Milan – Liverpool na papierze


Finał w Atenach coraz bliżej, dlatego też postanowiliśmy poprzez porównanie formacji zasymulować finał LM pomiędzy Milanem i Liverpoolem. Sprawa jest o tyle ciekawa, że te dwie drużyny spotkają się w finale tych rozgrywek drugi raz w przeciągu trzech lat!


Udostępnij na Udostępnij na

Bramka

Czyli Pepe Reina naprzeciw Brazylijczyka Didy. Jeszcze dwa, trzy sezony temu śmiało można było postawić na reprezentanta z kraju kawy. Dida przebił się wtedy do podstawowej jedenastki Brazylii, świetnie spisywał się w swoim klubie, a Hiszpan Reina dopiero ukazywał się światu odradzając się w podrzędnym Villareal, do którego został wygnany z Barcelony. Teraz jednak sprawa jest zupełnie odwrotna. Reina broni wręcz koncertowo między słupkami Liverpoolu ratując wielokrotnie swoją drużynę od porażek. Niektórzy uważają go już teraz za bramkarza tej samej klasy co Petr Cech, a może nawet lepszego. Zresztą abstrahując od tematu, porównać obu panów można było w ½ LM, gdzie Reina obronił dwie jedenastki. To także jego mocny atut. Natomiast Dida stacza się po równi pochyłej. Popełnia coraz więcej błędów, jak choćby te z pierwszego meczu z Man Utd na Old Trafford. Ten już 34-letni zawodnik nadal potrafi popisać się efektowna paradą, jednak w bezpośrednim pojedynku z golkiperem LFC przegrywa – 1:0 dla „The Reds”

Defensorzy

Obaj finaliści mogą się popisać obroną wręcz wyborną. Od czasu pracy w Liverpoolu Rafy Beniteza, „The Reds” tracą bardzo mało bramek, wychodząc z założenia, że klasyczne drużyny buduje się od tyłu. Prym tutaj wiedzie Jamie Carragher, który przesunięty z boku defensywy na środek stał się prawdziwym profesorem. Niewiele ustępuje mu Duńczyk Daniel Agger, prawdziwe odkrycie tego sezonu. Na flankach biegają posiadający atomowe uderzenie Riise i niedawno sprowadzony Alvaro Arbeloa, który już wkomponował się w drużynę i posiada świetne umiejętności techniczne.
Przeciwwagą dla nich są „emeryci” Milanu, których w tym momencie największym atutem jest doświadczenie. Liderem jest Alessandro Nesta, który braki szybkościowe nadrabia świetnym odbiorem piłki. Ikoną „Rosso-nerich” jest oczywiście Paolo Maldini, dla którego czas już chyba się zatrzymał. Wieku jednak nigdy do końca oszukać nie można. Kapitan drużyny miewa już coraz więcej gorszych momentów i często siada na ławce ustępując miejsca młodszemu o 13 lat Bonerze. Raczej nie powtórzy się sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy Paolo Maldini już w 1. minucie meczu świetnym strzałem pokonał Jerzego Dudka. Na chwilę obecną obie „trzecie linie” prezentują się równie mocno, z lekkim wskazaniem na Liverpool, jednak wynik naszego meczu to dalej 1:0.

Druga linia

W tej formacji zarówno Liverpool jak i Milan rozwijają skrzydła. Najprościej byłoby porównać największe asy drużyny: Stevena Gerrarda i Kakę (o nich osobny artykuł). Jednakże co oni by zrobili bez pomocy pozostałych czterech pomocników (obie drużyny najczęściej grają ustawieniem 4-5-1)? „The Reds” ostatnimi czasy poprzez kontuzję i załamania formy przeżywają mały kryzys w pomocy. Na lewej stronie gra już coraz bardziej emerytowany Boudewijn Zenden, którego dryblingi czasem po prostu są śmieszne. Jednak jego dośrodkowania – już zabójcze. Na prawej coraz częściej pojawia się Jermaine Pendant, którego już w końcu powinniśmy przestać nazywać juniorem Arsenalu. Z sezonu na sezon robi coraz większe postępy, jednak chyba finał LM to za wysokie progi dla niego. Duet defensywnych pomocników tworzą Javier Mascherano i Xabi Alonso, tylko Hiszpan dorównuje klasą Gerrardowi. Argentyńczyk potrzebuje czasu, żeby otrząsnąć się po nieudanej przygodzie w West Hamie i zacząć grać na miarę swoich umiejętności.
Do wyrównania doprowadza więc Milan, w dużej mierze dzięki Seedorfowi, który w parze z Kaką może zrobić po prostu wszystko. Coraz bardziej znużony piłką Holender (nie ma się zresztą co dziwić, w zawodowej piłce osiągnął praktycznie wszystko) na koniec sezonu złapał kapitalną formę i to on w największej mierze przyczynił się do eliminacji Manchesteru United. Prawdziwym wirtuozem podań jest przecież Andrea Pirlo, chyba najlepsza prawa noga w finale LM. Zawodnik, który został przesunięty z roli nawet i napastnika na defensywnego pomocnika ma kolejny dobry sezon, chociaż może nie tak udany jak poprzedni. Dużym atutem Milanu jest jego „serce”, czyli Gennaro Gattuso. W Atenach będzie chyba kipiał energią, ażeby zrewanżować się „The Reds” za porażkę sprzed dwóch lat. W meczu na papierze mamy remis – 1:1.

Snajperzy

Głośne nazwiska widnieją zarówno w jednej jak i drugiej kadrze, jednak dobrze wiemy, że nazwiska nie grają. Milan nie może skorzystać z wiadomych przyczyn z Ronaldo, więc straszy na zmianę podstarzałym Filippo Inzaghim i Alberto Gilardino, który seryjnie bramki potrafił strzelać tylko w Serie A i to w barwach Parmy.
Dużo lepiej to wygląda w ekipie „The Reds”. Dirk Kuyt swój debiutancki sezon w Premiership może śmiało zapisać po stronie plusów, Craig Bellamy miał kapitalny mecz w Barcelonie a olbrzym Crouch albo nie strzela, albo strzela seriami. Swoim doświadczeniem i sprytem może ich wspomóc Robbie Fowler, który bardzo chciałby odnieść triumf w LM na zakończenie swojej barwnej kariery – 2:1 dla Liverpoolu.

Rezerwowi

Jak pokazał ostatni finał pomiędzy zainteresowanymi, dużą rolę w zespole odegrają zmiennicy, którzy dużo lepiej wypadają na korzyść Liverpoolu. Chociażby w bramce, nasz Jerzy Dudek na pewno prezentuje się dużo lepiej od takiego Željko Kalaca. Gdy obie drużyny wystawią po jednym napastniku, na desancie w Milanie będzie praktycznie tylko Gilardino, natomiast Rafa Benitez będzie miał pole manewru pomiędzy wysokim Crouchem a walecznym Bellamym. Również rezerwowa pomoc przemawia za „The Reds”. w Milanie sporo do gry może wznieść tylko Johan Gourcuff, natomiast drużyna z miasta Beatlesów ma po swojej stronie i Luisa Garcię i Harry’ego Kewella czy Momo Sissoko. Już 3:1 dla Anglików.

Managerowie

Rafael Benitez i Carlo Ancelotti to fachowcy wybitni. Ich klasa trenerska jest praktycznie taka sama, więc nie możemy nikomu w tej kategorii dopisać bramki. Wiele będzie jednak można powiedzieć po zakończeniu finału. 2 lata temu górą był Hiszpan, i to całkiem słusznie, bowiem udało mu się w 15 minut tak zmobilizować drużynę, żeby ta wyrównała trzybramkową stratę. A roztrwonić taką przewagę i to w finale Ligi Mistrzów to naprawdę wielka hańba na honorze Ancelottiego, o której pewnie nie zapomniał do dzisiaj..

Tak więc nasz mecz kończy się wynikiem 3:1 dla Liverpoolu. Jednak nie jest to tak proste, jak wydaje się na papierze… Dużo będzie zależeć od szczęścia, taktyki, determinacji obu drużyn, dyspozycji bramkarzy i błysku geniuszów, których zarówno w jednej jak i drugiej drużynie nie brakuje. Finał już 25 maja.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze