Polska liga jest na tyle specyficzna, że tu zdecydowanie łatwiej jest wybić się ponad poziom, niż spaść na dno. Bo jak być tym najsłabszym, kiedy większość jest słaba? Niektórym się jednak to udaje i mimo dużych oczekiwań grali okropnie. Gorzej niż inni, mimo że dali się już w Polsce poznać jako dobrzy lub chociaż solidni zawodnicy. Kto był naszym zdaniem najgorszy w rundzie jesiennej?
Kolejność zawodników w tym zestawieniu jest przypadkowa, podobnie jak ich dobre zagrania, taki nietypowy ranking nam się trafił.
1. Radosław Majewski
Były reprezentant Polski w ubiegłym sezonie wraz z Darko Jevticiem tworzył jeden z najlepszych, jak nie najlepszy duet ofensywnych pomocników w Lotto Ekstraklasie. Sporo asyst, ciekawe i niekonwencjonalne zagrania i duży wpływ na grę ofensywną „Kolejorza” – to wyróżniało Radka na tle ligi. Jednak w bieżących rozgrywkach… Majewski był symbolem złej gry Lecha. To nie ten sam zawodnik co w ubiegłym roku, a jego decyzje często wołają o pomstę do nieba. Nenad Bjelica posadził go na ławce, na co sam piłkarz zdecydowanie zasłużył. Jego zjazd w dół jest spektakularny i już teraz słyszymy głosy, jakoby miał opuścić Bułgarską już w zimie.
2. Artur Jędrzejczyk
Gdzie podział się nasz etatowy lewy obrońca reprezentacyjny? Aktualnie popularny „Jędza” nie powinien grać nawet w Legii. W kadrze po nim została chyba tylko nazwa „fusy” określająca piłkarzy powołanych do niej z rodzimej ligi. W ciągu kilku miesięcy Artur spadł z formą o jakieś trzysta poziomów, co stawia go w pierwszej dziesiątce największych rozczarowań ligi. Idealnym przykładem jego doskonałego przygotowania fizycznego był jego pojedynek szybkościowy z Igorem Angulo, kiedy ten odstawił go na 20 metrów. A ma 33 lata. „Jędza” zalicza lot w dół i chyba już nic z tego wynalazku na lewej obronie w kadrze nie będzie.
3. Adam Gyursco
Chłopak się trochę spóźnił. Z czym? Z opuszczeniem polskiej ligi. W poprzednim sezonie Węgier był jednym z lepszych skrzydłowych w ekstraklasie i prawdziwym motorem napędowym Pogoni Szczecin. Sam zespół ze Szczecina nie pokazywał nam złego futbolu, co pozwalało Gyurcso myśleć o transferze do jakiejś lepszej ligi. On postanowił zostać… I zjechać. Solidnie zjechać w dół i praktycznie zablokować sobie możliwość transferu do mocnego zagranicznego klubu. Taki wybór, taka decyzja. Tymczasem Węgier razem ze swoją drużyną okupuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli, być może się utrzymają, ale Gyursco nie jest już tym samym doskonałym zawodnikiem z ubiegłego sezonu.
4. Konstantin Vassiljev
Tutaj mamy jednego z gigantów absurdu polskiej ekstraklasy. Ubiegły sezon – motor napędowy Jagiellonii, czołowa postać całej ligi mimo zaawansowanego wieku. Chociaż w rundzie finałowej praktycznie nie istniał, ale za całokształt zdecydowanie możemy go wyróżnić. Później pojawiły się jakieś dziwne sprawy z jego kontraktem, którego ostatecznie z klubem z Białegostoku nie podpisał. Przeniósł się do Gliwic i wyszło mu to… najgorzej jak mogło. Z czołowego piłkarza ligi stał się jednym z największych nieporozumień Lotto Ekstraklasy. Nie gra totalnie nic, a „Cesarza Estonii” z ubiegłego sezonu może sobie obejrzeć w telewizji.
