„Było nas trzech, w każdym z nas inna krew…”. Ten fragment przeboju zespołu Perfect mogłoby zanucić trzech zawodników, którzy mieli niegdyś stanowić o sile Zagłębia, ale wszystkich z hukiem odpalono, nie dając im szans na pokazanie niemałych potencjałów.
Pewnie przechadzając się po klubowych korytarzach, nie usłyszymy o nich zbyt wiele. Jest to temat tabu. Trauma wszystkich trenerów, którzy mieli okazję z nimi współpracować i podjęli decyzję o ich wygnaniu wypuszczeniu z klubu. Czas wreszcie przedstawić tych trzech śmiałków. Przed Państwem: Damian Dąbrowski, Kornel Osyra i Krzysztof Danielewicz.
Mimo że żaden z nich nie był wychowankiem z krwi i kości, to w Lubinie spędzili ładnych parę lat, łudząc się, że w końcu któryś trener dostrzeże ich ogromny talent i na stałe wskoczą do pierwszego składu. Najbliżej był Damian Dąbrowski, który na poziomie ekstraklasy w barwach „Miedziowych” rozegrał 27 spotkań. Z czasem zaczął grać coraz mniej, aż w końcu odszedł do pobliskiego KS Polkowice, który wtedy był jeszcze Górnikiem i występował na zapleczu ekstraklasy. Osyrze i Danielewiczowi debiut nie był dany. Swoją przygodę w Lubinie zakończyli zaledwie na występach w Młodej Ekstraklasie. Później przenieśli się na rok na piłkarskie peryferia (Gryf Wejherowo, Ruch Radzionków), dostali kopa od życia i obaj dostali ekstraklasowe szanse. Osyra zadomowił się w Piaście Gliwice, a rok starszy Danielewicz został przygarnięty przez Cracovię.
Będąc nastolatkami, przejawiali zalążek talentu, ale brakowało w Zagłębiu człowieka, który wyciągnąłby do nich rękę i systematycznie oswajał z piłką na seniorskim poziomie. Młoda Ekstraklasa to liga dzieciaków, przedłużenie wieku juniorskiego, rywalizacja z rówieśnikami, która nie daje żadnych motywacji. Zwłaszcza przy frekwencji rzędu 300 wiernych fanatyków. Morale automatycznie wędrują w dół. Potrzebowali jasnego sygnału „jesteście nam potrzebni!”. Nie doczekali się. A gdzie są dzisiaj?
Damian Dąbrowski
Najbardziej zaprawiony w ekstraklasowych bojach. W ekstraklasie zagrał do tej pory 94 mecze i strzelił 3 gole. Jak na jego spokój i elegancję na boisku wynik powinien być bardziej imponujący. Skała, bez której trudno dzisiaj sobie wyobrazić Cracovię. Zagłębie Lubin ma smykałkę do pozbywania się wartościowych zawodników. Pamiętacie Andrzeja Niedzielana? Dąbrowski to nie jest żaden niechlubny wyjątek. Kiedyś to była reguła. Jeśli Dąbrowski utrzyma przez dłuższy czas taką formę, to może zacząć delikatnie pukać do drzwi reprezentacji, w której nie czułby się wcale gorszy od Tomasza Jodłowca czy Krzysztofa Mączyńskiego. Zawodnik Cracovii to urodzony defensywny pomocnik, który jednak ma pewne ograniczenia. Bramki zdobywa jedynie od wielkiego dzwonu, rzadko przekracza własną połowę boiska. Człowiek od zadań specjalnych, czyli gorsza wersja Krychowiaka. Dąbrowski ma jednak zaledwie 23 lata, więc niewkluczone, że jeszcze rozwinie się na ofensywnej płaszczyźnie, tak jak swego czasu zrobił gracz Sevilli. Papiery na granie ma przyzwoite. Wyjazd na mistrzostwa Europy nie jest przekreślony.
Kornel Osyra
Najmłodszy z tercetu odpalonych. Czwarty sezon w Piaście Gliwice, w którego barwach rozegrał 45 spotkań i raz trafił do siatki. Środowy obrońca z Brzegu Dolnego w tym sezonie nie rozegrał tylko jednego spotkania, w pozostałych grał pełne 90 minut. Mocny punkt, bez którego trener Latal nie wyobraża sobie defensywy. Mimo że ten chłopak ma zaledwie 22 lata. Patrząc na pozycję, na której występuje – gówniarz, z mlekiem pod nosem. Kiedy Alessandro Costacurta kończył karierę, był prawie… 2 razy starszy! Jeszcze wiele lat grania i nauki przed młodym obrońcą Piasta, a już przejawia oznaki dużego spokoju i wyrachowania. Ma 190 cm wzrostu, ale może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Kolejny z zawodników, który gry w reprezentacji Polski nie musi traktować jako abstrakcyjny sen. Melodia przyszłości, która już dzisiaj bardzo dobrze brzmi.
Krzysztof Danielewicz
No i na koniec najstarszy z naszych dzisiejszych bohaterów (rok produkcji 1991), chociaż jeśli chodzi o grę w ekstraklasie, to nie może się pochwalić zbyt długim stażem. Dopiero trzeci sezon w ekstraklasie, ale trenerzy cenią jego umiejętności na tyle, że nie wahają się go wstawiać do pierwszego składu. Urodzony we Wrocławiu, ale cztery sezony spędził u największego rywala z Lubina. Kibicowskie samobójstwo.
Mam duże problemy, aby określić jego nominalną pozycję. Do każdego klubu przychodzi jako defensywny pomocnik, a później jest niemiłosiernie rzucany po boisku. Zapchajdziura Uniwersalny zawodnik wysokiej klasy, który powoli oswaja się z naszą ekstraklasą. Jeśli jego rozwój nie nabierze szybszego tempa, debiutu w kadrze może się nie doczekać. Solidność, stabilna forma, duża ambicja. Ma zadatki na gościa, który będzie porównywany z Patrykiem Rachwałem albo wskoczy kilka poziomów wyżej i przylgnie do niego łatka kopii Łukasza Surmy. Wykupi stały abonament na grę w ekstraklasie, ale trudno będzie go wytransferować do lepszej ligi. Taka piłkarska mrówka, który przydałaby się każdemu trenerowi w Polsce. Mimo że urodził się we Wrocławiu, to później tułał się po różnych klubach, żeby… wrócić do Wrocławia. Przeznaczenia nie oszukasz. Podobna droga jak Kamila Bilińskiego, z tą jednak różnicą, że w Śląsku nigdy nie spróbowano jego sił. Prosto z Parasola Wrocław wyrwano go do Lubina. Trudne przejście dla młodego chłopaka. To chyba taki typ, który bardzo powoli się rozkręca, ale jak już wejdzie na właściwe tory, to z czasem nabiera coraz większej prędkości.