MLS: Houston lepsze od Nowego Jorku


7 listopada 2013 MLS: Houston lepsze od Nowego Jorku

Tradycji stało się zadość. Piłkarze Red Bulls Nowy Jork odpadli z walki o MLS Cup po kolejnej porażce na własnym boisku, tym razem 1:2 z Houston Dynamo. Katem nowojorczyków był Omar Cummings, który zwycięską bramkę strzelił w 14. minucie dogrywki.


Udostępnij na Udostępnij na

Houston Dynamo to obecny wicemistrz USA, który w fazie zasadniczej nie zachwycał, ale w play-offach jak zwykle spisuje się świetnie. Zawodnicy Red Bulls tymczasem mieli najlepszy sezon w historii klubu (zdobyli Supporters’ Shield dla drużyny, która zgromadziła największą liczbę punktów), lecz w fazie play-off ponownie zjadła ich presja. Trzy lata temu ekipa z Harrison uległa na Red Bull Arena San Jose Earthquakes 1:3, mimo że wcześniej z Kalifornii wywiozła cenne zwycięstwo 1:0. Rok później Nowy Jork dwukrotnie uległ Galaxy, a w 2012 roku z awansu na boisku w New Jersey cieszył się Nick DeLeon – napastnik znienawidzonego DC United – który zdobył jedynego gola w końcówce meczu rewanżowego (w pierwszym spotkaniu był remis 1:1).

Bradley Wright-Phillips tym razem nie pokonał Tallyego Halla
Bradley Wright-Phillips tym razem nie pokonał Tally’ego Halla (fot. własne, Danny Blanik)

W tym roku wydawało się, że karta wreszcie się odwróci. W obliczu słabszej dyspozycji Thierry’ego Henry’ego ciężar na swoje barki wziął Australijczyk Tim Cahill, który w pierwszym meczu półfinału konferencji wschodniej strzelił gola i zaliczył asystę. Po pierwszej połowie gracze Red Bulls prowadzili 2:0 i tylko katastrofa mogła im odebrać wejście do upragnionego finału. Trzy fatalne błędy obrońców – dwa gole i czerwona kartka – sprawiły, że kwestia awansu miała się rozstrzygnąć na Red Bull Arena.

Kibice gospodarzy przeczuwali pismo nosem. Przed spotkaniem wywiesili sektorówkę z napisem „Immortality is earned 90 minutes at a time”. Domagali się od swoich pupili walki i koncentracji przez całe spotkanie. Byli pełni obaw, bo awans powinien być zapewniony już w Houston, ale i nadziei, bo Cahill i spółka na własnym stadionie spisywali się w tym sezonie bardzo dobrze.

Zamiast huraganowych ataków od początku lepsze wrażenie sprawiali goście. Ich linia pomocy – z rutyniarzami: Bradem Davisem, Ricardo Clarkiem i reprezentantem Hondurasu Oscarem „Bońkiem” Garcią – funkcjonowała tak dobrze, że przez pierwszy kwadrans Nowy Jork prawie nie powąchał piłki. Już pierwsza akcja gospodarzy mogła dać im prowadzenie, jednak Bradley Wright-Phillips, zastępujący w podstawowej jedenastce Peguya Luyindulę, nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Tallym Hallem po ładnym podaniu Henry’ego.

W 23. minucie Wright-Phillips zrewanżował się za wcześniejsze niepowodzenie. Po szybkiej akcji z prawej strony piłkę wrzucał Lloyd Sam. Tally Hall przeciął dośrodkowanie, ale popełnił fatalny błąd, wypuszczając piłkę z rąk. Doskoczył do niej Anglik i wpakował ją do pustej bramki. Stadion ryknął, białe ręczniki poszły w górę i ponad 20 tysięcy kibiców oszalało ze szczęścia.

Piłkarze Red Bulls odzyskali inicjatywę i wydawało się, że kontrolują przebieg gry, kiedy w 36. minucie Ibrahim Sekagya popełnił kardynalny, idiotyczny wręcz błąd. Były reprezentant Ugandy usiłował zagrać piłkę przez środek wzdłuż linii pola karnego, ale uczynił to tak, że idealnym podaniem obsłużył niepilnowanego Davisa. Doświadczony pomocnik Dynama skorzystał z prezentu i spokojnie uderzył obok bezradnego Luisa Roblesa. Był to kolejny już błąd defensywy nowojorczyków skrupulatnie zamieniony na gola przez piłkarzy z Houston.

Ekipa Red Bulls po tym trafieniu nie była w stanie się otrząsnąć, choć jeszcze przed przerwą mogła objąć prowadzenie. Kapitalną paradą w 44. minucie popisał się jednak Hall, który instynktownie obronił strzał Henry’ego, trącony jeszcze po drodze przez Cahilla.

Akcja pod bramką gospodarzy. O piłkę walczą Brad Davis i Will Bruin
Akcja pod bramką gospodarzy. O piłkę walczą Brad Davis i Will Bruin (fot. własne, Danny Blanik)

Na drugą połowę trener gospodarzy, Mike Petke, który przed meczem podpisał nowy, trzyletni kontrakt, tak zmotywował swoich graczy, że Houston praktycznie nie istniało. Przewaga gospodarzy była ogromna, ale tym razem brakowało im skuteczności. W 65. minucie piłka po główce Henry’ego trafiła w poprzeczkę. Dziesięć minut później Francuz pięknie przyjął futbolówkę w polu karnym, ograł zwodem obrońcę, przekładając sobie piłkę na lewą nogę, ale jego strzał przeszedł obok prawego słupka Halla. W 77. minucie golkiper gości popisał się kolejną kapitalną interwencją, zapobiegając samobójczemu trafieniu Gilesa Barnesa, który skierował piłkę w światło bramki, próbując wybić strzał głową Cahilla. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Henry uderzał z przewrotki, ale Hall znowu stanął na wysokości zadania. W tym momencie stosunek strzałów na bramkę wynosił 18:5 dla Red Bulls, lecz na tablicy świetlnej wciąż widniał remis.

W dogrywce okazało się, jak wiele sił w drugą połowę włożył Nowy Jork. Dax McCarty – motor napędowy poczynań Red Bulls – ledwo dyszał i łapały go skurcze, a Tim Cahill wyraźnie kuśtykał, co chwila masując lewe udo. O dziwo, w lepszej kondycji byli goście, którzy rozgrywali trzeci mecz w ciągu tygodnia. Ich wysiłki zaowocowały zwycięskim golem w 104. minucie. Prawy obrońca Kofi Sarkodie włączył się do akcji i wrzucił piłkę w pole karne. Tam słaby technicznie, ale wysoki Cam Weaver uderzył głową, a Jamajczyk Omar Cummings – ten sam, który wyeliminował z gry Jamisona Olave i strzelił wyrównującą bramkę w 92. minucie pierwszego spotkania – mimo asysty dwóch obrońców wepchnął futbolówkę do siatki. Ofiarnie interweniujący Robles wygarnął piłkę już spoza linii bramkowej.

Druga część dogrywki przyniosła już tylko kilka nieudolnych ataków wycieńczonych piłkarzy Red Bulls i świetną interwencję Roblesa po jednym groźnym kontrataku gości. Na minutę przed końcem Henry miał szansę na odwrócenie losów spotkania, ale pospieszył się z wykonaniem rzutu wolnego z 20 metrów i przeniósł piłkę nad poprzeczką. W ubiegłym sezonie w podobnej sytuacji nie trafił Roy Miller. Była to kwintesencja średniego występu Francuza nie tylko w tym meczu, ale i w całym sezonie. Patrząc na niego wczoraj, nie było widać ambicji, z jaką walczył na boisku David Beckham, który doprowadził Los Angeles Galaxy nie do jednego, ale do dwóch tytułów. Wydaje się, że czas Francuza w Nowym Jorku się skończył.

Houston w finale Wschodu zagra ze Sportingiem Kansas City, który w środę również po dogrywce pokonał New England Revolution 3:1. A Nowy Jork udaje się na długie wakacje, bo przerwa w rozgrywkach potrwa aż do marca. W tym czasie szatnia na Red Bull Arena musi zostać przewietrzona, bo w przeciwnym razie ambicje i nadzieje oddanych kibiców nigdy nie zostaną spełnione. Być może w przyszłym roku zobaczymy nowy, odmłodzony skład, w którym znajdzie się miejsce dla Mateusza Miazgi. Znowu przesiedział on całe spotkanie na ławce rezerwowych, a można zaryzykować stwierdzenie, że takich błędów jak Sekgaya czy Holgersson raczej by nie popełnił.

Eastern Conference Semifinals Series Second Leg
6 listopada 2013, 20:00 – Red Bull Arena – Harrison, NJ

New York Red Bulls – Houston Dynamo 1:2 (1:1, 1:1) – po dogrywce
W pierwszym meczu 2:2, awans Houston.

1:0 – Bradley Wright-Phillips 23’
1:1 – Brad Davis 36’
1:2 – Omar Cummings 104’

New York Red Bulls: Luis Robles, Brandon Barklage (Peguy Luyindula 105’), Markus Holgersson, Ibrahim Sekagya, David Carney, Lloyd Sam (Eric Alexander 75’), Dax McCarty, Tim Cahill, Jonny Steele, Bradley Wright-Phillips (Fabian Espindola 63’), Thierry Henry

Houston Dynamo: Tally Hall, Kofi Sarkodie, Eric Brunner, Bobby Boswell, Corey Ashe, Boniek Garcia, Warren Creavalle (Andrew Driver 69’), Ricardo Clark, Brad Davis, Giles Barnes (Cam Weaver 99’), Will Bruin (Omar Cummings 64’)

Sędziował: Silviu Petrescu (na linii Polak Piotr Manikowski)
Żółte: Brandon Barklage – Corey Ashe
Widzów: 22 264

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze