Najważniejsze jest zwycięstwo


Reprezentację Polski z czystym sumieniem można mieszać z błotem i wylewać na nią kubeł pomyj, za mecz z Azerbejdżanem. Można, tylko po co?


Udostępnij na Udostępnij na

Najważniejsze, że biało- czerwoni wygrali z Azerami. Zdobyli trzy punkty, umocnili się na pierwszym miejscu grupy A i zrobili kolejny krok w kierunku awansu do EURO 2008. A reszta niech jest milczeniem…

W dotychczasowych pięciu meczach z Azerbejdżanem, Polska wygrywała czterokrotnie, raz remisując i strzelając rywalowi aż siedemnaście goli. Czy przed takim spotkaniem, można się w ogóle zmobilizować? Podopieczni Leo Beenhakkera na każdym kroku podkreślali, że tak. Zarzekali się, że nie spoglądają w przeszłość i wcale nie spodziewają się w Baku spacerku. – Takie drużyny zawsze mają ogień w oczach. Zrobią wszystko by wywalczyć jakiekolwiek punkty– mówił przed meczem Michał Żewałkow. Nie wiadomo jednak czy każdy z polskich piłkarzy, do potyczki z Azerami podszedł z należytym szacunkiem dla rywala i odpowiednią koncentracją.

Polska to świetny zespół, ale ma kilka słabych punktów. My postaramy się je wykorzystać– charakteryzował polską ekipę, selekcjoner gospodarzy, Szachin Dinijew. Żeby pokonać Polaków musimy grać szybko i kombinacyjnie, a także unikać powietrznych pojedynków. A wtedy sukces jest gwarantowany. Niemal każdy polski kibic słowa azerskiego szkoleniowca traktował z ogromnym przymrużeniem oka. Można było odnieść wrażenie, że po szczęśliwym zwycięstwie z Finlandią w marcu, Dinijewowi odbiło. Ale tak w rzeczywistości nie było. Ów trener wyciągnął wnioski zarówno z porażki 0:5 w Warszawie z Polską, jak i z wiktorii z Finami, kilka dni później. Rozpracował nasz zespół w najmniejszych detalach. I do 60. minuty przynosiło to zaskakujące efekty.

Azerowie przez godzinę grali naprawdę wspaniale. Miejscowi kibice nie raz i dwa, przecierali oczy ze zdumienia, zadając sobie pytanie, czy to aby na pewno gra ich reprezentacja, która z Polską zawsze dostawała bęcki. My również nie wierzyliśmy, w to co widzieliśmy i zadawaliśmy sobie podobne pytanie. Gospodarze grali dojrzale, pewnie, pozwalali sobie nawet na odważne, indywidualne pojedynki. Wychodziło im dosłownie wszystko. Polaków przewyższali w każdym elemencie gry. Najgorsza rzecz wydarzyła się w 5. minucie. To wtedy, stadion im. Tofika Bachramowa eksplodował z radości, bo Azerowie wyszli na sensacyjnie prowadzenie. Bronimir Subasić pognał lewą stronę, z łatwością minął Dariusza Dudkę i, gdy wszyscy spodziewali się podania do środka pola karnego, niespodziewanie strzelił z bardzo ostrego kąta w kierunku bramki Artura Boruca. A że polski golkiper również spodziewał się podania, zrobił kilka kroków do przodu, źle się ustawiając, co skrzętnie wykorzystał Subasić, strzelając pierwszego gola dla Azerbejdżanu w historii meczów z Polską. Szok, ogromne zdziwienie, konsternacja w polskim obozie, zaś u rywali szalona radość. Przy odrobinie szczęścia, za chwilę mogły paść kolejne bramki. Gospodarze z łatwością bowiem dochodzili do czystych sytuacji strzeleckich, a że sobą w tym meczu nie był Boruc, stąd byli naprawdę bliscy kolejnych trafień. – Zarówno o tej bramce jak i meczu trzeba zapomnieć jak najszybciej– powiedział Boruc, tuż po zakończeniu spotkania. Na szczęście moje błędy nie przesądziły o naszej porażce, by wówczas byłoby ze mną kruchą. Pięknie dziękuje kolegom, że w drugiej połowie strzelili trzy gole, dzięki czemu wygraliśmy. Bramkarz Celtiku Glasgow faktycznie grał w sobotę fatalnie, ale najłatwiej zwalić winę tylko na niego. Faktem jest, że tylko nielicznym podopiecznym Beenhakkera za pierwszą połowę nie należała się nagana.

