Mikael Ishak jest legendą Lecha Poznań. To niekwestionowana marka. Gdy piłkarzom „Kolejorza” nie idzie najlepiej, Ishaka zawsze trudniej skrytykować. Nie bez powodu fani drużyny z Poznania zwykli nazywać Szweda „Papą Ishakiem” – to dobry ojciec wszystkich sukcesów „Kolejorza” ostatnich lat, twarz najlepszych momentów, lider, który nie zawodzi i zawsze wraca. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że jego czas już minął. Lech nie jest idealny, ale urodzony w Sztokholmie 32-latek od tego ideału nie jest bardzo daleki.
Potężny Mikael Ishak na kotle
25 sierpnia ubiegłego roku przy Bułgarskiej Lech Poznań podejmował Pogoń Szczecin. Mówiąc bezdusznym slangiem: mecz podwyższonego ryzyka. Historyczne niesnaski między dwoma ośrodkami odstawmy jednak na bok. Jak to na takich meczach bywa, na „Kotle” pojawiła się oprawa – a jej centralnym punktem był wizerunek Mikaela Ishaka. Hasło: Make Kolejorz Great Again w takim kontekście wskazywało na całkowite zaufanie kibiców do 32-latka i wiarę, że jeszcze nawiąże do swoich najlepszych czasów w Lechu, sięgając po trofea zarówno drużynowe, jak i indywidualne.
W Polsce kultura kibicowska jest taka, że obiektem westchnień i pewnego kultu jest klub jako kolektyw, pewna bliżej nieokreślona społeczność, którą tworzy każdy. Gdy posłuchamy przyśpiewek angielskich kibiców, pojawiają się w nich bardzo często nazwiska ulubieńców. Na naszym podwórku każdy jest częścią tego piłkarskiego organizmu. Nikt raczej nie wybija się ponad to.
Kibice gospodarzy #LPOPOG pic.twitter.com/qYmzd239tm
— Alira (@AlicjaRoslan) August 25, 2024
Dlatego fakt, że wizerunek Ishaka znalazł się na oprawie, mówi nam jednoznacznie – to jest gość.
Ponadczasowy i lojalny
Lech wyprodukował wielu fantastycznych piłkarzy, którzy kontynuowali swoje przygody za granicą – z większymi lub mniejszymi sukcesami. Zawodników, którzy, owszem, byli zjawiskowi, ale Bułgarską traktowali bardziej jako trampolinę do wielkiej piłki. A Mikael Ishak mówi wprost, że wraz ze swoją calutką rodziną kocha Poznań. Tu jest jego dom. W dzisiejszym futbolu trudno znaleźć zawodnika, który przywiąże się tak bardzo do klubu, który – nie oszukujmy się – nie jest w najlepszej formie, nie gra w świetnej lidze, zazwyczaj robi duże nadzieje, by potem to zaprzepaścić. Społeczność kibicowska jest – i to niemała. Poznań żyje „Kolejorzem”. To robi ogromne wrażenie. Mimo to na piłkarskich szlakach wielu piłkarzy stolica Wielkopolski była zaledwie krótszym bądź dłuższym postojem na drodze do innych lig, innego futbolowego świata. Rzadko który piłkarz traktuje Bułgarską jako dom. Taki prawdziwy, a nie przejściową mikrokawalerkę na trudne czasy. I na tym już Mikael Ishak wiele zyskuje.
Poza miłością do Poznania, która rozmiękcza serca całej wiary, trzeba powiedzieć po prostu – ten człowiek budzi sympatię i zaufanie. Michał Skorża w filmie „Ja, Kapitan” produkcji Canal+ deklaruje, że Ishakowi powierzyłby pod opiekę swoje własne dzieci. Mikael Ishak jest człowiekiem wzbudzającym zaufanie i cieszącym się posłuchem w szatni.
Na papierze wpadka transferowa, na boisku pracuś i walczak
Gdy przychodził do Lecha Poznań, nie miał imponującego CV. Sezon przed transferem – 11 występów, jeden gol. Jak na snajpera wynik raczej kiepski. Nic dziwnego więc, że pojawiały się głosy powątpiewające w sensowność tego transferu. Z czasem jednak Ishaka poznawaliśmy coraz głębiej i głębiej. Tym, czym wybijał się na tle innych, była tytaniczna praca i imponujący profesjonalizm.
Michał Trela jeszcze na łamach Newonce opisując Ishaka, gdy ten stawiał pierwsze kroki na Bułgarskiej, nazwał go „Anty-Gytkjaerem”. Rzeczywiście, fani „Kolejorza” mogli odczuć niemały dysonans w sposobie prowadzenia się byłego snajpera z Danii i jego szwedzkiego następcy. Ekscesy Christiana Gytkjaera bywały nieraz naprawdę trudne do pojęcia ludzkim rozumem. Tymczasem Ishak przyszedł jako oaza człowieka, sfokusowany na pracy, skromnie żyjący, silnie wierzący chrześcijanin.
