Wszyscy jesteśmy reprezentacją narodową! – tak brzmiało hasło, które spece od marketingu zaproponowali kibicom przed Euro 2012. I choć dziś, po czterech latach od tamtej znamienitej akcji, nie wpychamy do kadry Adamiakowej i Adamiaka, to wciąż mamy do czynienia z niezłymi kwiatkami. Jak chociażby Starzyński.
W chwili, gdy powstaje ten tekst, do rozpoczęcia Euro pozostały 82 dni. Środowy mecz z Serbią i sobotnie starcie z Finlandią to co prawda wyłącznie spotkania towarzyskie, ale na dobrą sprawę nie ma to żadnego znaczenia – trzeba wygrać, aby jasno i wyraźnie zademonstrować swoją gotowość do walki na europejskim czempionacie, a także podtrzymać serię zwycięstw. I tak się zastanawiamy, jak w tryumfie może pomóc „polski Figo”.
Okej, na początek oddajmy Starzyńskiemu, co Starzyńskiego. Wrócił do ekstraklasy, zanotował bardzo dobry start w Zagłębiu Lubin, które w każdej kolejce zgłasza swoje aspiracje do walki w górnej ósemce. Niemała w tym zasługa byłego piłkarza Ruchu, który wniósł sporo ożywienia do ofensywnej układanki trenera Stokowca.
Siedem meczów – trzy asysty, dwie bramki – postawmy sprawę jasno, tego oczekujemy od typowej „dychy”, bo przecież za takiego piłkarza uchodzi Filip Starzyński. Taktyka Zagłębia ustawiona jest właśnie pod niego, co daje mu absolutny komfort w grze ofensywnej – sam sobie jest sterem, żaglem i okrętem, a „Miedziowi” wychodzą na tym co najmniej dobrze.
Starzyński jest jednak piłkarzem jednowymiarowym, który do dobrej gry potrzebuje niemalże cieplarnianych warunków. Wcześniej stworzono mu je w Ruchu, a dziś kopiuje się tę sytuację w Lubinie. Filipku, graj tak, jak lubisz, nie martw się o taktykę, reszta nadrobi.
Dopóki ma piłkę przy nodze, dopóki nie jest atakowany agresywnie, co zmusiłoby go do twardej, fizycznej walki, dopóty Starzyński jest piłkarzem groźnym – groźnym jak na ekstraklasowe warunki. Jeśli jednak przyjrzymy się jego zaangażowaniu w grę defensywną, to zauważymy, że w ciągu 605 minut, jakie rozegrał w tym sezonie, zaliczył jedynie 33% skutecznych odbiorów.
Zostawmy na chwilę piłkarza z Lubina i spójrzmy na sposób gry kadry Nawałki. Krew, pot i łzy – taka dewiza przyświeca obecnemu selekcjonerowi. Ma być walka, zaangażowanie, ale także szybkość, pozytywna dawka agresji, całkowite poświęcenie dla dobra ogółu – zespołu. Charakterystyczną cechą dla kadry była i jest bezkompromisowa bezpośredniość w szybkim ataku – kontratak to klucz do sukcesu.
Jednak, aby kontratak był możliwy, istotny jest jeden, ale szalenie ważny czynnik. Jaki? Tak jest, pan w okularach w drugim rzędzie od końca ma rację – należy przejąć piłkę. Mamy od tego Krychowiaka, gdzieś w tle swój akces zgłaszają Linetty, Zieliński, Mączyński czy nawet Jodłowiec. Później piłkę przekazujemy do Lewandowskiego, a już Robert coś z tą piłką zrobi.
Teraz, kiedy mamy już jasność, na czym głównie opiera się pomysł (bardzo zresztą skuteczny) na grę reprezentacji, spróbujmy sobie wyobrazić Filipa Starzyńskiego, który w bezceremonialny sposób przepycha, dajmy na to, środkowych pomocników Serbii czy, robiąc krok w kierunku Euro, Irlandii Północnej, odbiera piłkę efektownym i efektywnym wślizgiem, po czym bez zbędnych ceregieli uruchamia kontratak. Wizja to niemal tak samo utopijna jak konstruktywny dialog między prawicowcami i członkami lewicy.
„Figo” od zawsze imponował swoją techniką, której na dobrą sprawę nie można mu odmówić. Ma w sobie coś, co może znamionować klasę piłkarza. Jednak, aby „to coś” wykorzystać w realiach dzisiejszego futbolu, niezbędna jest fizyczna siła. Dla ułomków, poza jednostkami wybitnymi, nie ma już w europejskiej piłce miejsca, o czym Starzyński boleśnie przekonał się w belgijskim średniaku – Lokeren. Odbił się tam od ściany, przyrżnął głową w bruk i może dziękować medykom (włodarzom) z Lubina, którzy jakimś cudem odratowali go dla polskiej piłki w ligowym wydaniu.
Nie spodziewamy się, abyśmy mogli zobaczyć piłkarza Zagłębia na boisku w meczu z Serbią. Zespół z Bałkanów, mimo że ostatnio pogrążony w kryzysie, powinien być testem dla kręgosłupa kadry Adama Nawałki. Ewentualnych zmian spodziewamy się raczej kosmetycznych, a wśród zmienników widzimy Kapustkę czy Salamona.
Inaczej powinno być w sobotę, gdy zmierzymy się z Finlandią. Być może w szatni czuć już będzie zapach świątecznego jajeczka, poświęconej kiełbasy (bezglutenowej rzecz jasna) i ostrego chrzanu. I tutaj pojawia się szansa dla Starzyńskiego. Szansa, której, coś nam się wydaje, nie wykorzysta. A dlaczego? Bo trudno podskoczyć wyżej własnego tyłka, a kadra narodowa to dla niego poprzeczka zawieszona zdecydowanie zbyt wysoko.