W pierwszych czterdziestu pięciu minutach polski zespół praktycznie nie istniał. Najlepsze słowo jakie charakteryzuje jego postawę to „chaos”. Żadnego pożytku nie było z ataku. Po Macieju Żurawskim widać było, że miał dużą przerwę w grze, bo od azerskich obrońców był wyraźnie wolniejszy, nie potrafił również stworzyć pod bramką rywali jakiegokolwiek zagrożenia. Starał się jak mógł jego partner z linii napadu, Grzegorz Rasiak. Ale widać wyraźnie, że Rossi w kadrze i Rossi w Southampton to dwie zupełne inne postacie. Kompletnym nieporozumieniem okazało się ustawienie w środku pola Jacka Krzynówka. Dlaczego nominalny lewy pomocnik, ma być nagle ofensywnym? Gdyby Beenhakkera zmuszała do tego sytuacja, to decyzję tą można byłoby jakoś zrozumieć. Ale skoro Don Leo miał w kadrze świeżo upieczonego mistrza Polski, Macieja Iwańskiego, uważanego obok Łukasza Graguły za najlepszego w tej chwili ofensywnego pomocnika, to po co wówczas takie eksperymenty? Efekt tej decyzji był taki, że Krzynek w pierwszej połowie w zasadzie nie istniał. Kiepsko układała się również jego współpraca w środku pola z Mariuszem Lewandowskim. Problem stanowiły również boki obrony. Imponujący ostatnio formą, zwłaszcza w kadrze, Dariusz Dudka przypominał raczej Dudkę z meczów z Niemcami na MŚ`06 i z Blackburn Rovers w fazie grupowej Pucharu UEFA. Czyli Dudkę niepewnego, wyraźnie wolniejszego od rywali i stanowiącego duże zagrożenie dla własnej drużyny. Słabo prezentował się również Marcin Wasilewski, który również przegrywał większość pojedynków „jeden na jeden”. Błędy kolegów z flanek, musieli naprawiać dwaj środkowi obrońcy- Jacek Bąk i Michał Żewałow. Oni, a także dwaj boczni pomocnicy- Jakub Błaszczykowski i Ebi Smolarek, byli jednymi reprezentantami co do postawy których, nie można było mieć pretensji.

Wydawało się, że w przerwie Beenhakker nie pozostawi suchej nitki na swoich podopiecznych. Jak jednak przyznał później Holender, w szatni nie doszło do żadnych męskich rozmów. – Powiedziałem piłkarzom by w drugiej połowie grali dalej swoje i byli konsekwentni. Wiedziałem, że to przyniesie pożądane w skutkach efekty. Z początku jednak tych efektów widać nie było. Dopiero gdy Leo krzyknął „wszystko albo nic”, zaczęła się gra. W 63. minucie nastąpiło upragnione wyrównanie. Z rzutu wolnego dośrodkował Krzynówek, a głową, z najbliższej odległości azerskiego bramkarza pokonał Smolarek. – Mój gol był najważniejszym momentem tego meczu– powiedział później Ebi. Po nim zaczęliśmy kontrolować sytuację. Rację podopiecznemu przyznał Beenhakker. – Wiedziałem, że jeśli wyrównamy, to wówczas kolejne trafienia będą kwestią czasu. I tak rzeczywiście było. Już trzy minuty po bramce Smolarka, na 2:1 podwyższył Krzynówek. Ten sam zawodnik, w 90. minucie ustalił wynik meczu, po pięknej dwójkowej akcji z Markiem Saganowskim. – To niesamowite uczucie, strzelić dwa gole w jednym meczu, w dodatku decydujące o zwycięstwo zespołu. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło- ani w kadrze ani w Bundeslidze– przyznał bohater meczu. – To spotkanie z pewnością nauczy nas pokory– mówi Beenhakker. To ważna lekcja na przyszłość. Lekcja, z której z pewnością wyciągniemy wnioski. Mecz z Armenią będzie już zupełnie inny.

Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, ale by tak się stało, niezbędne są pewne zmiany w składzie. Przede wszystkim na pierwszy skład zasługuje Marek Saganowski, który choć gola nie strzelił, udowodnił, że jest w tej chwili najlepszym polskim atakującym. W środku pola również nie może grać Krzynówek, bo piłkarz VfL Wolfsburg jest stworzony do gry na skrzydle. Kwestią sporną jest prawa strona pomocy- Błaszczykowski, Łobodziński czy Smolarek? Błaszczu udowodnił, że jest w świetnej formie, ale zdrowie nie pozwala mu na grę przez pełne 90 minut. Bez żadnych kompleksów grał w sobotę Łobodziński, który udowodnił, że gra w kadrze nie splata mu już nóg. Jeśli Leo zdecyduje się wystawić Smolarka w ataku, to niech na prawej stronie gra gracz Zagłębia Lubin. Jeśli obok Sagana wystąpi Rasiak bądź Żuraw, wówczas warto na prawej pomocy wystawić Smolarka. No i przede wszystkim na grę w wyjściowym składzie zasługuje Maciej Iwański. Kto wie czy nasze sobotnie problemy nie wynikały z faktu, że zespół przez dłuższy okres czasu nie miał lidera, piłkarza, który potrafiłby opanować chaos i w trudnym momencie wziąć odpowiedzialność na swoje barki.

Wielkie drużyny poznaje się po tym, jak radzą sobie nie tylko w meczach łatwych, ale przede wszystkim w sytuacjach ekstremalnie trudnych. Czy Polska w meczu z Azerbejdżanem udowodniła, że jest wielką drużyną? Bez wątpienia tak!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze