Już dziś rusza Puchar Narodów Afryki, co z pewnością cieszy wielu kibiców. No właśnie, dlaczego ten turniej cieszy się taką oglądalnością? Przecież nie zobaczymy tam Messiego czy Ronaldo. Wszystko jednak za sprawą nieprzewidywalności, a co za tym idzie – niespodzianek, które powodują, że każdy chętnie spogląda na spotkania, w których faworytów często nie ma. Wybraliśmy dla was pięć największych niespodzianek afrykańskich mistrzostw z tego wieku.
5. Słaba postawa Maroka w 2006 roku
Trzecie miejsce w grupie i ledwie dwa zdobyte punkty to zdecydowanie za mało jak na drużynę, która zdobyła w poprzednich mistrzostwach srebrny medal. Fakt, że grupowi rywale Maroka zmierzyli się później w finale, ale mówiło się przecież, że „Lwy Atlasu” mogą jeszcze poprawić swój wynik. Okazało się, jednak, że skład, w którym liderami byli Ali Boussaboun czy Youssef Safri, nie zdołał się przeciwstawić Egiptowi i reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej.
Dwa remisy, w tym jeden z Libią, to było zdecydowanie zbyt mało. Szczególnie że zaczęła się koszmarna passa. Od tamtego czasu Marokańczycy nie przeszli nawet fazy grupowej. Tym razem też im się nie uda, bo zostali zdyskwalifikowani za zrzeczenie się organizacji.
4. Reprezentacja Gwinei w 2006 roku
Choć był to okres, gdy „Duma Narodów” trzykrotnie wychodziła z grupy. Dla nas jednak największą niespodzianką był awans w 2006 roku, gdy rywale Gwinejczyków wcale nie byli najłatwiejsi do przejścia. O ile Zambia wydawała się w zasięgu, o tyle Tunezja i Republika Południowej Afryki wydawały się murowanymi kandydatami do ćwierćfinałów.
I tutaj pojawił się problem, bo podopieczni Patrice’a Neveu zmietli wszystkich, wygrywając całą grupę z kompletem punktów. Niestety w ćwierćfinale nie udało się przejść Senegalu, ale Ismael Bangoura i spółka zostawili po sobie dobre wrażenie. Inaczej jednak twierdziły władze gwinejskiego związku, które rozstały się z francuskim selekcjonerem.
3. Awans z grupy Gwinei Równikowej w 2012 roku
Dla niektórych ekip jedyną możliwością awansu do mistrzostw jest ich organizacja. Tak było w przypadku Gwinei Równikowej, która zadebiutowała w Pucharze Narodów w 2012 roku, będąc gospodarzem. Wydawało się, że dla „Nzalang Nacional” to zwyczajna przygoda, jednak sensacyjnie debiutanci awansowali z grupy. Tam jednak zderzyli się z rzeczywistością w postaci Didiera Drogby, Yayi Toure czy Gervinho z kadry Wybrzeża Kości Słoniowej.
Podobnie będzie podczas tegorocznych mistrzostw, bo Gwinea Równikowa znów organizuje turniej, który przejęła w ostatniej chwili od Maroka. A kadrę do jeszcze większego sukcesu ma poprowadzić Andoni Goikoetxea. Znów jednak jego podopieczni są raczej „do odstrzału”.
Gwinea Równikowa to ma pakę na #PNA – zawodnicy z kl. Andory, Malty, Gibraltaru i Hongkongu. Ale wrażenie robią piłkarze Leones Vegetarianos
— señor Fakirek (@fakirek) January 13, 2015
2. Burkina Faso czarnym koniem w 2013 roku
Po ostatnim sukcesie tym razem „Ogiery” są już oficjalne stawiane w roli czarnego konia turnieju. Przed dwoma laty jednak trudno było przewidzieć ich dobry wynik. Mimo że grupa nie była zdecydowanie najcięższa, a w fazie pucharowej udało się ograć Togo i w rzutach karnych Ghanę, i tak osiągnięcie podopiecznych Paula Puta było uważane za sensację.
Teraz może być podobnie. Drużyna bowiem również diametralnie się nie zmieniła. A gwiazdor jest jeden, Jonathan Pitriopa, na którego znów będzie spoczywać odpowiedzialność za losy drużyny. Dwa lata temu grał turniej życia, teraz może być różnie. Szczególnie że Al Jazira nie jest z pewnością klubem, w którym 28-latek mierzy się z najlepszymi.
1.Sensacyjne zwycięstwo Zambii w 2012 roku
Ach, co to był za turniej! Podczas gdy wszyscy zastanawiali się, czy wygra Ghana, czy może Wybrzeże Kości Słoniowej lub inny z faworytów, niespodziewanie po cichu szaleć zaczęła reprezentacja Zambii. O ile zwycięstwo w grupie nie musiało być aż tak trudne i w tamtym czasie raczej nie było zbyt wielu osób, które stawiałyby na końcowy sukces Hevre Renarda i jego podopiecznych.
Bez znanych nazwisk ani wielkich nadziei, ale z ogromną ambicją udało się w ćwierćfinale pokonać Sudan, lecz to też obyło się bez większego echa. Dopiero sensacyjne zwycięstwo w półfinale z Ghaną rozpoczęło fascynację „Miedzianymi Pociskami”. Wtedy już Zambijczycy osiągnęli wszystko, co mogli sobie wymarzyć. Do finałowego spotkania z Wybrzeżem Kości Słoniowej przystąpili na luzie i wygrali w rzutach karnych.