5. Dennis Rakels
Tutaj mamy przykład bardzo udanego transferu Lecha Poznań. Łotysz do klubu przychodził jako była gwiazda polskiej ligi, która gdzieś tam się kopała po czole w drugiej lidze angielskiej z różnymi efektami. Jednak oczekiwania wobec niego były bardzo, bardzo duże. Wszak kiedy odchodził z Cracovii, był bez dwóch zdań najlepszym skrzydłowym w lidze. Jednak w Lechu… Kim jest Rakels i dlaczego zabiera nasze pieniądze? Takie pytanie mogą zdać sobie włodarze klubu z Bułgarskiej. Piłkarz ten nie gra wcale, a jak dostaje jakieś szanse od Bjelicy, to i tak nie gra wcale. Totalne nieporozumienie, które raczej pożegna się z klubem już zimą.
6. Bartosz Śpiączka
On z kolei jest przedsezonowym nabytkiem naszego ukochanego tworu klubopodobnego – Bruk-Bet Termaliki. Aktualnie jego gra dopasowana jest do sytuacji organizacyjnej w klubie z Niecieczy. Jest po prostu tragiczna. Przychodził tam jako taki solidny napastnik, który powinien te kilka ważnych goli w rundzie zapewnić. Hmm, prawie się udało. Śpiączka w rundzie jesiennej Lotto Ekstraklasy zdobył aż jednego gola, co stawia go w czołówce strzelców, kiedy zestawimy go z bramkarzami.
7. Tomasz Cywka
Obrońca Wisły Kraków wyrobił sobie markę bardzo solidnego zawodnika, na którego trener zawsze może liczyć. Jednak jak to u nas często bywa, wyrobioną markę traci się jakieś 16 razy szybciej, niż ją zyskuje. Tym samym w bieżącym sezonie Cywka gra już mniej, popełnia błędy i zdecydowanie nie jest tym samym piłkarzem co w zeszłym sezonie. Zamiast umieścić go w „kozakach rundy” umieszczamy go w jej rozczarowaniach. Trudno, taki byt.
8. Niklas Barkroth
A to kolejny udany transfer Lecha Poznań. Szwed, który rzekomo został zwinięty sprzed nosa Legii Warszawa, miał odmienić grę ofensywną „Kolejorza” i napędzać kolejne ataki niczym Gergo Lovrencsic za najlepszych lat. No i mu się udało. Albo właśnie nie. Jedynymi zadowolonymi z tego transferu są włodarze Legii, którzy cieszą się, że go nie kupili. Niby coś tam czasami gra, ale po tym szale, który pojawił się po jego sprowadzeniu, spodziewaliśmy się dużo, dużo więcej.
9. Cillian Sheridan
Pamiętacie świetnego napastnika z charakterystyczną fryzurą, który występował w Jagiellonii w ubiegłym sezonie? Tak, chodzi o tego, który strzelał sporo bramek z główki i ogólnie był gwarancją goli. Wiecie może, co się z nim dzieje? Na próżno szukać informacji o jego transferze z naszej ligi, ale i w ekstraklasie trudno go znaleźć. Jest niby ktoś podobny w „Jadze”, ale ten ktoś marnuje setkę za setką i jest już na wylocie z klubu, bo ściąga za dużą pensję. To ten sam piłkarz?
10. Victor Perez
„Nie chciałem iść do Realu” – takie słowa wypowiedział niegdyś o sobie zawodnik grający obecnie w Wiśle Kraków. „A może teraz byś chciał?” – takie pytanie zadają sobie kibice „Białej Gwiazdy”, którym byłoby to chyba na rękę. CV ma imponujące, gra w La Liga, bramka przeciwko Barcelonie… Teraz jednak nie potrafi wybić się ponad poziom Lotto Ekstraklasy, który sami wiecie, jaki jest. Z wielkiego „boom” mamy wielkie „buu”, bo transfer ten zdecydowanie nie jest tym, czego można było oczekiwać.