Najważniejsze momenty GKS-u Katowice w 2024 roku


Ostatni dzień grudnia to zwykle czas podsumowań. Wyjątkowo pozytywne są one w Katowicach, bowiem GKS to – obok Jagiellonii i Motoru – największy wygrany minionego roku na polskich boiskach

31 grudnia 2024 Najważniejsze momenty GKS-u Katowice w 2024 roku
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Za GKS-em Katowice niesamowity rok, niewątpliwie jeden z najlepszych w tym wieku. Były okrągłe urodziny, historyczny powrót do ekstraklasy, wielkie mecze z mistrzem kraju i finalistą Pucharu Polski, dwa rekordowe zwycięstwa czy zakończenie budowy nowego stadionu. Czas przypomnieć te najważniejsze chwile.


Udostępnij na Udostępnij na

W naszym zestawieniu postanowiliśmy wyróżnić 12 momentów z udziałem GKS-u – analogicznie do liczby miesięcy. Oto one.

Opalenica – obóz, który zmienił wszystko

A przynajmniej tak stwierdzą później piłkarze, sztab i inne osoby związane z klubem. Katowiczanie na zgrupowanie do Wielkopolski mieli prawo jechać w kiepskich nastrojach, po rundzie jesiennej zajmowali bowiem 11. miejsce w pierwszoligowej tabeli. Strata do strefy barażowej wynosiła wówczas siedem punktów, co nawet pomimo zaległego meczu, budziło spory niedosyt.

Atmosfera wokół GKS-u była dość napięta, kibice otwarcie żądali głowy trenera Rafała Góraka. Sam obóz w Opalenicy urośnie później do miana legendy. Wszyscy będą zastanawiać się, jak to możliwe, że zespół w przeciągu zaledwie dwóch miesięcy, w tym samym składzie personalnym, zaczął być tak skuteczny. Że tak wystrzelił na wyżyny pod kątem mentalnym.

Pewne przygotowanie, pewne rozmowy i wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Wszyscy dookoła ten sezon skreślili tak naprawdę. Tylko nasza szatnia wierzyła, że sytuację da się jeszcze odwrócić – mówił w rozmowie z nami Adrian Błąd.

GKS Katowice wygrywa z Miedzią na 60. urodziny klubu

Podopieczni Rafała Góraka swoje ligowe zmagania w 2024 roku rozpoczęli od pewnego zwycięstwa nad Motorem Lublin. Niespełna tydzień później przegrali jednak w Płocku, i to po bramce w doliczonym czasie gry. Czasu na wyciąganie wniosków katowiczanie nie mieli zbyt dużo, bo trzeba było nadrabiać zaległości z jesieni.

Mecz z Miedzią Legnica, przełożony wcześniej z powodu złych warunków atmosferycznych, zaplanowano na wtorek, dzień po 60. urodzinach klubu. Dla kibiców przewidziano liczne atrakcje, a po ostatnim gwizdku odbył się pokaz laserów. Wyglądało to naprawdę fajnie, na dodatek GKS wygrał i zbliżył się do czołowej szóstki na cztery punkty. Co ciekawe, był to pierwszy triumf „GieKSy” nad Miedzią od 2017 roku.

Zespół z Katowic wysłał wyraźny sygnał, że nie wszystko w tym sezonie jest jeszcze stracone. Dalej zanotował imponującą serię, wygrywając kolejno ze Zniczem Pruszków, Resovią Rzeszów, Podbeskidziem i Zagłębiem Sosnowiec. Atmosfera wokół klubu znacznie się poprawiła, co zauważyć dało się po rosnącej frekwencji na trybunach. Katowiczanie wrócili do gry.

Zwycięstwo, które otworzyło drogę do bezpośredniego awansu

Prawdziwą weryfikacją formy dla GKS-u miało być jednak spotkanie z liderem rozgrywek, rozpędzoną Lechią Gdańsk. Był to typowy mecz walki, przez długi czas żadna z drużyn nie potrafiła przechylić jego szali na swoją korzyść. Na kwadrans przed końcem z boiska wyleciał Marten Kuusk, a sytuacja gospodarzy mocno się skomplikowała.

Mimo to Lechii nadal brakowało konkretów. Wiele wskazywało, że w tym hitowym pojedynku zespoły podzielą się punktami. Przyjezdni zostali jednak skarceni w jednej z ostatnich akcji przed końcem. Christian Aleman wrzucił piłkę na pole karne, a w podbramkowym zamieszaniu doskonale odnalazł się kapitan Arkadiusz Jędrych. To on pokonał bramkarza, zapewniając „GieKSie” szóste ligowe zwycięstwo z rzędu.

Mamy dobrą serię, też nasza gra jest zadowalająca, więc czemu mielibyśmy nie myśleć o awansie? Każda z tych dziesięciu drużyn, które walczą o najwyższe cele, chce jak najbardziej się zbliżyć. Doskakujemy blisko, coraz bliżej. Niech nas widzą, że jesteśmy tuż za nimipowiedział nam później Grzegorz Rogala.

Jakub Arak bohaterem meczów w Warszawie i Tychach

Po meczu z Lechią katowiczanie wpadli jednak w lekki dołek. Przegrali u siebie z Odrą Opole oraz dwukrotnie remisowali: z Termaliką i Górnikiem Łęczna. Rafał Górak musiał radzić sobie także z licznymi kontuzjami i zawieszeniami w zespole. Kluczowe okazało się spotkanie przy Konwiktorskiej.

Polonia szybko wyszła na prowadzenie i zdawała się kontrolować jego przebieg. GKS do głosu doszedł dopiero w doliczonym czasie gry. Najpierw z rzutu karnego wyrównał Jędrych, a kilka minut później o zwycięstwie rzutem na taśmę przesądził Jakub Arak. Ten sam, który wcześniej wielokrotnie był przez kibiców krytykowany, a przez niektórych nawet wypychany z klubu.

Dwa tygodnie później Arak znowu dał o sobie znać, i znowu w końcówce. Gdy wydawało się już, że wyjazdowe derby z tyszanami zakończą się remisem, napastnik wyprowadził zabójczy kontratak, który po wymianie kilku podań sam wykończył. Dzięki jego trafieniu „GieKSa” na dobre włączyła się do walki o bezpośredni awans.

8:0 ze Stalą Rzeszów

Zanim jednak Arak został bohaterem po raz drugi, GKS przejechał się po rzeszowskiej Stali. I to dosłownie, bo mecz zakończył się pogromem, jakiego przy Bukowej nie widziano od czasów IV ligi. – Myślę, że Liga Mistrzów przyjechała dzisiaj do Katowic – żartował wówczas napastnik Sebastian Bergier.

Zdobył on drugiego gola dla gospodarzy, ostatecznie pozostając jednak w cieniu Mateusza Maka. Doświadczony pomocnik rozegrał bowiem najlepszy mecz w swojej karierze. Trzykrotnie wpisywał się na listę strzelców (był to jego pierwszy hat-trick!) i dorzucił dwie asysty. Wyłączając spotkanie ze Stalą, Mak w całym sezonie strzelił tylko cztery bramki. To najlepiej pokazuje, jak absurdalnie dobry był to występ, jego i całej „GieKSy”.

Strzelić osiem goli drużynie, która wcześniej przez półtora miesiąca nie przegrała meczu? Chapeau bas.

Adrian Błąd wprowadza GKS Katowice do PKO Ekstraklasy po 19 latach

26 maja 2024 roku. Tę datę w Katowicach zapamiętają już na zawsze. Dzień, w którym „GieKSa” nie tylko wywalczyła upragniony awans, ale przede wszystkim zerwała z czymś, co urosło do miana piłkarskiej klątwy, która od lat zdawała się ciążyć nad miastem i klubem. Właściwie od momentu jego ostatniego spadku z polskiej ekstraklasy.

„Trójkolorowi” kilkukrotnie byli blisko powrotu, za każdym razem jednak potykali się na ostatniej prostej… aż do teraz. Decydujący mecz w Gdyni był raczej widowiskiem dla koneserów. Ale w tym najważniejszym momencie Adrian Błąd – bo któż inny – się nie pomylił. Trafił z dystansu i jak się później okazało, tym golem wprowadził katowiczan do piłkarskiego raju.

Rafałowi Górakowi natomiast udało się to, co wcześniej nie udawało się między innymi Jerzemu Brzęczkowi czy Jackowi Paszulewiczowi. Odzyskał zaufanie kibiców i – co chyba dość nietypowe w polskich realiach piłkarskich – usłyszał od nich głośne „przepraszamy”. Niesamowita historia.

GieKSa lepsza od mistrza

Katowiczanie w ekstraklasowe rozgrywki wchodzili dość spokojnie. Na inaugurację przegrali u siebie z Radomiakiem, tydzień później wygrali po raz pierwszy od momentu powrotu, w Mielcu. Następnie pod względem punktowym nastąpiła delikatna stagnacja – niezły (choć przegrany) mecz z Rakowem i dwa remisy.

Tym bardziej ciekawie zapowiadało się starcie z Jagiellonią, która na Bukową przyjeżdżała świeżo po rywalizacji z Ajaksem w europejskich pucharach. Faworyt był jednak oczywisty… tylko na papierze. Beniaminek ukąsił mistrzów Polski już w pierwszej swojej akcji i później w niczym im nie ustępował. Rafał Górak taktycznie zaszachował Adriana Siemieńca, a sensacyjne zwycięstwo GKS-u było w pełni zasłużone.

– Nieważne, czy to mistrz Polski, czy drużyna, która w ekstraklasie jest od lat, my podchodzimy do meczu tak samo, chcemy grać odważnie, wysoko, nie bać się. Chcemy się rozwijać – zapewniał Oskar Repka.

Mateusz Kowalczyk z powołaniem do reprezentacji

Świetny mecz z Jagiellonią – ale pewnie i kilka wcześniejszych – docenił także selekcjoner Michał Probierz. Na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski zdecydował się zaprosić Mateusza Kowalczyka.

Młody pomocnik został tym samym pierwszym piłkarzem GKS-u Katowice powołanym do reprezentacji od 21 lat. Kowalczyk w Lidze Narodów nie zadebiutował, ale i tak otrzymał od klubu premię, która była swoistym spełnieniem obietnicy z 2007 roku. Całą kwotę zawodnik zdecydował się przeznaczyć na cel charytatywny. Takie akcje lubimy.

Szóstka na Puszczy

Mecze z Puszczą Niepołomice, zwłaszcza te rozgrywane w Krakowie, zwykle nie należą do najprzyjemniejszych. Jesienią przekonał się o tym nawet lider rozgrywek. W Katowicach aż tak dramatycznych doświadczeń z tym wyjazdem nie mają, wręcz przeciwnie. Było to jedno z najlepszych spotkań GKS-u w całym minionym roku (a konkurencja jest przecież ogromna).

Zespół Rafała Góraka – niesiony jeszcze zwycięstwem nad Pogonią – kompletnie zdemolował Puszczę. Skończyło się na sześciu strzelonych bramkach, co i tak było najniższym wymiarem kary. „GieKSie” wychodziło absolutnie wszystko. Kolejne fantastyczne zawody rozegrali Marcin Wasielewski (który wywalczył dwa rzuty karne) i Oskar Repka. Jednocześnie było to najwyższe wyjazdowe zwycięstwo GKS-u w polskiej ekstraklasie w historii.

Historyczne wyjazdy do Warszawy i Poznania

Pod względem wyników – dwie porażki, sześć straconych bramek i zaledwie jedna strzelona – były to wyjazdy kiepskie. Dla kibiców stanowiły jednak esencję tego powrotu do ekstraklasy. To właśnie na te mecze czekali najbardziej, blisko dwie dekady.

