Jeszcze w ubiegłym roku japońscy kibice domagali się zwolnienia Hajime Moriyasu. Teraz szkoleniowiec wraz ze swoją drużyną stał się bohaterem, bo uciszył krytyków zwycięstwem nad Niemcami. Dodatkowo udało mu się odkupić winy za klęskę Japonii sprzed ponad trzech dekad.
Wygraną Arabii Saudyjskiej nad Argentyną w pierwszej kolejce fazy grupowej mistrzostw świata okrzyknięto mianem jednej z największych sensacji w historii mundiali. Triumf Saudyjczyków nad faworyzowanymi Argentyńczykami przysłonił więc inną dużą niespodziankę. Chociaż po pierwszej połowie spotkania nic tego nie zapowiadało, Japończycy ostatecznie pokonali 2:1 Niemców. Niektórzy japońscy kibice z tej okazji nawoływali do tak uczciły zwycięstwo swojej reprezentacji nad Argentyną.
https://twitter.com/japonskifutbol/status/1595690536291414016
Zapomnieć o tragedii
Wygrana nad Niemcami była wyjątkowa zwłaszcza dla selekcjonera Japonii. Nie tylko dlatego, że udało mu się sprawić tak wielką niespodziankę. Otóż Moriyasu w ten sposób zrehabilitował się za klęskę z 28 października 1993 roku, która miała miejsce właśnie w stolicy Kataru. Japonia przegrała wówczas z Irakiem w decydującym spotkaniu kwalifikacji do mistrzostw świata w Stanach Zjednoczonych. Co prawda Japończycy prowadzili 2:1, ale Irakijczykom udało się wyrównać w doliczonym czasie gry.
„Niebiescy Samurajowie” nie pojechali więc na mundial w 1994 roku. Sam mecz z Irakiem do dzisiaj jest zaś określany mianem „tragedii z Dohy”. Jednym z jej uczestników był zaś właśnie Moriyasu. Obecny szkoleniowiec Japonii nie należał co prawda do gwiazd tamtej reprezentacji, ale na spotkanie z Irakiem wyszedł w podstawowym składzie. Miał też swój niechlubny udział w bramce przekreślającej szanse japońskiej kadry na awans.
Jak sam wspominał, czuł się wówczas niemal dosłownie wbity w ziemię i w ogóle nie zareagował. Nie wyskoczył więc do Jaffara Ormana, który strzałem głową umieścił piłkę w japońskiej siatce. Moriyasu dodawał, że całą akcję obserwował niczym obraz w zwolnionym tempie. Szok był tak duży, że szkoleniowiec kompletnie nie pamiętał, co działo się po meczu. Później natomiast płakał na balkonie swojego pokoju hotelowego.
Jego podejście do zawodu trenera ukształtowało nie tylko wydarzenie z 1993 roku. Dokładnie ćwierć wieku później Moriyasu jako asystent pojechał na mistrzostwa świata rozgrywane w Rosji. Japonia wyszła wówczas z grupy i była bliska historycznego awansu do ćwierćfinału. W meczu 1/8 finału prowadziła bowiem z Belgią już 2:0, ale ostatecznie przegrała 2:3. To spotkanie przeszło więc do historii jako „tragedia rostowska”.
Ograni w Europie
Po mundialu w Rosji Moriyasu został pierwszym trenerem „Niebieskich Samurajów”. I znowu był bliski udziału w kolejnej „tragedii”. Japonia spisywała się bowiem słabo w kwalifikacjach do tegorocznych mistrzostw świata. Wielu kibiców domagało się z tego powodu zwolnienia Moriyasu, bo zespół pod jego wodzą przegrał z Omanem i Arabią Saudyjską. Ostatecznie zakwalifikował się jednak do mundialu z siedmioma punktami przewagi nad trzecią w grupie eliminacyjnej Australią.
Tym samym zaprocentowała filozofia budowy drużyny, którą konsekwentnie wdrażał japoński szkoleniowiec. W procesie selekcji interesowali go w pierwszej kolejności młodzi Japończycy grający w europejskich ligach. Japoński Związek Piłki Nożnej otworzył nawet swoje biuro w niemieckim Duesseldorfie, aby można ich było łatwiej obserwować. W kadrze Japonii na mistrzostwa w Katarze znalazło się zresztą ośmiu zawodników występujących w Bundeslidze.
Proszę nie porównywać Japonii do Polski. Liga krajowa silniejsza, szkolenie na wyższym poziomie, techniczni piłkarze – moim zdaniem ogółem na wyższym poziomie, niż nasi. Do tego kadra budowana latami przez Hajime Moriyasu, który objął zespół po mundialu w Rosji :)
— Antoni Majewski (@to_amajewski) November 23, 2022
Moriyasu twierdzi, że przy powołaniach bierze pod uwagę grupę blisko 50 obserwowanych przez siebie zawodników. Regularnie ogląda więc nagrania występów swoich podopiecznych grających w Europie, a kilka razy do roku odbywa swoiste tournee po Starym Kontynencie. Nie tylko obserwował zresztą swoich rodaków, ale dawał im odpowiednie wskazówki.
Piłkarze grający w silnych europejskich ligach stanowią więc trzon drużyny prowadzonej przez Moriyasu. Wśród nich w układance selekcjonera Japonii kluczową rolę odgrywają Doan z SC Freiburg, Wataru Endo z VfB Stuttgart oraz Junya Ito z francuskiego Reims. Ogłaszając powołania na mundial w Katarze, podkreślał, że w doborze kadry kierował się przede wszystkim ambicją cechującą poszczególnych zawodników.
Moriyasu tonuje nastroje
Jeden z pracowników japońskiej kadry zdradził mediom, że jego przełożony ma „superrealistyczne” podejście do piłki nożnej i kadry narodowej. Z tego powodu ostatnią rzeczą, o jakiej myśli, ma być zdobycie sympatii kibiców. Nie zmienia to jednak faktu, że Moriyasu po zwycięstwie nad Niemcami podziękował fanom obecnym na trybunach stadionu w Dosze oraz tym oglądającym mecz w telewizji.
Selekcjoner „Niebieskich Samurajów” samo spotkanie uznał za „historyczny moment” i element kontynuacji budowy japońskiego futbolu. Dodał, że zwycięstwo jego drużyny oraz saudyjskiej reprezentacji było demonstracją siły azjatyckiego futbolu. Nawiązał również do znaczenia swojej filozofii doboru zawodników do kadry. Kluczową rolę w zwycięstwie mieli bowiem odgrywać piłkarze grający w Niemczech i Anglii.
Jeszcze przed mundialem Moriyasu zwracał uwagę na kwestie psychiki piłkarzy i ich przygotowania fizycznego. Granie co trzy dni jest jego zdaniem wyczerpujące, a pełne zregenerowanie organizmów niezwykle trudne. Z tego powodu Japonia planowała stworzyć odpowiednie rezerwy na katarski mundial, aby zespól nie był zależny tylko od kilku graczy. Japończykom pozostaje wierzyć, że dzięki temu zapomną o swoich tragediach.