Miroslaw Waligóra to jeden ze srebrnych medalistów Igrzysk Olimpijskich z 1992 roku, które odbyły się w Barcelonie. Przez wiele lat reprezentował barwy nowohuckiego Hutnika, z którego wyruszył później w świat. „HKS” obchodzi właśnie 70-lecie istnienia, dlatego porozmawialiśmy z jego wybitnym zawodnikiem! Jak legenda klubu widzi jego obecną odbudowę i jak wspomina starsze czasy?
Hutnik Kraków świętuje właśnie swoje 70-lecie. 20 marca na „Suchych Stawach” miała odbyć się uroczysta gala z tej okazji, jednak z wiadomych przyczyn przełożona została na czerwiec. Warto jednak pochylić się nad szanownym jubilatem, bo klub to nie byle jaki. Powstał 21 marca 1950 roku, pierwotnie jako Koło Sportowe Stal, a w 1956 zmieniono nazwę na KS Hutnik Nowa Huta. Obecna nazwa (Hutnik Kraków) obowiązuje od 1984.
W swojej długiej historii klub ten przeżywał piękne momenty, gościł na piłkarskich salonach i rywalizował w europejskich pucharach – choćby pamiętne mecze w Pucharze UEFA przeciwko AS Monaco. Dzieje Hutnika to także – a może i przede wszystkim – losy wielu wybitnych sportowców, którzy za „HKS” przelewali pot. Dziś solenizant odbudowuje swoją pozycję, po przejściu newralgicznych chwil i kryzysu walczy o powrót na najwyższe szczeble, rywalizując w rozgrywkach III ligi.
Jedną z legend Hutnika jest Mirosław Waligóra. Piłkarz wybitny, król strzelców ligi z sezonu 1991/1992 i srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie 1992. W drużynie z „Suchych Stawów” spędził dobrych kilka kampanii, stając się graczem mocno utożsamianym z „hutniczą” jedenastką. Waligóra właśnie w Nowej Hucie wypłynął na szerokie wody, później przenosząc się do Belgii, w której również zapisał się złotymi zgłoskami w dziejach między innymi Lommel SK. Korzystając z okazji, postanowiliśmy porozmawiać z panem Mirosławem, a na rezultat tejże rozmowy właśnie zapraszamy!
***
Jak wspomina Pan swój okres w Hutniku Kraków?
Myślę, że był to dla mnie jeden z fajniejszych okresów w mojej karierze. Grałem w Hutniku przez dwa sezony w II i cztery sezony w I lidze. Był to bardzo udany czas dla mnie.
Coś szczególnie utkwiło Panu w pamięci z tamtych lat?
Na pewno nasz awans do I ligi w 1990 roku. Ponadto zdobycie tytułu króla strzelców, awans do kadry olimpijskiej. Atmosfera, jaką mieliśmy w drużynie, oraz niektóre nasze mecze, które mogły się podobać.
Chcę zapytać o rywalizację z Jerzym Podbrożnym o koronę króla strzelców. Czuł pan rywalizację, czy niespecjalnie się nią przejmował?
To było już tak dawno… Na pewno rywalizacja była, ale to rywalizacja typowo na boisku. Jurek grał w Lechu Poznań, ja grałem w Hutniku i tak wyszło, że obaj zostaliśmy królami strzelców z 20 bramkami na koncie. Był to na pewno duży sukces zarówno mój, jak i Hutnika Kraków.
Czy porównałby Pan jakoś ligę z tamtego okresu do tej znanej nam obecnie?
Tu nie ma co porównywać… W moich czasach wyglądało to całkiem inaczej. W chwili obecnej weźmy pod uwagę choćby stadiony, które za moich czasów wyglądały obskurnie i z nowoczesnością nie miały nic wspólnego. Obecnie cała oprawa, media, telewizja, przygotowanie… naprawdę nie ma czego porównywać. Kiedy ja grałem, to na stadionie była jedna lub dwie kamery, jedna za bramką może. Całkiem inne były metody trenowania. Pamiętam nasze obozy w górach, w Zakopanem, gdzie przez dwa tygodnie nie widzieliśmy piłki. To były całkiem inne czasy.
Miał Pan okazje grać w meczach derbowych z Wisłą chociażby. To były szczególne spotkania?
Kiedy grałem w Hutniku, w I lidze była tylko Wisła Kraków. Cracovia występowała wtedy na drugim bądź trzecim szczeblu rozgrywek. Nasze spotkania były bardzo zacięte i wyglądały bardzo różnie. Często było tak, że w jednej rundzie wygrywaliśmy my, a w drugiej Wisła. W tamtym okresie cały Kraków żył tymi meczami, a z tego, co pamiętam, to udawało mi się dość często zdobywać w nich bramki.
A jak opisałby Pan swoją ówczesna drużynę Hutnika, tak by przypomnieć ją młodszym kibicom?
Nasza drużyna składała się z 15–17 zawodników, którzy wiedzieli zawsze, kto będzie grał w każdym meczu. Nie było jakiejś ogromnej konkurencji. To właśnie było naszą dużą siłą z tego względu, że byliśmy bardzo dobrze zgrani i rozumieliśmy się na boisku. Nasz kapitan dbał także o to, żebyśmy rozumieli się poza murawą – był to Jurek Kowalik. Mieliśmy w tamtym okresie zespół grający krakowską piłkę, prezentowaliśmy się świetnie pilkarsko. Staraliśmy się grać po ziemi, eliminując długie piłki. Jak na tamte czasy myślę, że artykułowaliśmy się na boisku bardzo dobrze. Wielu zawodników z tej drużyny występowało w reprezentacji Polski, zrobiło kariery piłkarskie, trenerskie czy prezesowskie.
Pan czuje niedosyt związany z reprezentacją Polski?
Na pewno brakuje w moim CV tego występu w pierwszej reprezentacji Polski. To jest jakiś niedosyt. Wystąpiłem kilkukrotnie w drugiej reprezentacji oraz kadrze olimpijskiej, natomiast w pierwszej brakuje tego troszkę. Jest to jakiś zawód na pewno.
Kadra olimpijska to bardzo ciekawy temat. Jak układała się Pana współpraca z trenerem Wójcikiem?
Z trenerem współpracowało mi się bardzo dobrze. Był postacią mocno kontrowersyjną, potrafił bardzo dosadnie „opierdzielić”. Jego największą zaletą była motywacja zawodników. Co trener nie powiedział, to myśmy się do tego stosowali i słuchali go. Myślę, że miał słabość do mnie, bo mimo że byłem zmiennikiem, to i tak pojawiałem się na większości zgrupowań. Uważam, że nasza współpraca była bardzo pozytywna.
Jeszcze pragnąc dopytać o kadrę, to uważa Pan, że generacja ’92 mogła osiągnąć więcej?
Zawsze można osiągnąć coś więcej. Gdy spojrzymy z obecnej perspektywy na przeszłość, to zawsze jest coś, co można było zrobić inaczej, jednak wtedy były to zupełnie inne czasy. To był 1992 rok, nie było tylu menedżerów, którzy mogliby pomóc i wprowadzić do lepszych klubów. Większość z nas wyjechała do różnych drużyn zachodnich, większość zawodników grała w pierwszej reprezentacji Polski z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Myślę, że osiągnęliśmy to, co mieliśmy osiągnąć.
Wracając do Hutnika, muszę zapytać, jak widzi Pan perspektywy rysujące się przed tym klubem obecnie?
Bardzo, bardzo cieszy mnie to, że Hutnik się reaktywował i że jest tam wykonywana bardzo dobra praca. Praca nie tylko z pierwszą drużyną, ale również z młodzieżą. Młodzi to zawsze była podstawa Hutnika Kraków, dużo talentów, sporo utalentowanej młodzieży w Nowej Hucie. Myślę, że klub jest na bardzo dobrej drodze i udokumentuje to kolejnymi awansami.
Czyli wierzy Pan w powrót wielkiego „HKS-u”?
Na pewno bardzo bym chciał, aby Hutnik występował kiedyś ponownie w ekstraklasie. Jest to szczyt marzeń, niemniej jednak w chwili obecnej musimy patrzeć na to bardzo realnie. Hutnik występuje na czwartym szczeblu rozgrywek, z ogromną szansą awansu na wyższy. Aby wspiąć się na ten najwyższy, potrzeba jednak jeszcze dużo nie tylko czasu, ale też cierpliwości czy organizacji. Uważam, że w chwili obecnej bardzo fajnie pracuje się w Hutniku.
Jedna ze stronek gdzie nie można się ostatnio nudzić!!! macie poziom tak trzymać. Może coś o Siarce Tarnobrzeg?? Grali też wysoko
Pamiętam Mirka z boiska. Świetny zawodnik, bramki strzelał z łatwością. Szkoda że nie dostał szansy w reprezentacji ale takie to były czasy. Pozdrawiam Mirku. Dobry tekst!
Mirek karnego na igrzyskach nie wykorzystał. Ani słowa o tym tu nie ma..