Każdy z nas w chwili narodzin otrzymuje imię i nazwisko, które są podstawą do naszej identyfikacji. I tak przez całe życie, w zależności od kraju pochodzenia, posługujemy się dwu- lub wieloczłonowymi nazwami stanowiącymi naszą tożsamość. Z drugiej strony na świecie jest nas ponad 7,5 miliarda. Nic dziwnego, jeżeli spotkamy kogoś o tym samym nazwisku, a tym bardziej imieniu. Albo kogoś w obydwu przypadkach. Również w futbolu znajdziemy przykłady piłkarzy, w przypadku których zbieżność nazwisk, imion lub przydomków zdarzała się dość często.
Czasem oglądając mecze piłki nożnej, możemy zauważyć piłkarza, który na plecach nosi identyczne nazwisko co zawodnik z całkiem innego klubu. I można dodać, że nieraz nie są ze sobą spokrewnieni. Historia futbolu zanotowała wiele tego typu przypadków, gdzie byliśmy świadkami zbieżności danych identyfikujących poszczególnych graczy. Oto niektóre z nich…
Ronaldo i Ronaldo
W świecie sportu to chyba najsłynniejsza para piłkarzy o tych samych imionach, a zarazem grająca z identycznym nadrukiem na plecach. Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro swoje drugie imię zawdzięcza ojcu. Nadał je on synowi na cześć ulubionego prezydenta USA i aktora, Ronalda Reagana. Natomiast w kwestii starszego Ronaldo sprawa z nazewnictwem wyglądała nieco inaczej. Bowiem Ronaldo Luis Nazario de Lima do 1997 roku, z racji iż w tym okresie w Brazylii grał już jeden jego imiennik (Ronaldo Rodrigues de Jesus), używał przydomka Ronaldinho („Mały Ronaldo”). Rok później wschodząca przyszła gwiazda, młodziutki Ronaldo de Assis Moreira, przyjął ksywkę Ronaldinho Gaucho. A Ronaldo mógł już wówczas swobodnie operować swoim właściwym imieniem.
Omawiani zawodnicy zapisali się na kartach historii jako ci najlepsi i najbardziej utytułowani. Właściwie Portugalczyk mimo 34 lat o zakończeniu kariery jeszcze nie myśli, wciąż będąc głodnym gry oraz sukcesów. O czym nie może powiedzieć Brazylijczyk, który swoje buty już dawno zawiesił na kołku.
Po latach kopania futbolówki w reprezentacji „Canarinhos” oraz w takich klubach jak Cruzeiro, PSV Eindhoven, FC Barcelona, Inter Mediolan, Real Madryt, AC Milan i Corinthians Paulista Ronaldo postanowił zainwestować zarobione pieniądze w klub. I tak oto stał się większościowym właścicielem hiszpańskiej drużyny na co dzień występującej w La Liga, Realu Valladolid. Z kolei jego młodszy imiennik obecnie gra w swoim czwartym w karierze zespole. Po występach w Sportingu Lizbona, Manchesterze United oraz Realu Madryt trafił do wielkiego Juventusu.
Zarówno Cristiano Ronaldo, jak i Ronaldo na swoim koncie mają liczne tytuły mistrzowskie w poszczególnych ligach oraz pucharach. Do swojego dorobku mogą także zaliczyć nagrody indywidualne w postaci Złotej Piłki czy korony króla strzelców. Jedyne, czego nawzajem mogą sobie pozazdrościć, to brak w gablocie CR7 Pucharu Świata, a brazylijskiemu biznesmenowi nie było dane unieść trofeum elitarnej Champions League.
Nie można im odmówić za to pasji, jaką pałają do futbolu. Zdobyte bramki w wielu ważnych spotkaniach, finezyjna gra oraz charyzmatyczna osobowość za życia stworzyły z nich legendy światowego formatu. Różnili się jedynie narodowością i numerami. Jeden z „7” na plecach, drugi z klasyczną dla napastnika „9”. Chociaż przez pewien czas można było nabyć koszulki obydwu graczy ze snajperską „dziewiątką”. Jednakże istnieje jedna rzecz, która ich łączy. Nadruk, a właściwie imię, które zakorzeniło się w piłkarskim światku. I co najlepsze, każdy z nich ciężko pracował na swoją chwałę, by nawzajem siebie nie zaszufladkować.
Messi i Messi
W tym zestawieniu o ile Leo Messiego nie trzeba nikomu przedstawiać, to jego imiennik szerszej publiczności raczej nie będzie znany. Nie zmienia to faktu, że oboje biegają po murawie z tym samym nazwiskiem i są lewonożni. Jednak Argentyńczyk miażdzy swojego konkurenta pod względem statystyk, a przede wszystkim sukcesów. Nic więc dziwnego, że w tym przypadku jego młodszy kolega jest daleko w tyle.
Prawdziwy Messi, że tak się wyrażę, to niekwestionowany posiadacz kilku Złotych Piłek, ciągle rywalizujący o nie z Cristiano Ronaldo, i wielokrotny król strzelców Primera Division. W odróżnieniu od Portugalczyka Leo od początku swojej kariery jest wierny barwom klubu z Katalonii, z którym zresztą zdobywał mistrzostwa Hiszpanii oraz Ligę Mistrzów. Mniej triumfów na tle reprezentacyjnym, lecz jego piłkarskie CV i tak pęka w szwach.
Z kolei Raphael Messi Bouli to kameruński napastnik, który swoją przygodę z piłką przeżywał jedynie na Czarnym Lądzie. Bez większych sukcesów, lecz z kilkoma występami w reprezentacji narodowej. Aczkolwiek kibice tym faktem nie są zbytnio zniesmaczeni, bo jak być niezadowolonym, skoro również Afryka ma swojego Messiego.
Cahill i Cahill
Tim Cahill to jeden z najlepszych piłkarzy, jakich zrodziła australijska piłka. Urodzony w Sydney, od 1997 roku związany przez lata z Anglią. To tutaj postawił pierwsze kroki, reprezentując ekipę z Millwall, a następnie stając się ikoną Evertonu. W klubie z Liverpoolu spędził osiem lat, po czym spróbował sił w ligach spoza Europy. Najpierw jako kierunek obrał amerykańską Major League Soccer, by później pokazać się w Azji i tam zakończyć karierę. Był pierwszym Australijczykiem, który zdobywał bramki na mistrzostwach świata. Mimo wielu goli ofensywny pomocnik bogatym w sukcesy życiorysem nie może się pochwalić. W zamian doceniany był jako piłkarz, otrzymując liczne nagrody indywidualne.
Jednak nie tylko Tim biegał po angielskich boiskach. Równie silną pozycję w klubie, jak i w barwach narodowych miał Gary Cahill. Anglik obecnie walczy o swoją formę po przebytej kontuzji, lecz po odejściu Terry’ego stał się fundamentem defensywy Chelsea. Środkowy obrońca zaczął kopać piłkę w Aston Villa, by później z Boltonu przejść do „The Blues”. I to właśnie w zespole Romana Abramowicza triumfował w Lidze Mistrzów, Lidze Europy czy też dwukrotnie zdobył mistrzostwo Anglii. Jakby nie patrzeć, kibice Premier League w pewnym okresie mogli być świadkami, jak obydwa nazwiska Cahill widnieją na niebieskich koszulkach.
Marcelo i Marcelo
Niezwykle ciekawym i wartym uwagi przypadkiem jest pojawienie się dubletu, który biega po europejskich boiskach w koszulce z imieniem Marcelo. Co więcej, oboje urodzili się w Kraju Kawy oraz grają na pozycji obrońcy w wielkich klubach. Oczywiście większości kibiców bardziej znany jest lewonożny Marcelo Vieira da Silva Junior reprezentujący od 2007 roku Real Madryt. „Królewscy” bocznego obrońcę zakupili z myślą, że będzie następcą Roberto Carlosa i Brazylijczyk godnie wywiązuje się ze swej roli.
Znany z niebywałej techniki oraz rajdów lewą flanką przez lata pobytu w stolicy Hiszpanii zgarnął wszystkie możliwe trofea. Na krajowym podwórku cztery mistrzostwa i trzy Superpuchary Hiszpanii oraz dwukrotnie Puchar Króla. Jeżeli chodzi o zasięg globalny, do kieszeni wpadły trzy Superpuchary Europy oraz cztery triumfy w klubowych mistrzostwach świata oraz w elitarnej Lidze Mistrzów. Gdyby do tego doliczyć sukcesy reprezentacyjne w postaci medali na igrzyskach olimpijskich, zwycięstwo w Pucharze Konfederacji oraz srebro podczas mistrzostw świata do lat 17, otrzymujemy piłkarza, którego marzenia spełniały się na każdym sportowym podłożu.
Nieco skromniej wygląda gablota jego starszego o rok imiennika, Marcelo Antonio Guedes Filho. Pomimo braku występów w seniorskiej kadrze „Canarinhos” z biegiem czasu stał się ważnym ogniwem ekipy z Lyonu. A co najlepsze, obrońca został sprowadzony z Santosu do Europy przez działaczy… Wisły Kraków. W mieście królów spędził dwa sezony w latach 2008–2010. W tym okresie sięgnął z „Białą Gwiazdą” po mistrzostwo Polski, które otworzyło mu drogę do holenderskiego Eindhoven. Z PSV po trzech latach przeniósł się do Niemiec, by kolejne trzy zagrać w Hannoverze. Następny przystanek to turecki Besiktas, by w końcu od 2017 trzymać szyki w defensywie siedmiokrotnego mistrza Francji. Droga piłkarska obrońcy Lyonu była z pewnością o wiele dłuższa niż zawodnika „Galaktycznych”. Jednak dzięki zdobytemu doświadczeniu kibice dwóch sąsiadujących ze sobą krajów mają obecnie okazję być świadkami talentu dwóch Marcelo.
Baggio i Baggio
Na koniec zestawienia piłkarzy grających z tym samym imieniem bądź nazwiskiem cofniemy się troszeczkę, by przypomnieć sobie o takich postaciach jak Roberto i Dino Baggio. Chyba najgłośniejsza para włoskich kopaczy nosząca to samo nazwisko, lecz niebędąca ze sobą spokrewniona. Starszym i bardziej znanym był Roberto, który jako jeden z nielicznych występował w trzech najbardziej utytułowanych zespołach Serie A: Juventusie, Milanie oraz Interze. Ale o tym może w innym artykule. Napastnik zakończył swoją karierę w Brescii w 2004 roku. Trzykrotny wicekról strzelców włoskiej ekstraklasy był kluczowym ogniwem reprezentacji Italii na mundialach w 1990, 1994 i 1998 roku.
Z kolei jego młodszy kolega przeważnie będzie kojarzony z występami w rewelacyjnej tamtymi czasy Parmie. Choć przygodę z futbolem rozpoczął w Torino, by po drodze zasilać szeregi Juventusu, Interu czy Lazio, to właśnie mecze dla „Crociati” zapamiętali zwłaszcza polscy kibice. Historyczny mecz Parmy z Wisłą Kraków w ramach Pucharu UEFA w 1998 roku dla włoskiego pomocnika zakończył się nie lada tragedią. W drugiej połowie spotkania z trybun poleciał nóż, trafiając tym samym popularnego Dino w głowę.
Skandaliczne wydarzenie obiegło cały świat, a niechlubny czyn wykluczył „Białą Gwiazdę” z europejskich pucharów w kolejnym sezonie. Jednak to wydarzenie nie wpłynęło na dalszą karierę młodego pomocnika, który zawiesił buty na kołku w 2008 roku. Do tamtej pory czy to na włoskich boiskach, czy też w reprezentacji „Azzurrich” mogliśmy obserwować znakomitą grę dwóch graczy o tym samym nazwisku.