro 2016 są pierwszymi z jego udziałem. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego są jak na razie jedynymi ofiarami Gruzinów w walce o punkty. Jeszcze pod wodzą Temura Kecbai sobotni rywale Polaków łatwo pokonali ostatnią w rankingu FIFA drużynę 3:0.

https://www.youtube.com/watch?v=ynPFh2Cr6z8

Wracając do ostatnich towarzyskich spotkań Gruzji, warto odnotować, że 9 czerwca na austriackim stadionie Linzer Gugl Ukraińcy byli zmuszeni mocno wysilić się, by pokonać swoich przeciwników. Nasi wschodni sąsiedzi zwyciężyli 2:1, ale pierwszą bramkę zdobyli w dość niecodziennych okolicznościach. Otóż bramkarz Gruzji, Giorgi Loria, wznawiając grę spod własnej bramki, podał po ziemi do obrońcy Laszy Dwaliego, który lekko spanikowany oddał ją z powrotem golkiperowi. Ten nie zauważył, że futbolówka zmierza w jego kierunku, a kiedy już dostrzegł, że niebezpieczeństwo w postaci napastnika Ukrainy, Artema Kravecia, zbliża się nieuchronnie, było już właściwie po wszystkim. Piłka odbiła się od słupka, a następnie trafiła pod nogi atakującego Dynama Kijów, który dopełnił jedynie formalności.

Drugi gol dla Ukraińców padł po ładnym strzele z woleja Jewhena Konoplanki, niemającego większych problemów z wykończeniem dośrodkowania Mykoły Moroziuka. Dla Gruzji honorowe, lecz bardzo ładne, trafienie zaliczył Mate Macadze, który pojawił się na placu gry z ławki rezerwowych. Mimo porażki Gruzini nie powinni, poza sytuacją z 57. minuty, w której stracili kuriozalnego gola, wstydzić się swojej postawy. Kilka razy bardzo poważnie zagrozili bramce strzeżonej przez Denisa Bojkę, zmuszając go do pokazania swoich umiejętności.  Zawodnicy pokonanej drużyny dłużej utrzymywali się przy piłce (51% do 49%), oddali więcej celnych strzałów (sześć do pięciu), wywalczyli sześc rzutów rożnych przy tylko dwóch Ukraińców. Może gdyby piłkarze z Kaukazu w kilku świetnych sytuacjach potrafili zachować więcej zimnej krwi, odnieśliby zwycięstwo, zyskując komfort psychiczny przed starciem z Polską o punkty.

Zwycięstwo, a potem wakacje

Gdybyśmy chcieli krótko podsumować okres gry reprezentacji Gruzji od momentu jej przejęcia przez trenera Cchadadze, można by powiedzieć, że wielkich zmian nie ma. Drużyna ta momentami potrafi zaprezentować ciekawą, kombinacyjną piłkę, jednak pod presją rywali zaczyna się totalnie gubić i popełniać fatalne błędy, jak ten w niedawnym spotkaniu z Ukrainą. Trudno znaleźć w jej szeregach jakąś wyróżniającą się postać. Może jedynie kapitan Kankawa, słynący ze swej zawziętości i woli walki, zasługuje na małą pochwałę. Polacy nie powinni w ogóle obawiać się swoich najbliższych przeciwników, a wynik inny niż pewne zwycięstwo „Biało-czerwonych” byłby wielką sensacją. Skoro pokonaliśmy Niemców 2:0 w Warszawie, dlaczego mielibyśmy przegrać ze słaba Gruzją? Ryk kilkudziesięciu tysięcy fanów kadry Nawałki sprawi, że pod naszymi rywalami nie raz i nie dwa ugną się nogi, a wtedy Robert Lewandowski i spółka powinni to wykorzystać.

Jedynym niebezpieczeństwem ze strony Gruzinów może być to, że na awans do finałów Euro 2016 nie mają szans i do meczu z Polską przystąpią na totalnym luzie. Zapewne w początkowym okresie gry zechcą pokazać, że nie zasłużyli na klęskę 0:4 w Tbilisi, ale jeśli Łukasz Szukała i jego koledzy z bloku defensywnego zdołają przetrzymać pierwszy napór, zniechęceni przeciwnicy cofną się, stwarzając naszym chłopcom okazję do zdobycia gola. Doskonale byłoby, gdyby podopieczni Nawałki zdołali ustrzelić ich tyle samo, co w listopadowym wyjazdowym pojedynku, udając się później na zasłużone wakacje, a jednocześnie wprawiając swoich fanów w doskonały nastrój.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze