Jerozolima. Kolebka chrześcijaństwa. Judaizmu i islamu również. Obecnie jednak miasto straciło na mitycznym charakterze. Od lat podzielone na część żydowską i palestyńską, przepełnione krwią i rasizmem stało się żywym dowodem na to, do czego prowadzą konflikty na tle wyznaniowym i nacjonalistycznym. O ironio, identycznie jest z Beitarem Jerozolima, którego cześć kibiców oddzieliła się i założyła własny klub.
– Atmosfera na meczach Beitaru robi wrażenie w telewizji albo gdy nie rozumiesz specyfiki całej sytuacji. Jeśli jednak jesteś zwykłym człowiekiem i usiądziesz na trybunach zarezerwowanych dla najzagorzalszych kibiców, szybko zobaczysz, że jest to środowisko przepełnione przemocą i rasizmem – opowiada Itsik Alfasi, wieloletni kibic jerozolimskiego klubu, który odważył się odłączyć od toksycznego środowiska. Ale o nim będzie w dalszej części tekstu.
„Zawsze pozostaniemy czyści”
Rzeczywiście nic, co rasistowskie, kibicom Beitaru nie jest obce. Na swoim koncie mają więcej czynów niż niejedna bojówka „Brunatnych Koszul” czy ONR-u. Kiedy do klubu trafiło dwóch muzułmanów, znani nam doskonale Zaur Sadajew i Gabriel Kadijew, prawicowi kibice rozpętali wojnę. Zaczęło się od rasistowskich okrzyków i transparentów, na których widniały napisy „Beitar zawsze pozostanie czysty” czy „Mahomet jest martwy”. Skończyło się na podpaleniu klubowych budynków. O wygwizdywaniu zawodników w czasie meczów raczej wspominać nie trzeba. A kiedy Sadajew strzelił bramkę jako pierwszy muzułmanin w historii Beitaru, większość kibiców wyszła ze stadionu. W końcu właściciel ugiął się pod presją nacjonalistów i odesłał dwójkę Czeczenów do Groznego.
– To nie rasizm. Po prostu egzystencja klubu jest zagrożona. Beitar to symbol dla całego kraju – tłumaczył całe zajście jeden z kibiców.
Za wszelkie rasistowskie ekscesy odpowiada grupa kibicowska „La Familia”, która jest spuścizną po założycielach klubu. Kultywuje ich poglądy i głosi hasła noszone przez nich na sztandarach jeszcze przed II wojną światową. Bo trzeba wiedzieć, że Beitar powstał z inicjatywy Davida Horna oraz Samuela Kirschstein, działaczy prawicowego ruchu syjonistycznego o takiej samej nazwie. Klub oprócz szerzenia idei o wychowaniu w duchu sportu (tak, tak, kiedyś po to powstawały drużyny) miał za zadanie propagować poglądy o wielkim Izraelu. Początkowo w jego kadrze byli jedynie członkowie Bejtaru. Coś, jakby Ruch Narodowy założył swój własny zespół.
Nacjonalistyczne i często rasistowskie poglądy ciągną się za Beitarem od 80 lat. A że nie wszyscy kibice się z tym zgadzają, doszło między nimi do poważnego rozłamu. I tu dochodzimy do sedna tematu.
Beitar dla żydów i muzułmanów
– Ci ludzie zawłaszczyli klub dla siebie, narzucając wszystkim rasistowską doktrynę. Przełomem był sezon 2012/2013, kiedy to właściciel Beitaru, Arkadi Gaidamak, ściągnął dwóch muzułmańskich piłkarzy z Czeczenii. Wtedy zrozumiałem, że „La Familia” przejęła władzę nad klubem, i podjąłem decyzję o stworzeniu własnej drużyny – opowiada Itsik Alfasi, 37-letni założyciel… Beitaru Nordia, odcinającego się od wszystkiego, co zżera od środka oryginalny Beitar.
Zaczynali od V ligi izraelskiej bez pieniędzy i perspektyw, za to na zdrowych zasadach. Prawo do decydowania o losie klubu może mieć każdy. Wystarczy zapłacić około 150 euro opłaty członkowskiej. Wyznanie, kolor skóry czy orientacja nie mają znaczenia. Podobnie jest z graniem w drużynie. W kadrze zespołu jest kilku muzułmanów i nikt nie ma z tym najmniejszego problemu. Oddolna, apolityczna inicjatywa z każdym dniem zwraca uwagę coraz większej liczby osób. Na mecze Nordii przychodzą byli zawodnicy Beitaru, a także prezydent Izraela, Re’uwen Riwlin. Skąd taka nazwa? Kiedy w 1947 roku Brytyjczycy zakazali funkcjonowania prawicowego ruchu Bejtar, zdecydowano, że klub będzie nosił nazwę – Nordia Jerozolima.
Projekt Alfasiego i kilku innych śmiałków, którzy sprzeciwili się ludziom z „La Familia”, rozwija się bardzo szybko. W pierwszym sezonie gry awansowali do IV ligi i z każdym dniem przybywa im fanów, a w 2015 rok znalazł się amerykański żyd, który wpłacił na konto klubu 100 tys. dolarów.
– Chcemy budować klub, który będzie dbać o historię Beitaru. Przed każdym meczem honorujemy zasłużonych zawodników, a ostatnio zorganizowaliśmy mecz byłych klubowych gwiazd. Chodzi nam o to, by pokazać, że nie chcemy zamienić naszej ukochanej drużyny, a jedynie budować Beitar w innym miejscu. Zabraliśmy ze sobą wszystko, co dobre, a co złe – pozostawiliśmy ludziom z „La Familia” – tłumaczył rok temu Bitton, jeden z właścicieli nowej drużyny.
Wspomniany mecz byłych gwiazd Beitaru został rozegrany na Teddy Stadium. Frekwencja? 1500 osób może nie robi ogromnego wrażenia, ale dla Alfasiego i Bittona to ogromny sukces i świadectwo na to, jak bardzo rozwinął się ich klub przez ponad rok. Z kompletnej amatorki, gdzie trudno było o zebranie jedenastu zawodników, a zebrało się do 1500 osób na trybunach. Kolosalna robota. A to dopiero początek.
Wojna futbolowo-ideologiczna kwestią czasu
Oczywiście sukces Beitaru Nordia razi w oczy członków „La Familia”, którzy wprost mówią o tym, że twórcy klubu są zdrajcami. Natomiast każdy, kto przychodzi na mecz „tamtej” drużyny, nie może się szczycić mianem kibica Beitaru. Na razie kończy się na słowach, ponieważ rywal znajduje się w odmętach izraelskiej piłki. Ale wraz z sukcesami nowego klubu kibice zdecydują się na bardziej dosadny sposób, aby móc wyrazić swoją opinię na temat Nordii. A patrząc na działania właścicieli i na ich zacięcie, kolejne triumfy wydają się realną wizją.
– Jesteśmy Beitarem. W naszym mniemaniu stworzyliśmy klub od nowa, więc głównym celem jest powrót na zapełnione po brzegi Teddy Stadium – mówi odważnie Alfasi.
Jeśli za słowami pójdą czyny, już niedługo w Jerozolimie dojdzie do kolejnej wojny. Nie na tle religijnym, ale w kwestii dużo istotniejszej – w kwestii futbolu i własnych ideologii, dla których obie strony gotowe są poświęcić życie.