Poniekąd wpasowywało się to w pewien rytm życia kibica Lecha Poznań – raz panika, później euforia, trochę stoickiego spokoju, by znów dać ponieść się kompletnemu wariactwu.
Ishak musiał przekonać kibiców.
Przy okazji transferu pojawiały się pocieszające słowa na temat Ishaka. Braki w bramkostrzelności, skuteczności nadrabiał ciężką pracą. Kapitałem, który z czasem sukcesywnie miał zainwestować w bardziej zjawiskową postawę w ofensywie. Z perspektywy czasu wiemy, że to prawda. Cyferki potrafią opisać zawodnika i futbol, ale do pewnego stopnia. Istnieje jeszcze bowiem czynnik ludzki, determinacja i dziecięca frajda z gry w piłkę, czyli coś, co trudno wymierzyć. Jeżeli dany gracz to ma, wpływa to na jego boiskową jakość. Mikael Ishak to idealne potwierdzenie moich słów.
Mogły zniszczyć, a wzmocniły. Kontuzje i choroby Mikaela Ishaka
Ostatnie lata Mikaela Ishaka nie należały jednak do najłatwiejszych. Na wiosnę 2022/2023 u Szweda wykryto boreliozę. Wykluczyło go to z gry na wiele spotkań, także postawiło pod znakiem zapytania przyszłość Ishaka. 33-latek w porę zaalarmował, że coś jest nie tak. Nieleczona borelioza może bowiem prowadzić nawet do częściowego paraliżu.
– Walka z boreliozą była bardzo trudna. Przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałem, co mnie czeka. Na początku doktor powiedział mi, że jedyną dopuszczalną aktywnością fizyczną jest spacer. Spacer? Co to jest dla człowieka, który przez całe życie codziennie uprawia sport? To było bardzo trudne. Jak wiecie, wierzę w Boga i czuję, że wszystko ma swój powód – opowiada Mikael Ishak dla TVP Sport.
Mimo wymuszonej absencji w końcowej fazie sezonu, Mikael Ishak pokazał, na ile go stać. W 23 spotkaniach PKO Ekstraklasy strzelił 11 goli i zaliczył cztery asysty. W Lidze Konferencji Europy – pięć bramek, cztery asysty.
Kolejna kampania była szczególnie trudna dla Lecha Poznań. Kibicom „Kolejorza” nie trzeba przypominać wielkiego napisu „Wstyd”, który uformowali za plecami piłkarzy przed meczem z Legią czy imprezę w stylu plażowym na „Kotle”, gdy podopieczni Mariusza Rumaka gościli na Bułgarskiej Koronę Kielce. Oczywiście, największy wpływ na taką grę Lecha miało zatrudnienie Mariusza Rumaka na stanowisko trenera w miejsce Johna van den Broma. Absencja Mikaela Ishaka jednak także znacznie utrudniła życie szkoleniowcowi i całej ekipie. Przez kontuzje Szwed opuścił sześć meczów na początku rundy wiosennej. Po pauzie, pomimo trudnych czasów dla klubu, w dziewięciu meczach dorzucił pięć goli.
Przeproś, jeśli zwątpiłeś w Mikaela Ishaka
Bywały jednak momenty, kiedy armata się blokowała. W sezonie poprzednim, obecnym. Gdy będąc fanem Lecha widzi się trzeci mecz bez gola Mikaela Ishaka, czuje się pewną pustkę. Myśli zaczynają odchodzić w dziwną stronę – Ishak jest wiekowy, poturbowany chorobami i kontuzjami, doceniamy wkład w sukcesy klubu, ale chyba trzeba poszukać kogoś nowego. Absolutny nonsens.
Potrzeba sprowadzenia drugiego napastnika jest nieodzowna – dysproporcja w jakości między pierwszoskładowym Ishakiem a rezerwowymi Bryanem Fiabemą i Mario Gonzalezem wywołuje niezwykle nieprzyjemny ból oczu. Nie chodzi jednak o napastnika „w zamian za” Ishaka, a poważne uzupełnienie składu. Tak, by w razie kontuzji, gorszej dyspozycji był na ławce ktoś jakościowy, ze świeżą krwią i pokładem energii, gotowy do ciężkiej i efektownej pracy na boisku.
Mikael Ishak w rundzie wiosennej:
11 meczów (w każdym minimum 85 minut)
8 goli
2 asysty
Nigdy nie lekceważcie Króla. Nigdy. pic.twitter.com/srebaxdoAz— Rogal (@Rogal_LP) April 24, 2025
Jednak jeżeli ktoś kiedykolwiek z kibiców „Kolejorza” pomyślał, zająknął się o budowie najbliższej przyszłości bez Ishaka – powinien solidnie uderzyć się w pierś. Bo Mikael Ishak pokazuje, że nie są mu straszne kontuzje. Że potrafi szybko się odblokować, grać dla drużyny. Pokazuje się ofensywnie usposobionym bocznym obrońcą, jest trudny do upilnowania, potrafi strzelić gola nawet z mniej przyjemnej pozycji. To napastnik, którego szukają okazje. Nieważne, czy nadamy im wartość 0.21, 0.37 czy 0.99 xG – ryzyko, że „Papa Ishak” wyczaruje z tego bramkę, jest wysokie. Każda poważna defensywa musi zdawać sobie z tego sprawę.
I to nie jest tylko czcze gadanie na pokaz i składanie hołdu szwedzkiemu bożkowi, który odmienił oblicze poznańskiej, futbolowej ziemi, tej ziemi. Za tym, co próbuję przekazać, stoją pewne historyczne fakty.
Mikael Ishak zapisuje się w historii wielkimi zgłoskami
Mikael Ishak to czwarty najlepszy strzelec Lecha Poznań w jego całej historii. Brakuje mu zaledwie dwóch trafień, by zrównać się z wynikiem legendarnego Mirosława Okońskiego.
Mikael Ishak w swoim piątym sezonie w PKO Ekstraklasie bije swój personalny rekord goli strzelonych dla „Dumy Wielkopolski” w trakcie jednej kampanii. Ma już ich 19, a więc jednego gola więcej niż w sezonie mistrzowskim.
Mikael Ishak pierwszy raz w Lechu Poznań strzela gola w piątym meczu z rzędu.
Mikael Ishak pierwszy raz w Lechu trafia w piątym meczu z rzędu. To najlepszy sezon legendy Kolejorza w karierze. Ma już 19 goli. W mistrzowskim 2022 miał 18.
— Dawid Dobrasz (@dobraszd) April 27, 2025
Tak, ten gość gra piąty sezon dla „Kolejorza”. Zgadza się, ma 33 lata. Jest po wielu kontuzjach, ciężkiej chorobie. Jest liderem, daje dobry przykład. To fenomenalny piłkarz, który na spokojnie mógł zatrzymać się w Poznaniu na dwa lata i próbować znaleźć zatrudnienie w lepszej lidze. Nie zrobił tego, bo on i jego rodzina Poznań kochają.
Mikael Ishak wybudował już sobie pomnik, legendę i autorytet przy Bułgarskiej. Pomnik zdecydowanie trwalszy niż ze spiżu. Będziemy pamiętać wyjście jeden na jeden z Austrią Wiedeń, karnego z Villarrealem na wyjeździe, gdy w akompaniamencie gwizdów pokonał bramkarza rywali. I, oczywiście, gol na wagę mistrzostwa Polski z Piastem Gliwice. Mikael Ishak pięknie strzelił głową w 87. minucie spotkania.
Mistrzostwo Polski dla Lecha Poznań odjeżdża. Ważna rola Mikaela Ishaka
Do pełni szczęścia brakuje zapełnienia gabloty z osiągnięciami w drużynie. Jeżeli w Lechu ktoś ma mentalność mistrza, to na pewno Ishak. I, niestety dla fanów Kolejorza, na razie wygląda na to, że jest on w mniejszości. Pięknym dopełnieniem tej historii byłoby kolejne mistrzostwo przy tak świetnej kampanii Szweda. Brakuje też Pucharu Polski, który w ostatnich latach wydaje się być dla Lecha czymś wręcz nie do przejścia.
Będzie jeszcze multum okazji, by na nowo opowiedzieć historię Mikaela Ishaka. Z innymi szczegółami, podkreśleniem innych cech, może przy innych okolicznościach. Mikael Ishak dokonał czynu historycznego, ale jego Lech Poznań zaledwie zremisował 2:2 z Radomiakiem Radom. To oznacza, że marzenia o mistrzostwie Polski znowu się oddalają. Raków Częstochowa ma dwa oczka przewagi nad „Kolejorzem”. Jeżeli Lechowi uda się wyszarpać w tym sezonie mistrzostwo Polski to raczej na skutek cudu, w którym palce będzie musiał mieszać Mikael Ishak. PKO Ekstraklasa lubi zaskoczyć, ale w przypadku takiego wariantu trudno wyobrazić sobie inny scenariusz.