Na ratunek Brescii


19 stycznia 2015 Na ratunek Brescii

Roberto Baggio oraz Andrea Pirlo to piłkarze, których chyba nikomu choć odrobinę znającemu się na piłce nożnej przedstawiać nie trzeba. Panowie – oprócz statusu futbolowych legend – mają jeszcze jeden wspólny mianownik.


Udostępnij na Udostępnij na

Historia, która łączy

Tym, co łączy obu panów, są występy w Brescii Calcio. To w tym klubie piłkarze wybiegali na boisko w jednakowych trykotach. Z tą różnicą, że jeden z graczy w owym klubie rozpoczynał swoją piłkarską przygodę, a drugi kończył tam wielką karierę.

Druga połowa lat 90. to czas, kiedy będąc jeszcze młodym, niedoświadczonym piłkarzem, Andrea Pirlo trafił do podstawowej jedenastki Brescii Calcio, której jest wychowankiem. Występy w tym klubie zaowocowały zainteresowaniem ze strony skautów drużyn z górnej części ligowej tabeli Serie A. Tym, którym udało się dotrzeć do zawodnika, byli przedstawiciele Interu Mediolan. Co ciekawe, po okresie wypożyczenia do Regginy Calcio piłkarz trafił ponownie, także na zasadzie wypożyczenia, do Brescii…

Jak widać, gracz związany jest z zespołem „Rondinelle” od dawna i kto, wie może kiedyś sam, idąc w ślady swojego starszego kolegi, zdecyduje o piłkarskiej emeryturze właśnie w tym klubie, w którym jego kariera nabierała tempa.

https://www.youtube.com/watch?v=_HFHCT_9WN4

Taka sytuacja miała miejsce w przypadku Roberto Baggio. Piłkarz legenda po wspaniałej karierze właśnie w szatni Brescii Calcio odwieszał buty na kołek, mając za plecami występy w takich potęgach, jak: Juventus Turyn, AC Milan czy Inter Mediolan. Zawodnik z charakterystyczną kitką wpisał się w ligowe kroniki, zdobywając 205 bramek w łącznych występach w Serie A, z czego dla „Biancoazzuri” zanotował 45 w 96 ligowych występach. Co ciekawe, zaliczył dla tego klubu tylko jedną asystę. Choć trzeba przyznać, że asystowanie nie było mocną stroną bramkostrzelnego napastnika, we wszystkich występach w lidze włoskiej ledwie ośmiokrotnie odznaczał się podaniem, po którym padał gol. Obecnie 47-latek widzi dla siebie nową rolę w podupadającym klubie.

Mroczne widmo

Klub, który w 2011 roku świętował stulecie istnienia, obecnie popadł w nie lada tarapaty. Brescia nie jest klubem, który mógłby się poszczycić dużymi sukcesami w swojej historii. Ta odznaczała się lawirowaniem pomiędzy Serie B a Serie A. W 1982 roku drużyna spadła nawet do Serie C. Największym sukcesem klubu z Lombardii było dojście do finału Pucharu Intertoto. W decydującej fazie rozgrywek, w których mieliśmy możliwość oglądania także polskich jedenastek (zwycięstwo Polonii Bytom oraz występ w finale Ruchu Chorzów), Brescia przegrała z Paris Saint-Germain.

Kolejne dni dla kolektywu grającego na co dzień na  Mario Rigamonti nie rysują się w różowych barwach. Obecnie klub stoi na granicy bankructwa. Jeżeli sytuacja nie ulegnie poprawie, Brescia może zostać relegowana to piątej włoskiej ligi. A to mogłoby oznaczać koniec klubu ze stuletnią przeszłością. Zespół wygrał ostatnie spotkanie ligowe przeciwko Frosinone Calcio 3:1 i znajduje się na piętnastym miejscu w tabeli, zanotowując skok o jedno oczko. To jednak może mieć drugorzędne znaczenie w zestawieniu z finansową zapaścią.

Promyk nadziei

Na wołanie o pomoc ze strony tonącego klubu nie pozostali bierni wyżej wymienieni piłkarze. Spółka Baggio – Pirlo zadeklarowała chęć niesienia pomocy zespołowi, w którego koszulkach obaj biegali po murawie.

– Rodinelle podejmują zła walkę i grozi mu zniknięcie poza krawędź włoskiej mapy futbolu. Bardzo cierpię, patrząc na zespół, któremu kibicuję, znajdujący się w tak złej kondycji. Rozmawiałem z ważnymi ludźmi, którzy naprawdę coś znaczą dla tego klubu i mogą mu pomóc – mówi Pirlo.

– Myślę, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by pomóc. Ale nadal będę się kontaktował z kim trzeba i na pewno się nie poddam – dodaje.

Andrea Pirlo angażuję się głównie w pomoc finansową dla klubu. Włoskie media spekulują, iż sam prawdopodobnie zainwestuje w zespół, w razie gdyby nie udało mu się pozyskać odpowiednich sponsorów. Roberto Baggio natomiast miałby zostać pierwszym trenerem lub dyrektorem sportowym klubu.

Jakie będą wymierne korzyści ingerencji obu panów i czy uda się uratować klub, w którym obaj panowie występowali? Odpowiedź na to pytanie poznamy w najbliższym czasie. W tej chwili obu panom należy oddać cześć, iż nie zapomnieli o klubie, którego sami są istotną częścią.

Najnowsze