Motor Lublin to beniaminek, który do PKO BP Ekstraklasy awansował rzutem na taśmę. Wszedł do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce jako ostatni, ale ma ambicje, by pokazać, że wcale nie jest najgorszy z nowych zespołów w PKO BP Ekstraklasie. Początek sezonu w jego wykonaniu wcale nie był taki zły, ale upłynął pod znakiem niewykorzystanych szans. One mogą sprawić, że utrzymanie w ekstraklasie będzie niezwykle trudne. Lublinian nie można jednak spisywać na straty, bo w ich grze widać również pozytywy.
W środowy wieczór Motor rozegrał swoje zaległe spotkanie z Jagiellonią Białystok z 4. ligowej kolejki. Zrównał się tym samym bilansem rozegranych spotkań z większością stawki i lublinianie ustabilizowali swoją pozycję na 12. miejscu w tabeli. Z pozoru to wynik dobry, ale wygląda to gorzej, gdy spojrzy się na dorobek punktowy zespołów z dołu stawki. Na swoim koncie Motor ma ich na ten moment dziewięć, czyli tyle samo co Korona Kielce, GKS Katowice oraz Radomiak Radom, z czego ten ostatni zespół ma do rozegrania zaległy mecz ze Śląskiem Wrocław. Przewaga zespołu Mateusza Stolarskiego nad strefą spadkową zrobiła się naprawdę niewielka.
Przed meczem z wrocławianami Motor zaliczył dwa spotkania z rzędu bez wygranej. W obu zagrał na zero z przodu. Stal Mielec ze skromnym dorobkiem siedmiu punktów zdecydowanie była do ogrania, a ostatecznie Motor nie wywiózł stamtąd punktów. Z kolei przełamanie defensywy Jagiellonii Białystok jest w ostatnim czasie nadzwyczaj łatwe. Ta sztuka drużynie Mateusza Stolarskiego również się nie udała. Ale Motor Lublin naprawdę może się podobać. Gra efektownie, wysokim pressingiem, a defensywa lublinian jest szczelniejsza niż u wielu beniaminków z ostatnich lat. Ale by w pełni uwolnić potencjał, Motor Lublin musi się najpierw utrzymać.
Motor Lublin napisał piękną opowieść
Wyrywając awans Arce Gdynia w finale baraży, Motor Lublin zapisał piękną kartę w swojej historii. Przegrywał ze specjalnie zmotywowanym faworytem do 87. minuty spotkania, a awans udało się wywalczyć w doliczonym czasie gry. W taki sposób w dwa lata klub Zbigniewa Jakubasa ze strefy spadkowej 2. ligi dotarł do najwyższej klasy rozgrywkowej. Sprawił, że na piłkarskiej mapie Polski Lublin świeci coraz bardziej. A właściciel klubu ma ambicje, by świecił jeszcze jaśniej.
.@MotorLublin trzecią drużyną z awansem do @_Ekstraklasa_ 🔥
Gratulujemy! 👏 pic.twitter.com/eFxirztLfW
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) June 2, 2024
Jakubas jest jedną z najbogatszych osób w Polsce. Jest bardzo związany z Motorem, a ambicje sportowe ma doprawdy wielkie. Niejednokrotnie podkreślał w wywiadach, że chciałby uczynić ze swojego klubu projekt na wzór Rakowa Częstochowa, który niemal z marszu zadomowił się w ligowej czołówce. Zbigniew Jakubas chce, by zespół, który regularnie finansuje, w ciągu kilku lat znalazł swoje miejsce na podium PKO BP Ekstraklasy. Byłaby to piękna historia właściciela, który nie bał się zaryzykować, zatrudniając owianego złą sławą Gonzalo Feio. Nie bał się zatrzymać na stanowisku portugalskiego skandalisty, gdy ten wywoływał kontrowersje na skalę ogólnokrajową. Zbigniew Jakubas poświęcił naprawdę wiele dobrego PR-u dla wyniku sportowego, którego Feio był gwarantem.
Jednocześnie biznesmen aktywnie wspiera finansowo rozwój lubelskiego futbolu w ogóle i wiąże ze sportem w swoim mieście spore nadzieje. W parze z tym idą też spore oczekiwania. Przed startem ligowych rozgrywek na antenach Canal+ otwarcie mówił o tym, że Motor w tym sezonie mierzy w środek tabeli lub troszeczkę powyżej. Bez cienia zawahania mówił, że na początek pierwsza trójka będzie właściciela Motoru zadowalała. Ale żeby znaleźć się na ligowym podium, najpierw trzeba się w tych rozgrywkach utrzymać.
Klarowny przekaz i ciekawa kadra
Dyrektor sportowy zespołu z Lublina – Michał Wlaźlik – aktywnie informował kibiców Motoru o tym, jakie manewry transferowe planuje zespół. Cotygodniowymi aktualizacjami planów zakupowych zespołu z Lubelszczyzny dyrektor sportowy rozbudzał nadzieje fanów i niebezpiecznie zbliżał się do wyczynów medialnych swojego vis-à-vis ze Śląska Wrocław – Davida Baldy, któremu takie ruchy PR-owo zdecydowanie zaszkodziły. W wywiadzie dla Weszło Wlaźlik otwarcie przyznał, że przez jego otwartość w komunikacji do skutku nie doszedł co najmniej jeden ciekawy ruch.
"Gdzie som transfery" część 14 z 14.
Nie ma sensu trzymać kibiców w niepewności do soboty.
Wiemy już, że nie zrealizujemy transferów z innych klubów.
Prowadzimy jeszcze rozmowy z zawodnikami z kartą na ręku.
Dziękuję wszystkim zainteresowanym za śledzenie tego cyklu.… pic.twitter.com/6OhLrPBOQE
— Wlaźlik Michał Stanisław (@MSWlazlik) September 6, 2024
Ale nie można krytykować dyrektora sportowego lublinian za obranie takiej polityki informacyjnej, ponieważ ocena jego pracy nie jest jednoznacznie zła. Do klubu trafiło kilku ciekawych piłkarzy z Sergim Samperem na czele. Pozycję bramkarza wzmocnił Ivan Brkić, a interesującym nazwiskiem do odbudowania jest Krzysztof Kubica, który na ekstraklasowych boiskach zdążył już pokazać swoją jakość, szczególnie w grze głową. Jest to oczywiście piłkarz do odbudowania po fatalnej przygodzie we Włoszech, ale jeśli balans między zawodnikami gotowymi do gry a tymi do odbudowy jest odpowiedni, można wówczas myśleć o sukcesach.
Okienko transferowe w wykonaniu Motoru Lublin nie było jednak idealne. Niedostatecznie wzmocniona została ofensywa lublinian. Pod koniec okienka Motor nie miał skompletowanej kadry i ratować musiał się sprowadzeniem Bradly’ego van Hoevena. Holender ma doświadczenie w drugiej klasie rozgrywkowej w ojczyźnie, w której jednak nigdy nie był pierwszoplanową postacią. Nie świadczy o nim dobrze fakt, że nie mógł znaleźć pracodawcy aż do września. W Motorze ma być tylko piłkarzem do rotacji, ale właśnie w tym aspekcie w zespole może zabraknąć jakości na przestrzeni całego sezonu.
Powrót mógł być lepszy
Podopieczni Mateusza Stolarskiego mogli lepiej rozpocząć powrót do ekstraklasy po 32 latach. Od beniaminków nie wymaga się zazwyczaj dużo, mimo że Zbigniew Jakubas oczekuje środka tabeli. Ale Motor na początku sezonu miał bardzo korzystny dla siebie terminarz, a potencjału takiego zestawienia przeciwników nie wykorzystał najlepiej. Na rozkładzie miał bowiem między innymi Lechię Gdańsk, Koronę Kielce, GKS Katowice, Puszczę Niepołomice oraz Stal Mielec. Są to zespoły pretendujące do dolnej części ligowej tabeli. Jeśli Motor ma zdobywać punkty, to właśnie z takimi przeciwnikami. W tych spotkaniach przyplątało się kilka remisów, a zwycięstw ekipa Mateusza Stolarskiego będzie musiała szukać w teoretycznie trudniejszych meczach. Motor będzie musiał zaskakiwać.
Nie możemy jednak całkowicie demonizować początku sezonu w wykonaniu Motoru, ponieważ z łatwością można wymienić kilka pozytywów w grze podopiecznych Mateusza Stolarskiego. Beniaminek z Lublina nie porzucił bowiem swojego intensywnego stylu gry, dalej chce bazować na agresywnym doskoku do przeciwnika i dynamicznym przenoszeniu ciężaru gry na połowę rywala. Na dodatek w niektórych spotkaniach Motor potrafi całkowicie przejąć kontrolę nad meczem i długimi fragmentami spotkania nie dopuszczać rywala pod swoją bramkę. Efektem tego są czyste konta zachowane w starciach z Puszczą Niepołomice, Lechią Gdańsk lub Górnikiem Zabrze.