To, jak fani GKS-u stęsknili się za rywalizacją na tym najwyższym poziomie, najlepiej widać po wynikach frekwencyjnych, jakie osiągali w spotkaniach wyjazdowych. Pod tym względem w PKO Ekstraklasie nie mieli sobie równych. I choć świetny rezultat mocno podbił Śląski Klasyk, to niemalże przy okazji każdego wyjazdu wykorzystywali komplet przysługujących im wejściówek.

Szalony mecz w Krakowie

Zdaniem wielu – najlepsze spotkanie całej rundy jesiennej. Było w nim dosłownie wszystko, co dla postronnego widza atrakcyjne – piękne bramki, liczne zwroty akcji i emocje do samego końca (a nawet i dłużej). Do pełni szczęścia zabrakło chyba jedynie kibiców gości na trybunach.

Mimo to katowiczanie po upływie kwadransa wyszli na prowadzenie za sprawą sprytnie rozegranego rzutu wolnego przez Mateusza Maka. Ten sam zawodnik podwyższył prowadzenie na kilka minut przed przerwą. W międzyczasie boisko z kontuzją, jak się później okazało, dość poważną, musiał opuścić Adam Zrelak. Ostatnim akcentem pierwszej połowy był jednak kontaktowy gol Cracovii, do siatki trafił Maigaard.

Druga część meczu znowu rozpoczęła się lepiej dla przyjezdnych. Adrian Błąd huknął z dystansu i strzelił bramkę, która wybrana została golem roku w PKO Ekstraklasie. Cytując klasyka, stadiony świata.

Chwilę później niewiele brzydszym strzałem odpowiedział Maigaard. Wynik znowu był na styku. Cracovia dopięła swego w doliczonym czasie gry – do wyrównania doprowadził niewidoczny wcześniej Kallman. Nie był to jednak jeszcze koniec emocji w tym spotkaniu.

Ostatnie słowo należało do piłkarzy GKS-u, a konkretnie Sebastiana Milewskiego. To on ustalił wynik. Po tym, jak pokonał on bramkarza Cracovii, na boisku doszło do małej szarpaniny. Kilku zawodników w obu zespołach obejrzało żółte kartki, a trener Górak nawet czerwoną. Było gorąco. – To jeden z najbardziej szalonych meczów, jakie grałem – stwierdził Mateusz Kowalczyk.

GKS Katowice żegna Jana Furtoka

Było pięknie, niestety było też smutno. Późną jesienią media obiegła informacja o śmierci największej legendy katowickiego klubu i wielokrotnego reprezentanta Polski, Jana Furtoka.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w ostatni piątek listopada, a już kolejnego dnia „GieKSa” musiała rozegrać swój ostatni domowy mecz w 2024 roku. Spotkanie z Lechią pierwotnie miało mieć zupełnie inny wydźwięk, jednak z wiadomych względów wszystko zostało podporządkowane pożegnaniu legendarnego napastnika.

Zawodnicy na rozgrzewkę wybiegli w koszulkach upamiętniających zmarłego, a pierwszy gwizdek sędziego poprzedziła naturalnie minuta ciszy. Nie zabrakło też charakterystycznej kartoniady na trybunach i oczywiście pirotechniki. Piłkarze pewnie pokonali Lechię, a obie zdobyte bramki zadedykowali zmarłemu Furtokowi. Był to naprawdę wyjątkowy wieczór.

– Mamy świadomość, że duch pana Jana Furtoka cały czas gdzieś tutaj był, gdzieś tutaj jest i będzie obecny także na Nowej Bukowej – przekonywał kapitan GKS-u.

***

Co to był za rok! A spokojnie moglibyśmy tę listę rozszerzyć o zwycięstwo nad Wisłą Kraków, inaugurację z Radomiakiem przy Bukowej, mecz w Mielcu, przegrany Śląski Klasyk czy chociażby zakończenie budowy nowego stadionu.

Komentarze
Szwędacz (gość) - 4 dni temu

Piękny artykuł, tak jak piękny to był rok dla GieKSy! Niesamowite emocje, po niemal 20 latach upokorzeń jesteśmy na Topie i tak już zostanie!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze