Tradycja została podtrzymana. Lechia Gdańsk ponownie nie zdołała znaleźć sposobu na Motor Lublin. Po dwóch porażkach na boiskach 1. ligi teraz przyszła porażka w PKO BP Ekstraklasie. Mecz nie porwał kibiców, ale goście w drugiej połowie zdołali zadać dwa mocne ciosy. Drużyna Mateusza Stolarskiego odbiła sobie tym samym porażkę w pierwszej kolejce z Rakowem Częstochowa.
Po 433 dniach przerwy do Gdańska ponownie zawitała PKO BP Ekstraklasa. Na pierwszy rzut przyszło spotkanie z innym bieniaminkiem, Motorem Lublin, z którym akurat drużyna z północy mimo awansu nie ma dobrych wspomnień. W sezonie pierwszoligowym oba rozegrane spotkania z tym rywalem kończyły się porażką 0:1. Trener Szymon Grabowski dodatkowo, gdy prowadził Stomil Olsztyn, przegrał z Motorem baraże o awans do 1. ligi.
Każda seria oczywiście kiedyś się kończy, ale w piątkowy wieczór tak się nie stało. Motor Lublin zaliczył kolejny udany wypad nad morze, co już staje się normą. Nie tak dawno temu świętowanie awansu w Gdyni, a pierwszy triumf w nowym sezonie właśnie w Gdańsku. Pół żartem, pół serio Lechia Gdańsk pewnie wolałaby na dłużej odpocząć od starć z rywalem z Lublina.
Czy to poziom ekstraklasowy?
Trudne pierwsze 45 minut przeżyły osoby oglądające ten mecz. Obie drużyny do przerwy nie dostarczyły wielu emocji i spokojnie można było się zastanawiać, czy kiedykolwiek oglądało się gorsze spotkanie. Budowanie akcji było powolne, na co też zapewne miał wpływ niezbyt ekskluzywny stan murawy. Po niedawnym koncercie na stadionie w Gdańsku postanowiono ją wymienić, ale… odbyło się to dosyć późno. Jeszcze dzień przed meczem robiono ostatnie poprawki, przez co nie było szans, by jej stan nadawał się do fajnej, płynnej gry.
— PawełM (@m_pelek) July 26, 2024
Nie jest to oczywiście powód do pełnego tłumaczenia tego widowiska. Beniaminkowie wyglądali, jakby mieli ciężkie nogi, nawet do kontry zabierali się jak za karę. Jedynym wartym uwagi momentem było zakończenie pierwszej połowy przez Damiana Sylwestrzaka.
Motor umiejętnie wyczekał
Po przerwie jakby na moment gra się ożywiła. Blisko wyjścia na prowadzenie kilka minut po wznowieniu była Lechia Gdańsk, jednak dobrą okazję zmarnował Tomasz Neugebauer. W dalszych fazach wydawało się, że to właśnie gospodarze trzymają kontrolę nad wydarzeniami na boisku. W pewnym momencie zaczęło im jednak brakować sił i Motor Lublin zaczął mocniej doskakiwać do pressingu. To im się mocno opłaciło i po 70. minucie gry zadali dwa ciosy, które doprowadziły do nokautu. Mraz i Ceglarz okazali się katami Lechii.
DWA SZYBKIE CIOSY MOTORU!🥊💥 Samuel Mráz i Piotr Ceglarz strzelają dla zespołu z Lublina!⚽
📺 Transmisja meczu w Gdańsku w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrTue pic.twitter.com/yAk1uCtlJT
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) July 26, 2024
Kluczowym momentem w tym spotkaniu był okres pomiędzy 60. a 70. minutą spotkania. Gdy Mateusz Stolarski dokonywał dwóch zmian, to w tym czasie Szymon Grabowski nadal myślał co uczynić, by poprawić grę drużyny. Ewidentnie przespał idealny moment na wprowadzenie świeżej krwi i właśnie tych sił zabrakło jego drużynie przy obu straconych golach. Tuż po tym od razu na murawie pojawiło się trzech nowych zawodników, ale na boisku stworzył się chaos, który niczego dobrego nie przyniósł.
– Ja myślę, że tutaj do mojego ogródka jest sytuacja ze zmianami. Na pewno teraz już wiem, że powinienem szybciej zdecydować się na zmiany – Szymon Grabowski po meczu.
Szybka nauka nowej ligi
Motor Lublin w piątkowy wieczór na pewno pokazał, że nie jest to przypadkowy beniaminek. Po porażce w pierwszej kolejce z Rakowem Częstochowa, którego należy traktować jako czołówkę ligową, Mateusz Stolarski migiem potrafił wdrożyć kilka cennych zmian do zachowania drużyny na boisku. To też mocno pomogło zespołowi i dało szansę na zapunktowanie w Gdańsku. Nie było już takiej nonszalancji na boisku w niektórych momentach, jak miało to miejsce tydzień wcześniej. Więcej spokoju i czekanie na swoją szansę dało pożądane efekty.
– Tracąc bramkę z Rakowem, zbyt mocno otworzyliśmy mecz i nie byliśmy zespołem wyrachowanym. Dziś mój zespół pokazał bardzo dużą dojrzałość, bo w swoich momentach, które miał, to je wykorzystywał. Ale w momentach, gdy to Lechia miała przewagę i w różnych momentach meczu dominowała, my bardzo mocno pracowaliśmy w defensywie w wysokim i niskim pressingu. Trzymaliśmy się założeń i zadań, współpracowaliśmy na pozycjach. Byliśmy bardzo odpowiedzialni – Mateusz Stolarski na pomeczowej konferencji
Nadal jednak potrzeba tu tak wytężonej i mądrej pracy, bo w kolejnych meczach rywale będą jednak nieco lepsi niż obecna Lechia Gdańsk mająca ciągle jakieś problemy. Inne drużyny będą w stanie wykorzystać dużą przestrzeń, jaka nie raz pojawiała się przed polem karnym. Na to teraz należy zwrócić większą uwagę, by dążyć do jeszcze lepszej gry w defensywie.
Trochę niedociągnięć jest
Mimo już trwającego sezonu gołym okiem widać, że w Lechii nadal trwa okres przygotowawczy. Niewiele na chwilę obecną tam się zgadza, a i już wspomnianych sił mocno zawodnikom brakuje. Gdy jeszcze dodać do tego absencje kluczowych zawodników, to sytuacja staje się znacznie gorsza. W piątkowy wieczór zespół z Gdańska najbardziej odczuł brak Eliasa Olssona. Jeden z najlepszych, jak nie najlepszy defensor w poprzednim sezonie 1. ligi walczył z czasem, ale nie zdążył uporać się z urazem po meczu ze Śląskiem Wrocław.
Olsson od momentu przyjścia do Lechii tylko raz nie zagrał. Przegraliśmy wtedy 4-1. Oczywiście nie ma to dużego znaczenia bo wiemy w jakich okolicznościach odbył się mecz w Legnicy.
Po prostu ciężko sobie wyobrazić Lechię bez tego sympatycznego Szweda. Oby Guego ogarnął pic.twitter.com/Agfm2503bF— Sławomir Łapiński (@SlavkoSlawek) July 26, 2024
Lechia Gdańsk cały czas ma duży problem z głębią składu. I chociaż nowi zawodnicy dołączają systematycznie do drużyny, dodając do tego tych po urazach, to ciągle potrzeba czasu, by zaczęło to należycie funkcjonować. Na ten moment automatyzmów brak, zatem przed trenerem i całym sztabem dużo pracy, by wyeliminować kluczowe błędy. Na pomeczowej konferencji Szymon Grabowski na gorąco wypunktował kilka takich niuansów, istotnych w meczu z Motorem:
– Nie przypominamy drużyny, którą znamy, nie atakowaliśmy tak, jak potrafimy w trzeciej tercji, nasze akcje były zbyt mozolnie konstruowane. To był jeden z głównych powodów braku zagrożenia. Nie atakowaliśmy przestrzeni w momentach, gdy nasi obrońcy mieli piłkę. Na tę chwilę jesteśmy dla przeciwników łatwi do rozszyfrowania i musimy to poprawić. W momentach, gdy traciliśmy bramki, to na zbyt dużo pozwalaliśmy, a powiem nawet mocniej, że ułatwialiśmy przeciwnikowi zdobycie tych bramek.
By to poprawić, przede wszystkim potrzeba świeżości. Jeśli motorycznie zacznie wszystko lepiej funkcjonować, to i łatwiej będzie chociażby atakować przestrzenie czy nie tracić koncentracji w linii defensywnej. Najbliższe tygodnie będą bardzo istotne, bo jeśli przez długi czas utrzyma się taki marazm, to będzie bardzo zły znak i wkradnie się niepokój. Na razie jednak nie ma powodów do bicia na alarm. Potrzeba w Gdańsku cierpliwości i oczekiwania na zmiany.