W dodatku okazało się, że zachowanie czystego konta może być uznawane za wyczyn defensywy Motoru, ponieważ Ivan Brkić, wcale nie jest takim pewnym golkiperem, na jakiego się zapowiadał. Chorwat zrobił świetne pierwsze wrażenie w premierowym spotkaniu z Rakowem Częstochowa, ale później było tylko gorzej. Brkić popełniał coraz więcej błędów i mimo obrony rzutu karnego z Legią w Warszawie oceniać go trzeba negatywnie. Zdecydowanie zbyt często jego błędy są bezpośrednią przyczyną straty bramek. Szczególnie zły był mecz z Jagiellonią Białystok, w którym przez jego niefrasobliwość Motor musiał gonić wynik od samego początku spotkania.
Motor ma swoje wady i zalety
Trzeba podkreślać, że na początku sezonu Motor Lublin raczej tracił niż zdobywał punkty. Jasne stało się, że z jakością kadry, którą dysponuje Mateusz Stolarski, „środek tabeli lub troszeczkę powyżej” będzie niemożliwy do zdobycia. Celem lublinian stało się więc spokojne utrzymanie w ekstraklasie. Ale to zadanie również nie będzie łatwe, szczególnie po średnim starcie sezonu z przeciętnymi rywalami. Ale w grze zespołu najmłodszego trenera w PKO BP Ekstraklasie widać pomysł. Mimo że nie jest idealnie, w przyszłość Lublinie można patrzeć z optymizmem. Gra Motoru naprawdę nie wygląda źle, szczególnie w porównaniu z innymi beniaminkami, którzy z hukiem spadali z ligi w ostatnich latach.
Sergi Samper już w treningu z drużyną 💪 pic.twitter.com/9Z1WK0YVAO
— Motor Lublin (@MotorLublin) August 2, 2024
Drużyna Mateusza Stolarskiego momentami wygląda naprawdę efektownie. Trener stara się wykorzystywać wizję gry Sergiego Sampera. Jego umiejętności w budowaniu akcji dokładnymi podaniami są ponadprzeciętne. Jednocześnie Hiszpan musi być asekurowany przez kolegów, bo przez swoją bardzo kiepską motorykę Mateusz Stolarski musiał wprowadzić ustawienie z pięcioma stoperami. Jednym z nich staje się właśnie były piłkarz FC Barcelona. Jego umiejętności w szybkim przeniesieniu ciężaru gry w inny sektor boiska są jednak nieocenione.
Flanki z Lublina
To właśnie długie podania od Sampera często uruchamiają największy atut Motoru, czyli bardzo aktywnych skrzydłowych. Szczególnie wart uwagi jest Senegalczyk Mbaye Ndiaye. Ten piłkarz zapewnił Motorowi upragniony awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, z każdym meczem jest coraz lepszy. Ndiaye ma naprawdę szeroki arsenał umiejętności piłkarskich, ale brakuje mu okrzesania i podejmowania dobrych decyzji. To przychodzi z doświadczeniem, więc każdy kolejny mecz może być w wykonaniu Senegalczyka lepszy. Młody, przebojowy skrzydłowy ma potencjał na bycie jedną z twarzy PKO BP Ekstraklasy. Na razie prezentuje kibicom tylko przebłyski dobrej gry, ale możliwości ma ponadprzeciętne.
Flanki Motoru Lublin są naprawdę bardzo groźne, szczególnie że skrzydłowi często wspomagani są przez schodzącego do boków Christophera Simona lub Bartosza Wolskiego. Szczególnie ten drugi bardzo chętnie wykorzystuje swój atut, jakim jest świetnie ułożona prawa stopa. Wolski dośrodkowuje najczęściej w całej lidze. Według statystyk PKO BP Ekstraklasy wyprzedza pod względem liczby wykonanych centr uznanych specjalistów w tej dziedzinie – Rubena Vinagre i Joela Pereirę. Wolski ma również najwięcej celnych dośrodkowań. To on jest nadzieją Motoru na stałe fragmenty gry. A w poprzednim sezonie Puszcza Niepołomice pokazała już, że dobrze wypracowanym tym aspektem sztuki futbolu można zapewnić sobie upragnione utrzymanie.
NDIAYE! CO ZA GOL! 🔥
Punktów dziś Motor z Warszawy nie wywiezie, ale to trafienie zapamiętamy na długo 💪
📺 Mecze PKO BP Ekstraklasy możecie oglądać w CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/2gn8CU2LZO
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 1, 2024
Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka
Problemem beniaminka z Lubelszczyzny jest jednak wykorzystywanie szans. Przebojowość Mbaye Ndiaye, dośrodkowania na głowę Samuela Mraza i sytuacje wykreowane przez Caliskanera nie znaczą nic w obliczu nieskuteczności całej drużyny. Motor już w kilku spotkaniach pod względem wykreowanych szans i ogólnego obrazu gry zasłużył na zwycięstwo, ale przez niefrasobliwość pod polem karnym przeciwnika nie udało się zdobyć trzech punktów. Najlepszym przykładem są ostatnie spotkania ze Stalą Mielec i Jagiellonią Białystok. Szczególnie mecz wyjazdowy w Mielcu był popisem nieskuteczności podopiecznych Mateusza Stolarskiego.
Samuel Mraz powoli wyrasta na największego pechowca ligi. Regularnie obija obramowanie bramki golkiperów rywali. Gdy z Jagiellonią już udało mu się trafić do siatki, sędziowie odgwizdali spalonego. Z kolei Senegalczykowi Ndiaye brakuje czasami zimnej krwi i podjęcia odpowiedniej decyzji o strzale. Ofensywa Motoru nie została wystarczająco wzmocniona i w niektórych spotkaniach gołym okiem widać brak jakości. Mimo to Motor regularnie stwarza sobie okazje. Klasyfikacja xG z oficjalnej strony PKO BP Ekstraklasy jest dla podopiecznych Mateusza Stolarskiego niezwykle brutalna. Według tej statystyki lublinianie wykreowali sobie szanse na strzelenie ponad 11 bramek. A na ich koncie po 9 meczach goli jest tylko 6. Różnica jest naprawdę spora.
Przy tak regularnym trafianiu w obramowanie bramki rywali w Lublinie hitem list przebojów mógłby zostać numer Kultu „Plamy na słońcu”. Kazik Staszewski wyśpiewuje legendarne już słowa: „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”. Kibice Motoru mogą mieć nadzieję, że przy akompaniamencie tego utworu lublinianie nie będą wymieniać powodów, dla których na koniec sezonu znaleźli się w strefie spadkowej.
Kłopoty na horyzoncie
Motor kreuje sobie dużo dogodnych sytuacji. Motor potrafi zdominować przeciwnika i przejąć kontrolę nad spotkaniem. To wszystko oznacza, że kibice lubelskiego zespołu mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Ale czas wkrótce może się skończyć. Beniaminek ma przed sobą bardzo trudny terminarz. Dzisiejsze spotkanie ze Śląskiem Wrocław będzie wobec tego absolutnie kluczowe. To najłatwiejszy przeciwnik Motoru w najbliższych tygodniach i ostatnia szansa na stosunkowo łatwe powiększenie dorobku punktowego. Później w kalendarzu zespół z Lubelszczyzny ma wyjazd do Poznania. Lech, jak pokazała Resovia, jest drużyną, którą można pokonać, ale mecze z liderem nigdy nie są łatwe. Później czekają Motor starcia z Widzewem, Cracovią oraz Pogonią Szczecin. Wszystkie te zespoły są wyżej w tabeli. Wobec tego zaliczka ze stosunkowo łatwego startu rozgrywek może się w najbliższych tygodniach znacząco skurczyć.
Motor ma naprawdę ogromny potencjał, by zbudować w PKO BP Ekstraklasie solidną markę. Lublin to piękne miasto, z ładnym stadionem. Klub ma ambitnego właściciela oraz kibiców, którzy mimo wysokich cen biletów przychodzą na mecze i potrafią stworzyć cudowną atmosferę. To wszystko składa się w przemyślany projekt z młodym i utalentowanym szkoleniowcem u steru. Zbigniew Jakubas może mieć mocarstwowe plany, ale najpierw jego drużyna musi się utrzymać. To jest możliwe, ale Motor musi być skuteczniejszy. Marnowanie tylu szans zostanie bardzo szybko w ekstraklasie negatywnie zweryfikowane.