Między przerwą a pracą znalazł się czas dla Newport County


Pierwsza przygoda z brytyjskim futbolem. Mam nadzieję, że nie ostatnia

23 sierpnia 2018 Między przerwą a pracą znalazł się czas dla Newport County
Michał Król

Dawno, dawno temu, na początku lipca przyjechałem do Casnewydd. A tak po angielsku – Newport. Miasto, w którym można zanudzić się na śmierć, a po boiskach za piłką wcale nie gania dużo więcej dzieciaków niż w Polsce. Chyba nikt nie chce być drugim Garethem Bale’em. W sumie nic dziwnego. Kto chciałby mieć tyle problemów ze zdrowiem?


Udostępnij na Udostępnij na

Pozwólcie, że zabiorę Was w moją podróż z brytyjskim futbolem. I może nie był to najwyższy poziom, ale zapewniam Was, że i tak był on lepszy od tego, który prezentują niektóre polskie zespoły w naszej najwyższej klasie rozgrywkowej.

Ale zacznijmy od początku

Na Wyspy przyleciałem w dniu meczu Kolumbii z Anglią. Kiedy Harry Kane strzelał bramkę z rzutu karnego, ja byłem w drodze z lotniska do Newport. Na moje szczęście Kolumbijczycy wyrównali i dzięki temu mogłem obejrzeć dogrywkę, a później konkurs „jedenastek”.

Wracając jednak do Newport, miasta niczym się nie wyróżniającego na tle innych. Zatem co ja tu robię? Hmm… a co może robić student, który podczas wakacji nie imprezuje na plaży w Mielnie, tylko spędza czas w Wielkiej Brytanii? To chyba oczywiste, że przyjechałem tu do pracy.

Przeważnie spędzam w niej pięć dni w tygodniu. Dwa dni wolnego brzmią nieźle, prawda? Otóż nie. Brzmiałoby, gdyby było co tutaj robić. W tym mieście nie dzieje się nic. Dość małe centrum, jedno centrum handlowe na krzyż, a do tego największą atrakcją była wycieczka do stolicy Walii.

Chyba zapomniałem wcześniej wspomnieć, ale Newport znajduje się w południowo-wschodniej części Walii i jest oddalony od Cardiff o jakieś 15 mil (około 25 km). Ale wracając do Newport. Napisałem „było”, ponieważ mamy już sierpień. A co to oznacza?

Oprócz tego, że jest to ósmy miesiąc w roku, to jest to również miesiąc, w którym do życia wraca cała piłkarska Wielka Brytania. Dlatego gdy w końcu miałem wolną sobotę, wybrałem się na inauguracyjne spotkanie lokalnego zespołu przed własną publicznością. Nie zawiodłem się!

Matchday

Po prostu nie byłbym sobą, gdybym w wolny dzień nie wykorzystał takiej okazji i nie udał się na mecz. Z dostaniem się na stadion nie było żadnego problemu, bowiem jest on położony samym sercu tej ponad stutysięcznej miejscowości, tuż nad rzeką Usk.

Jest to niewielki obiekt, który jest „domem” nie tylko dla drużyny piłkarskiej Newport County, ale też dla zespołu rugby – Dragons. Jednak jeśli przychodzimy na stadion, aby obejrzeć zmagania League Two, to stadion maksymalnie może pomieścić 7850 widzów.

Bilet kosztował 15 funtów szterlingów. Mało, dużo? Wydaje mi się, że nie, jeśli przyjrzymy się zarobkom Brytyjczyków. Gdy jest się jednak januszem z Polski, okaże się to bardzo dużo. Przecież po przeliczeniu to coś około 71 złotych. I to za jeden bilet? Na czwartą ligę? Nigdy w życiu.

Mało tego. Dodam, że 15 funtów cena dla młodego dorosłego (16-21 lat). Powyżej 22 roku życia płaci się 21 funtów. Istny wyzysk, prawda?

Spotkanie z Rodney Parade

Po wejściu na stadion pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to telewizory. Były one rozmieszczone w korytarzu, wzdłuż całej trybuny. Akurat grało Newcastle z Tottenhamem. Wychodzi na to, że fani najpierw na przystawkę otrzymują spotkanie z jakiejś tam Premier League, a na deser creme de la creme. League Two na żywo.

Po zajęciu swojego miejsca zacząłem rozglądać się po stadionie. Moją uwagę zwróciła naprawdę dobrze przygotowana murawa. Idealnie zielona, krótka i naturalnie nawodniona przez padający cały dzień deszcz. Nawet Katalończycy z Xavim na czele nie mieliby się do czego przyczepić.

Nade mną, w specjalnie wyznaczonej strefie stały kamery. League Two bowiem transmitowana jest przez telewizję Sky Sports. Wyobrażacie sobie, że w Polsce jakaś telewizja kupuje prawa do naszego czwartego poziomu rozgrywkowego? KOSMOS. U nas nawet nikt nie ma ochoty na II ligę, a co dopiero niższe poziomy.

Michał Król

Dziwna sytuacja

Na jakieś półgodziny przed meczem obok mnie usiadł pewien starszy pan. W ręku trzymał ciekawie wyglądający program meczowy. Po jakiś dziesięciu minutach o coś się mnie zapytał. Grzecznie mu odpowiedziałem, ale ten zamilkł. Pewnie zrozumiał, że nie jestem tutejszy.

Jednak po chwili zapytałem, gdzie mogę znaleźć owy program meczowy. Stwierdziłem, że muszę mieć jakąś pamiątkę. Walijczyk wcisnął mi do ręki klubową gazetkę. Po chwili namysłu powiedział, żebym sobie ją zatrzymał. Pomyślałem sobie: „Megamiły gość”.

On w tym czasie zapytał się, skąd jestem. Po usłyszeniu odpowiedzi, dosłownie po dwóch minutach bez żadnego słowa podniósł się i poszedł oglądać spotkanie z innej perspektywy. Chyba miał złe skojarzenia z Polską. Dobrze że chociaż zostawił mi program meczowy.

Godne uwagi

Polskie kluby idźcie tą drogą. Nigdy nie miałem przyjemności czytać tak dobrego programu meczowego. Znajduje się w nim mnóstwo interesujących materiałów o Newport County AFC m.in. kilka słów od managera Michaela Flynna, wywiad z zawodnikiem gospodarzy, kartkę z kalendarza tj. co wydarzyło się dokładnie w tym dniu x lat temu czy sporo solidnych ciekawostek na temat rywala.

I nie chodzi tu tylko o podanie przydomku i daty założenia Crewe Alexandra. Napisano nawet o tym, jak daleko mają oni do Rodney Parade, o innych zespołach, które reprezentują ich miasto (w innych sportach), oraz o znanych sportowcach pochodzących z Crewe. Jakby tego było mało, opisano każdego zawodnika z kadry „Kolejarzy” (jego statystki, kiedy dołączył do zespołu itp.)

Ciekawostka

Crewe Alexandra, angielska drużyna zdobyła więcej Pucharów Walii niż Newport County. „The Alex” dokonali tego w 1936 oraz 1937 roku. „The County” dokonali tego tylko w 1980 roku. Pewnie nasuwają się Wam dwie rzeczy. Czemu drużyna niezrzeszona w walijskim związku brała udział w Welsh Cup oraz dlaczego jest to coś ciekawego? Przecież to nic nieznaczący regionalny pucharek.

Otóż turniej ten rozgrywany jest od sezonu 1877/1878 aż po dziś dzień. Sezon w sezon, z wyjątkiem kiedy miała miejsce I i II wojna światowa. To jedne z najstarszych rozgrywek klubowych na świecie, a triumfator mógł i dalej może wziąć udział w europejskich pucharach.

Dziś są to kwalifikacje do Ligi Europy. I tak więc. Connah’s Quay Nomads FC przystąpiło do I rundy kwalifikacyjnej LE i w dwumeczu poległo 5:1 z ekipą z Soligorska – przyszłym rywalem Lecha Poznań.

Wracając do angielskich drużyn grających w Pucharze Walii, to były one okazjonalnie zapraszane przez walijską federację do wzięcia udziału w turnieju.

Come on Newport County

Kibice przywitali swoich ulubieńców gromkimi brawami oraz głośnymi okrzykami. Nie spodziewałem się, że na co dzień flegmatyczni Brytyjczycy mają tyle energii. Musieli być naprawdę głodni futbolu.

Goście dzięki wysokiemu zwycięstwu 6:0 (przeciwko Morecambe) zostali liderami League Two. Zespół Newport County natomiast znalazł się po przeciwnej stronie tabeli. Wysoka porażka na inaugurację nowego sezonu (3:0 z Mansfield) i przedostatnie miejsce.

Opcje były dwie. Albo zobaczyłbym otwarte spotkanie z dużą liczbą goli, albo beznadziejne zero do zera. Znając swoje szczęście, zakładałem to drugie. Spotkanie zakończyło się 1:0 dla gospodarzy, ale spokojnie mógł paść wynik 3:0 lub 3:1.

Piłkarze Newport County przez większość spotkania byli w natarciu. Zależało im na pierwszym zwycięstwie w sezonie, pierwszym przed własną publicznością. Ich trener zapowiadał, że będą grać z maksymalnym zaangażowaniem, i tak było.

Myślę, że ich pasja do gry wystarczyłaby do pokonania mistrza Polski w europejskich pucharach, prezentującego mocno przeciętną formę. Niestety.

W 33. minucie bramkę zdobył Padraig Amond, który po raz n-ty dostał piłkę z boku boiska, w okolice piątego metra, wprost na głowę. Tym razem to wykorzystał. Otworzył wynik spotkania i jak się okazało, też go ustalił.

Piłkarze Crewe Alexnadra mieli swoje okazje. Najlepszą był rzut karny, którego w drugiej połowie nie wykorzystał kapitan – Paul Green. Może inaczej. Bramkarz Newport County Joe Day bardzo dobrze wyczuł strzelającego.

Spotkanie można podsumować w kilku zdaniach, a zatem. Było to starcie, w którym próżno było szukać finezji i techniki. Był to totalny futbol fizyczny. Serca do gry nie brakowało żadnemu piłkarzowi.

Lokalni patrioci

Lokalni patrioci, a dokładniej 2990 lokalnych patriotów, którzy pojawili się na tym meczu. Wolą oni przyjść na mecz drużyny ze swojego miasta niż pojechać do Cardiff, a chociażby rok temu do Swansea, gdzie mogliby z bliska obejrzeć jedne z gwiazd światowego futbolu.

Michał Król

Kto co lubi, ale taką postawę trzeba doceniać. Przywiązanie do małego, lokalnego klubu, ale naszego klubu, z naszego miasta zawsze jest piękne i warte podkreślenia.

To było moje pierwsze, ale mam nadzieję, że nie ostatnie spotkanie z brytyjskim futbolem. Kto wie? Może już niedługo wybiorę się na coś lepszego niż League Two.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze