Motor Lublin w zeszłym sezonie napisał piękną historię i awansował do Fortuna 1. Ligi. Mecze barażowe w wykonaniu drużyny Gonçalo Feio trzymały w napięciu do samego końca. Teraz motorowcy po sześciu spotkaniach na zapleczu PKO BP Ekstraklasy mają 13 punktów, co trzeba uznać za bardzo dobry wynik. Podstawowym zawodnikiem zespołu z Lublina jest Michał Król. Postanowiliśmy z nim porozmawiać o awansie z 2. ligi, pracy z trenerem Feio czy pobycie w Legii Warszawa.
Na początku zapytam: spodziewałeś się takiego rozpoczęcia rozgrywek w wykonaniu Motoru Lublin?
Jak mam być szczery, to tak. Wykonujemy bardzo dobrą pracę na treningach i odkąd przyszedł trener Feio, to wiemy, w jakim kierunku zmierzamy. Wiedziałem, że będziemy zorganizowaną drużyną, która w każdym meczu będzie mogła walczyć o trzy punkty.
Jak oceniłbyś swoją grę w pierwszych spotkaniach Fortuna 1. Ligi?
Myślę, że pozytywnie. Były lepsze i gorsze mecze, ale uważam, że nie schodziłem poniżej pewnego poziomu, do którego mogłem kibiców przyzwyczaić.
W tym sezonie sporą część goli zdobywaliście w ostatnim kwadransie spotkania. Czy uważasz, że jednym z Waszych głównych atutów jest gra do końca?
Tak, zdecydowanie. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do spotkań, chociażby pod względem motorycznym. Gramy wysokim pressingiem przez cały mecz. To nie jest przypadek, że strzelamy bramki w ostatnich minutach, i niejednokrotnie pokazywały to nasze mecze.
Jak daleko sięgają Wasze ambicje?
Nie chciałbym wybiegać daleko w przyszłość. Skupiamy się na każdym meczu i gramy o pełną pulę. Uważam, że tylko w taki sposób można osiągnąć sukces. Zaczęliśmy tak pracować od zeszłego sezonu, kiedy przyszedł trener Feio, i ostatecznie awansowaliśmy, więc daje to bardzo dobre efekty.
Masz jakieś swoje prywatne cele na ten sezon?
Chciałbym, aby liczba zdobytych przeze mnie bramek i asyst była wyższa niż w zeszłym sezonie. Jest to dla mnie znak, że ciągle się rozwijam. Myślę, że każdy powinien mieć swoje prywatne cele i do nich dążyć. Jednak najważniejsze są wyniki całej drużyny.
W zespole „Żółto-biało-niebieskich” jesteś od 2020 roku. Patrząc z perspektywy czasu, jaki tu spędziłeś, uważasz, że Motor Lublin jest dobrym miejscem do rozwoju?
Zdecydowanie tak. Uważam, że jestem tego dobrym przykładem. Tak naprawdę jeszcze osiem miesięcy temu było mi bardzo trudno o wejście na boisko czy załapanie się do kadry meczowej. Warunki, które stwarzają nam klub i sztab szkoleniowy, sprawiają, że jest to świetne miejsce do rozwoju. Nawet jeśli jakiś zawodnik nie jest w danym momencie piłkarzem podstawowego składu, to i tak otrzymuje indywidualną analizę gry z treningu. Jeżeli oczywiście gra się w spotkaniach, to taką analizę dostaje się również z meczów. Pokazuje to, że każdy w zespole jest tak samo ważny. W tygodniu są dodatkowe treningi dla chętnych i tych, których wyznacza trener. Uważam, że to też nam pomaga, i z tego, co się orientuję, w większości klubów to tak nie funkcjonuje.
💣 Od teraz Królów dwóch ❗😉
💥 Michał Król nowym zawodnikiem Motoru Lublin 💥 pic.twitter.com/jvTq4woOcF
— Motor Lublin (@MotorLublin) July 8, 2020
Sztab skupia się na każdym zawodniku indywidualnie?
Co tydzień każdy zawodnik ma odprawę indywidualną z jednym z trenerów ze sztabu szkoleniowego. Jeżeli gramy na przykład ze Stalą Rzeszów, to sztab pokazuje piłkarzom, jakie zagrania można wykorzystać przeciwko strukturze gry Stali. Każdy na indywidualnej odprawie dostaje wycinki z treningów, gdzie ma pokazane, co może jeszcze lepiej zrobić, jakie przestrzenie wykorzystać czy jakiego typu zagrania można szukać w danej sytuacji. Z tego indywidualnego podejścia bierze się to, że później każdy na swojej pozycji wie dokładnie, co ma robić. Dodatkowo partner również wie, czego może oczekiwać od kolegi z zespołu.
Trener bardziej stara się wszczepić w drużynę swoją wizję gry czy dostosowuje ją pod indywidualne umiejętności graczy, których posiada?
Myślę, że o to trzeba by było bardziej trenera zapytać. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że nasz szkoleniowiec ma swój sposób gry i my jako zawodnicy, funkcjonując w tym procesie treningowym, musimy się nauczyć wykonywać zadania, jakich trener od nas oczekuje. Wiadomo, że niektórzy zawodnicy mają predyspozycje do wykonywania danych zadań w trochę inny sposób. Jednak w ogólnym rozrachunku to szkoleniowiec decyduje o taktyce i zamyśle na grę. My piłkarze musimy dostosować swoje zachowania na boisku do tego, czego trener od nas oczekuje, ponieważ później z tego jesteśmy rozliczani. Chociażby pewne zachowania na danej pozycji muszą być takie same, nieważne, czy ktoś jest zawodnikiem prawonożnym, czy lewonożnym.
Powrócę teraz do Waszej gry na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Czy wierzycie, że awans do polskiej elity w tym sezonie jest możliwy?
Oczywiście, że wierzymy. Po to gramy w piłkę, żeby wygrywać mecze, zdobywać punkty, które przybliżają nas do określonego celu. Każdy z nas w to wierzy, ale to nie wygląda tak, że mówimy sobie: „Musimy awansować do ekstraklasy!”. Celem, który nam przyświeca obecnie, jest po prostu wygranie najbliższego spotkania.
Skoro już poruszyłem temat awansu, zapytam o Wasz poprzedni sezon. Czy zajęcie ostatniego miejsca w strefie barażowej sprawiło, że nie mieliście na sobie takiej presji awansu?
Przez cały sezon musieliśmy gonić rywali. Chcieliśmy wszystko zrobić małymi krokami. Najpierw wydostać się ze strefy spadkowej, później doścignąć tę grupę zespołów, która walczyła o baraż. Zdawaliśmy sobie sprawę, że margines błędu jest bardzo mały. Wiemy, w jakich okolicznościach załapaliśmy się do strefy barażowej. W ostatniej kolejce graliśmy z Polonią Warszawa, a KKS Kalisz mierzył się z Zagłębiem II Lubin. Wynik ich meczu musiał się dla nas korzystnie ułożyć i tak się stało. To pokazuje, jak mały był wtedy dla nas margines błędu.
Wychodząc na mecz barażowy z Kotwicą Kołobrzeg, nie wiedziałem, jakie były odczucia naszych rywali, ale my zdawaliśmy sobie sprawę, że to jest nasza jedyna szansa. Od tego spotkania zależało, czy przejdziemy dalej, czy zakończymy już ten sezon. Nie zastanawiałem się, szczerze mówiąc, czy mieliśmy wtedy presję. Po prostu, jak już dotarliśmy do tych baraży, to chcieliśmy je wygrać. Uważam, że wtedy zrobiliśmy coś naprawdę dużego, bo jednak weszliśmy do tej strefy barażowej rzutem na taśmę. Kiedy nam się to udało, myśleliśmy już tylko o awansie z 2. ligi.
Po dostaniu się do strefy barażowej w równie emocjonującym stylu awansowaliście do Fortuna 1. Ligi.
Było w tych spotkaniach na pewno dużo dramaturgii. Uważam, że mogliśmy lepiej zarządzać meczem ze Stomilem Olsztyn. Nie było to dobre spotkanie w naszym wykonaniu, ale generalnie najważniejszy jest wynik. Myślę, że napisaliśmy piękną historię w tamtym sezonie, bo nie przypominam sobie, żeby drużyna, która zajmowała ostatnie miejsce po 1/3 sezonu, wywalczyła ostatecznie awans. Dodatkowo wszystkie nasze spotkania barażowe były, że tak powiem, na styku. Z Kotwicą Kołobrzeg przegrywaliśmy do czwartej minuty doliczonego czasu gry, później wygraliśmy po dogrywce. Następnie finał baraży, w którym przez 20 minut dogrywki graliśmy w dziesiątkę i ostatecznie awansowaliśmy po karnych. To pokazuje siłę mentalną zespołu, który walczył do końca.
Jak dużą rolę w tym sukcesie odegrał Wasz szkoleniowiec?
Nasz szkoleniowiec odegrał kluczową rolę. Wystarczy spojrzeć na wyniki. Od kiedy trener Feio przyszedł do Motoru Lublin, odmienił naszą drużynę o 180 stopni. Wcześniej mieliśmy duże problemy z wygraniem meczu i był to trudny czas dla wszystkich zawodników z zespołu. Po przyjściu naszego obecnego szkoleniowca dużo zyskaliśmy z racji warsztatu trenerskiego, jaki nasz trener posiada. Poprawiła się jakość naszych treningów i przekazywania informacji dotyczących zasad funkcjonowania w każdej fazie gry. Pierwszy mecz za kadencji trenera Feio graliśmy z Hutnikiem Kraków i od razu go wygraliśmy. Od tamtej pory zauważyliśmy, że nasza gra uległa znacznej poprawie.
Przed sezonem, w którym awansowaliście do Fortuna 1. Ligi, spędziłeś rok na wypożyczeniu w Górniku Łęczna. Jak wspominasz tamten okres?
Szczerze mówiąc, trochę inaczej to sobie wyobrażałem. Był to dość trudny okres, ale wyciągnąłem z niego wnioski. Miałem okazję podpatrywać zawodników i trenować z zawodnikami, którzy mają ogromne doświadczenie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Cieszę się, że udało mi się zadebiutować w ekstraklasie, bo było to dla mnie spełnienie marzeń. Generalnie tak jak mówię, był to dla mnie trudny okres, ale według mnie sprawił, że jestem teraz dojrzalszy i mocniejszy.
👑 Michał Król nowym zawodnikiem Górnika Łęczna 💚🖤
Więcej 👉 https://t.co/lazeTJ1Wbu pic.twitter.com/3qIRCeICC2
— Górnik Łęczna (@zielono_czarni) July 14, 2021
W swojej karierze miałeś już okazję grać w kilku klubach. Nie licząc Motoru Lublin, w którym z nich nauczyłeś się najwięcej?
Na pewno z każdej drużyny mogłem wynieść jakieś doświadczenie. Jeżeli mógłbym wybrać którykolwiek z klubów, w których grałem, to wskazałbym oczywiście na Motor Lublin. Najwięcej się tutaj nauczyłem, szczególnie od trenera Feio. Generalnie dobrze wspominam okres w Wiśle Puławy, w której stawiałem swoje pierwsze kroki w piłce seniorskiej. Trafiłem wtedy do naprawdę solidnego zespołu, w którym zostałem dobrze przyjęty. Dużo się w tym klubie nauczyłem.
Cofnijmy się paręnaście lat wstecz. Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką?
Od małego grałem w piłkę na podwórku. Później w wieku bodajże 11 lat trafiłem do lokalnej drużyny Granit Bychawa. Nie było tam wtedy zbyt wielu roczników. Było tak, że dwie bądź trzy drużyny młodzieżowe przypadały na jednego trenera. Mieliśmy dwa treningi w tygodniu i rozgrywki w weekend. Pamiętam, że na pierwszy trening poszedłem do zespołu trzy lata starszego, ponieważ nie było wtedy mojego rocznika. Dopiero później utworzono drużynę dla piłkarzy w moim wieku. Po trzech, czterech latach spędzonych w tym klubie przeniosłem się do Piłkarskich Nadziei Motoru Lublin. Wtedy jeszcze akademia nie była tak połączona z seniorską drużyną i działała bardziej jako osobna organizacja. Tam występowałem przez dwa lata, po których trafiłem do Legii Warszawa.
Jak do tego doszło, że znalazłeś się w drużynie „Wojskowych”?
Z tego, co wiem, byłem przez jakiś okres obserwowany przez skautów stołecznej drużyny. Pewnego dnia w trakcie sparingu kadry województwa z Mazowieckim Związkiem Piłki Nożnej mój tata coś do mnie krzyknął. Po chwili podszedł do niego skaut Legii i zaczęli rozmawiać. Następnie pojechałem na dwudniowe testy do Warszawy. Pierwszy dzień trenowałem z chłopakami o rok starszymi, a drugiego dnia już z moimi rówieśnikami. Później dostałem informację, że akademia Legii chce, abym do niej dołączył, i tak to się zaczęło.
Jak wspominasz okres spędzony w Legii Warszawa?
Była to dla mnie szkoła życia. Pierwszy raz mieszkałem bez rodziców, dodatkowo w bardzo dużym mieście. Musiałem być odpowiedzialny i zadbać o siebie. Było również wiele sytuacji, w których musiałem o siebie zawalczyć. Mimo wszystko bardzo dobrze wspominam ten okres, bo zebrałem wtedy cenne doświadczenie. Pobyt tam nauczył mnie samodzielnego życia. Pierwsze pół roku było dość trudne, bo nie potrafiłem się tam zaaklimatyzować, ale później wyglądało to zdecydowanie lepiej.
Na koniec wrócę do teraźniejszości i zapytam Cię, czego można Ci życzyć w tym sezonie.
Zdrowia i jak największej liczby zwycięstw.