Neymar? Jabłko zatrute, ale wciąż bardzo smakowite


W 2017 roku Neymar zawarł pakt z katarskim diabłem, a teraz zamierza go zerwać. Barcelona powinna mu pomóc?

25 czerwca 2019 Neymar? Jabłko zatrute, ale wciąż bardzo smakowite
insajderi.com

Jeżeli wszelkie media wręcz huczą o ewentualnym transferze Neymara, wiadomo, że na wysoką temperaturę w najbliższych tygodniach nie będzie można narzekać. A skoro w każdej plotce kryje się ziarenko prawdy, oto powstał wielki worek z nadzieją, którym można by zasiać hektary katalońskich pól. One symbolizują tych kibiców "Barcy", którzy Brazylijczyka cenią i byliby w stanie przyjąć go na nowo. Istnieje jednak kilka argumentów za tym, że Neymar to tylko marzenie ściętej głowy.


Udostępnij na Udostępnij na

Finanse, przydatność, wizerunek. Te trzy kluczowe argumenty sprawiają, że powrót syna marnotrawnego do stolicy Katalonii należy (jak na razie) włożyć między bajki. Oczywiście w hiszpańskich gazetach pojawia się multum zakulisowych informacji, jakoby Neymar zapowiedział swoim byłym kolegom własny transfer, ale… Nie można traktować tych doniesień z pełną powagą. Letnia karuzela rozkręciła się na dobre, stąd każdego dnia będziemy karmieni kolejnymi „przełomami w sprawie”. Ale odcinając się już od bujnej narracji mediów, spójrzmy na sytuację piłkarza PSG z kilku perspektyw. Tych sportowych.

Wizerunek. Nie tyle ogólny, ile ten w oczach zarządu „Barcy”

Historię odejścia Neymara z Barcelony zna prawdopodobnie każdy. Wszelkie animozje na linii zarząd – Neymar pochodziły z faktu, że klub nie chciał sprzedawać (wtedy) trzeciego najlepszego piłkarza na świecie. Nic dziwnego, prawda? Jednak Brazylijczyk podjął inną decyzję, omijającą plany zarządu. Jego ojciec napierał, a Barcelona odmawiała, ale w końcu pojawili się szejkowie, którzy opłacili klauzulę odstępnego opiewającą na 222 miliony euro. Co więcej, po sfinalizowaniu transakcji panowie Neymarowie domagali się od klubu wyimaginowanego odszkodowania, a nawet grozili sądem. Ot co, skrót skrótu.

Nic dziwnego zatem, że w biurach „Barcy” sylwetka 27-letniego gwiazdora PSG nie najlepiej zapadła w pamięć. Należy również podkreślić, że to relacje szczególnie Neymara z Josepem Bartomeu (prezesem Barcelony) podupadły najmocniej, dlatego też dzisiaj obaj panowie nie pałają do siebie miłością. Taki wniosek można wysnuć choćby na podstawie wypowiedzi hiszpańskiego działacza: – Nie składałem mu życzeń. Nigdy nie rozmawiałem z jego ojcem, nie dzwonili do mnie, by wrócić. Żaden z nich nie powiedział mi, że chce wrócić do „Barcy” […] Dembele jest obecnie na wyższym poziomie niż Neymar.

I oto właśnie jedna z głównych barier: duma i kamienna twarz Bartomeu, które są całkowicie uzasadnione. Niestety Neymar zamiast starać się o ugodowe negocjacje, stworzył konflikt, który wraca (jeśli plotki są prawdziwe) i gra mu na nosie. Oczywiście Brazylijczyk pewnie nie sądził, że kiedyś zatęskni za Barceloną tak bardzo, że wróci pod zgliszcza spalonego mostu. Ostatecznie pozostawił za sobą złe wrażenie, które na jego szczęście nie odbiło się na kolegach z szatni. Oni go uwielbiają, co może być jakąś kartą przetargową, jednak pamiętajmy: człowiekiem decyzyjnym jest Josep Maria Bartomeu.

Neymar potrzebny Barcelonie, skoro są następcy?

Od razu należy oznajmić, że w opinii Bartomeu (sprzed kilku miesięcy) zdecydowanie nie. Jego zdaniem pieniądze, które Barcelona otrzymała za transfer Neymara, zostały celnie ulokowane w dwóch innych zawodnikach. Rzecz jasna mowa o Coutinho i Dembele, tylko czy nowe nabytki rzeczywiście udźwignęły rolę zastąpienia Brazylijczyka? Tutaj pojawiają się spore wątpliwości, a żeby je odpowiednio uzasadnić, spójrzmy na liczby. Biorąc pod uwagę dwa pierwsze sezony w barwach „Blaugrany” wszystkich trzech jegomości, chyba nie trzeba mówić, że Neymar bije swoich następców na głowę. Różnice są ogromne.

Ousmane Dembele – udział przy 35 bramkach. Philippe Coutinho – przy 32. Neymar? Aż 79… I niektórzy zapewne stwierdzą, że dorobek bramek i asyst został po prostu rozłożony nie na jedną, ale dwie jednostki. Ale powiedzmy sobie szczerze: to bzdury. Geniusz byłego cracka Barcelony został rozdrobniony i dzisiaj żaden kibic „Dumy Katalonii” nie może powiedzieć, że słusznie. Sumując, postrach w postaci trzeciego najlepszego piłkarza na świecie przerodził się w umiarkowane zagrożenie za sprawą zawodników, którzy prezentują wyłącznie wysoką klasę europejską. To widać na zasadzie porównań.

Bo kto byłby lepszym odpowiednikiem Dembele? Mbappe. A Coutinho? Neymar. To wygląda tak, jakby Barcelonie podkradziono wystawowe auto z salonu samochodowego. A żeby tę pustkę wypełnić, zdecydowano, że w w tym samym miejscu staną dwa auta o podobnych gabarytach. W myśl zasady „nie jakość, ale ilość!”, która otwiera nowe ścieżki w marketingowym działaniu. Owa metafora ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, gdyż Bartomeu niezmiennie powtarza, że sprowadził parę genialnych piłkarzy na lata. Dlatego też póki oni w „Barcy” są, Neymar w oczach zarządu jawi się jako zbędny balast.

Neymar na ratunek? Ale finanse…

Ale nawet jeśli ludzie odpowiedzialni za transfery w Barcelonie Neymara nie znoszą, nie mogą tematu jego potencjalnego powrotu zlekceważyć. Oczywiście w takim wypadku wszelkie niesnaski z przeszłości wychodzą na pierwszy plan, ale pod kątem sportowym Brazylijczyk uratowałby Barcelonę. Przed czym? Choćby przed szerzącą się nijakością w poczynaniach ofensywnych, konsekwencjami impotencji strzeleckiej Luisa Suareza, a przede wszystkim… doszczętnym wyeksploatowaniem Leo Messiego. I może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale „Blaugrana” potrzebuje piłkarskiego geniusza. Jak tlenu!

  • 2013/2014 – 31,8% (udział Messiego w bramkach Barcelony)  +30 „udziałów” Neymara
  • 2014/2015 – 31,4%                                                                             +49
  • 2015/2016 – 28,1%                                                                             +56
  • 2016/2017 – 31,4%                                                                             +46
  • 2017/2018 – 32,4%                                                                             (już bez Neymara)
  • 2018/2019 – 41,3% (!!!)                                        

Co powyższe liczby oznaczają? W 2013 roku do klubu przyszedł Neymar i od tamtej pory (przez następne cztery lata) stanowił o sile ofensywnej Katalończyków. Swoją cegiełkę dodawał również Suarez, a puentował to wszystko oczywiście Messi, który zawsze mógł liczyć na wsparcie swoich kolegów. Trio „MSN” znają wszyscy. Jego największą siłą był fakt, że wartości ofensywne rozkładały się mniej więcej po równo na trzech piłkarzy. Mówiąc inaczej, przeciwnik nie wiedział, skąd nadejdzie potężny atak, i nie był w stanie zabarykadować się z trzech stron. Odejście Neymara (w 2017 roku) było zatem dotkliwe.

Na domiar złego karierę w Barcelonie zakończył Andres Iniesta, czego konsekwencje widzimy po dziś dzień. Dwie kluczowe formacje zostały osierocone przez magików, których nie da się zastąpić innymi piłkarzami. I trzeba ująć tę sprawę tak: Messi musiał przejąć boiskową rolę Iniesty i Neymara, a z czasem (sezon 2018/2019) nawet Suareza. Wobec tego problemu raczej nie ma wątpliwości, że Neymar jawi się dla „Barcy” jako ratownik. Pomijając kwestie pozasportowe, ten transfer obroniłby się na każdym polu.

Pytanie brzmi: za ile? Barcelona bowiem w ostatnich latach srogo nadwyrężyła swój budżet, a także musi obniżać procent wydawanej kwoty na kontrakty zawodników. Na początku tego roku pojawiła się potwierdzona informacja, że kataloński klub poświęcił w 2018 roku ponad 500 milionów euro tylko na płace, co było światowym rekordem w piłce nożnej. Stąd słyszymy pogłoski o sprzedaży Rakiticia czy Umtitiego, którzy mieliby służyć za swego rodzaju spadochron finansowy. Inną kwestią są żądania szejków, które (akurat za Neymara) będą astronomiczne. Czy to zatem transfer realny? Griezmann mówi: 50%.

W roli uzupełnienia lektury zapraszamy do przeczytania również innego artykułu o Neymarze. Tam szerzej m.in. o kontrowersjach pozaboiskowych i konfliktach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze