Nazwiska niczym przypadki potrafią czasami chodzić parami


Piłkarze, których zbieżność imion lub nazwisk sprawiła, że występowali w koszulkach z tym samym nadrukiem

3 maja 2019 Nazwiska niczym przypadki potrafią czasami chodzić parami

Każdy z nas w chwili narodzin otrzymuje imię i nazwisko, które są podstawą do naszej identyfikacji. I tak przez całe życie, w zależności od kraju pochodzenia, posługujemy się dwu- lub wieloczłonowymi nazwami stanowiącymi naszą tożsamość. Z drugiej strony na świecie jest nas ponad 7,5 miliarda. Nic dziwnego, jeżeli spotkamy kogoś o tym samym nazwisku, a tym bardziej imieniu. Albo kogoś w obydwu przypadkach. Również w futbolu znajdziemy przykłady piłkarzy, w przypadku których zbieżność nazwisk, imion lub przydomków zdarzała się dość często.


Udostępnij na Udostępnij na

Czasem oglądając mecze piłki nożnej, możemy zauważyć piłkarza, który na plecach nosi identyczne nazwisko co zawodnik z całkiem innego klubu. I można dodać, że nieraz nie są ze sobą spokrewnieni. Historia futbolu zanotowała wiele tego typu przypadków, gdzie byliśmy świadkami zbieżności danych identyfikujących poszczególnych graczy. Oto niektóre z nich…

Ronaldo i Ronaldo

W świecie sportu to chyba najsłynniejsza para piłkarzy o tych samych imionach, a zarazem grająca z identycznym nadrukiem na plecach. Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro swoje drugie imię zawdzięcza ojcu. Nadał je on synowi na cześć ulubionego prezydenta USA i aktora, Ronalda Reagana. Natomiast w kwestii starszego Ronaldo sprawa z nazewnictwem wyglądała nieco inaczej. Bowiem Ronaldo Luis Nazario de Lima do 1997 roku, z racji iż w tym okresie w Brazylii grał już jeden jego imiennik (Ronaldo Rodrigues de Jesus), używał przydomka Ronaldinho („Mały Ronaldo”). Rok później wschodząca przyszła gwiazda, młodziutki Ronaldo de Assis Moreira, przyjął ksywkę Ronaldinho Gaucho. A Ronaldo mógł już wówczas swobodnie operować swoim właściwym imieniem.

Omawiani zawodnicy zapisali się na kartach historii jako ci najlepsi i najbardziej utytułowani. Właściwie Portugalczyk mimo 34 lat o zakończeniu kariery jeszcze nie myśli, wciąż będąc głodnym gry oraz sukcesów. O czym nie może powiedzieć Brazylijczyk, który swoje buty już dawno zawiesił na kołku.

Po latach kopania futbolówki w reprezentacji „Canarinhos” oraz w takich klubach jak Cruzeiro, PSV Eindhoven, FC Barcelona, Inter Mediolan, Real Madryt, AC Milan i Corinthians Paulista Ronaldo postanowił zainwestować zarobione pieniądze w klub. I tak oto stał się większościowym właścicielem hiszpańskiej drużyny na co dzień występującej w La Liga, Realu Valladolid. Z kolei jego młodszy imiennik obecnie gra w swoim czwartym w karierze zespole. Po występach w Sportingu Lizbona, Manchesterze United oraz Realu Madryt trafił do wielkiego Juventusu.

Zarówno Cristiano Ronaldo, jak i Ronaldo na swoim koncie mają liczne tytuły mistrzowskie w poszczególnych ligach oraz pucharach. Do swojego dorobku mogą także zaliczyć nagrody indywidualne w postaci Złotej Piłki czy korony króla strzelców. Jedyne, czego nawzajem mogą sobie pozazdrościć, to brak w gablocie CR7 Pucharu Świata, a brazylijskiemu biznesmenowi nie było dane unieść trofeum elitarnej Champions League.

Nie można im odmówić za to pasji, jaką pałają do futbolu. Zdobyte bramki w wielu ważnych spotkaniach, finezyjna gra oraz charyzmatyczna osobowość za życia stworzyły z nich legendy światowego formatu. Różnili się jedynie narodowością i numerami. Jeden z „7” na plecach, drugi z klasyczną dla napastnika „9”. Chociaż przez pewien czas można było nabyć koszulki obydwu graczy ze snajperską „dziewiątką”. Jednakże istnieje jedna rzecz, która ich łączy. Nadruk, a właściwie imię, które zakorzeniło się w piłkarskim światku. I co najlepsze, każdy z nich ciężko pracował na swoją chwałę, by nawzajem siebie nie zaszufladkować.

Messi i Messi

W tym zestawieniu o ile Leo Messiego nie trzeba nikomu przedstawiać, to jego imiennik szerszej publiczności raczej nie będzie znany. Nie zmienia to faktu, że oboje biegają po murawie z tym samym nazwiskiem i są lewonożni. Jednak Argentyńczyk miażdzy swojego konkurenta pod względem statystyk, a przede wszystkim sukcesów. Nic więc dziwnego, że w tym przypadku jego młodszy kolega jest daleko w tyle.

Prawdziwy Messi, że tak się wyrażę, to niekwestionowany posiadacz kilku Złotych Piłek, ciągle rywalizujący o nie z Cristiano Ronaldo, i wielokrotny król strzelców Primera Division. W odróżnieniu od Portugalczyka Leo od początku swojej kariery jest wierny barwom klubu z Katalonii, z którym zresztą zdobywał mistrzostwa Hiszpanii oraz Ligę Mistrzów. Mniej triumfów na tle reprezentacyjnym, lecz jego piłkarskie CV i tak pęka w szwach.

Z kolei Raphael Messi Bouli to kameruński napastnik, który swoją przygodę z piłką przeżywał jedynie na Czarnym Lądzie. Bez większych sukcesów, lecz z kilkoma występami w reprezentacji narodowej. Aczkolwiek kibice tym faktem nie są zbytnio zniesmaczeni, bo jak być niezadowolonym, skoro również Afryka ma swojego Messiego.

Cahill i Cahill

Tim Cahill to jeden z najlepszych piłkarzy, jakich zrodziła australijska piłka. Urodzony w Sydney, od 1997 roku związany przez lata z Anglią. To tutaj postawił pierwsze kroki, reprezentując ekipę z Millwall, a następnie stając się ikoną Evertonu. W klubie z Liverpoolu spędził osiem lat, po czym spróbował sił w ligach spoza Europy. Najpierw jako kierunek obrał amerykańską Major League Soccer, by później pokazać się w Azji i tam zakończyć karierę. Był pierwszym Australijczykiem, który zdobywał bramki na mistrzostwach świata. Mimo wielu goli ofensywny pomocnik bogatym w sukcesy życiorysem nie może się pochwalić. W zamian doceniany był jako piłkarz, otrzymując liczne nagrody indywidualne.

Jednak nie tylko Tim biegał po angielskich boiskach. Równie silną pozycję w klubie, jak i w barwach narodowych miał Gary Cahill. Anglik obecnie walczy o swoją formę po przebytej kontuzji, lecz po odejściu Terry’ego stał się fundamentem defensywy Chelsea. Środkowy obrońca zaczął kopać piłkę w Aston Villa, by później z Boltonu przejść do „The Blues”. I to właśnie w zespole Romana Abramowicza triumfował w Lidze Mistrzów, Lidze Europy czy też dwukrotnie zdobył mistrzostwo Anglii. Jakby nie patrzeć, kibice Premier League w pewnym okresie mogli być świadkami, jak obydwa nazwiska Cahill widnieją na niebieskich koszulkach.

Marcelo i Marcelo

Niezwykle ciekawym i wartym uwagi przypadkiem jest pojawienie się dubletu, który biega po europejskich boiskach w koszulce z imieniem Marcelo. Co więcej, oboje urodzili się w Kraju Kawy oraz grają na pozycji obrońcy w wielkich klubach. Oczywiście większości kibiców bardziej znany jest lewonożny Marcelo Vieira da Silva Junior reprezentujący od 2007 roku Real Madryt. „Królewscy” bocznego obrońcę zakupili z myślą, że będzie następcą Roberto Carlosa i Brazylijczyk godnie wywiązuje się ze swej roli.

Znany z niebywałej techniki oraz rajdów lewą flanką przez lata pobytu w stolicy Hiszpanii zgarnął wszystkie możliwe trofea. Na krajowym podwórku cztery mistrzostwa i trzy Superpuchary Hiszpanii oraz dwukrotnie Puchar Króla. Jeżeli chodzi o zasięg globalny, do kieszeni wpadły trzy Superpuchary Europy oraz cztery triumfy w klubowych mistrzostwach świata oraz w elitarnej Lidze Mistrzów. Gdyby do tego doliczyć sukcesy reprezentacyjne w postaci medali na igrzyskach olimpijskich, zwycięstwo w Pucharze Konfederacji oraz srebro podczas mistrzostw świata do lat 17, otrzymujemy piłkarza, którego marzenia spełniały się na każdym sportowym podłożu.

Nieco skromniej wygląda gablota jego starszego o rok imiennika, Marcelo Antonio Guedes Filho. Pomimo braku występów w seniorskiej kadrze „Canarinhos” z biegiem czasu stał się ważnym ogniwem ekipy z Lyonu. A co najlepsze, obrońca został sprowadzony z Santosu do Europy przez działaczy… Wisły Kraków. W mieście królów spędził dwa sezony w latach 2008–2010. W tym okresie sięgnął z „Białą Gwiazdą” po mistrzostwo Polski, które otworzyło mu drogę do holenderskiego Eindhoven. Z PSV po trzech latach przeniósł się do Niemiec, by kolejne trzy zagrać w Hannoverze. Następny przystanek to turecki Besiktas, by w końcu od 2017 trzymać szyki w defensywie siedmiokrotnego mistrza Francji. Droga piłkarska obrońcy Lyonu była z pewnością o wiele dłuższa niż zawodnika „Galaktycznych”. Jednak dzięki zdobytemu doświadczeniu kibice dwóch sąsiadujących ze sobą krajów mają obecnie okazję być świadkami talentu dwóch Marcelo.

Baggio i Baggio

Na koniec zestawienia piłkarzy grających z tym samym imieniem bądź nazwiskiem cofniemy się troszeczkę, by przypomnieć sobie o takich postaciach jak Roberto i Dino Baggio. Chyba najgłośniejsza para włoskich kopaczy nosząca to samo nazwisko, lecz niebędąca ze sobą spokrewniona. Starszym i bardziej znanym był Roberto, który jako jeden z nielicznych występował w trzech najbardziej utytułowanych zespołach Serie A: Juventusie, Milanie oraz Interze. Ale o tym może w innym artykule. Napastnik zakończył swoją karierę w Brescii w 2004 roku. Trzykrotny wicekról strzelców włoskiej ekstraklasy był kluczowym ogniwem reprezentacji Italii na mundialach w 1990, 1994 i 1998 roku.

Z kolei jego młodszy kolega przeważnie będzie kojarzony z występami w rewelacyjnej tamtymi czasy Parmie. Choć przygodę z futbolem rozpoczął w Torino, by po drodze zasilać szeregi Juventusu, Interu czy Lazio, to właśnie mecze dla „Crociati” zapamiętali zwłaszcza polscy kibice. Historyczny mecz Parmy z Wisłą Kraków w ramach Pucharu UEFA w 1998 roku dla włoskiego pomocnika zakończył się nie lada tragedią. W drugiej połowie spotkania z trybun poleciał nóż, trafiając tym samym popularnego Dino w głowę.

Skandaliczne wydarzenie obiegło cały świat, a niechlubny czyn wykluczył „Białą Gwiazdę” z europejskich pucharów w kolejnym sezonie. Jednak to wydarzenie nie wpłynęło na dalszą karierę młodego pomocnika, który zawiesił buty na kołku w 2008 roku. Do tamtej pory czy to na włoskich boiskach, czy też w reprezentacji „Azzurrich” mogliśmy obserwować znakomitą grę dwóch graczy o tym samym nazwisku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze