Cała Hiszpania wyczekiwała tego meczu tak, jak cały świat czeka na premierę najnowszej odsłony Avengersów. Bilety na wydarzenie sprzedały się w mgnieniu oka i nie należały do tanich, ale cena nie grała roli. Obie drużyny miały zapewnić spektakl, którego nie powstydziłoby się żadne inne starcie o ligowe mistrzostwo. Tak zostało zapowiedziane i takie również było, ponieważ na Camp Nou nie brakowało emocji.
Potyczki między Atletico Madryt a FC Barceloną od zawsze były elektryzujące. Kolejna z nich nie mogła być zatem czymś innym niż wyrównaną rywalizacją z gorącą atmosferą przez całe 90 minut. Jeżeli ktoś zdecydował się na obejrzenie tego spotkania – nie mógł żałować. Uświadczyliśmy widoku czerwonej kartki, spięcia piłkarzy i przede wszystkim futbolu na najwyższym poziomie. Tym razem nie tylko Lionel Messi dawał show, bo swój udział dołożył również Luis Suarez. Jan Oblak z nimi walczył, ale w końcu skapitulował.
Barça vs Oblak pic.twitter.com/DNkiv87syd
— David Saura Ramiro (@DSaura) April 6, 2019
Barcelona ma patent na wielkie mecze, a Simeone pecha
To już nie pierwsze spotkanie Barcelony w tym sezonie, w którym o zwycięstwie decyduje jej niezwykła dojrzałość połączona z cierpliwością. Nie ma presji na „zabicie” przeciwnika i zamknięcie meczu w jak najszybszych okolicznościach, natomiast to, co widoczne na pierwszy rzut oka, to wyczekiwanie. Wyczekiwanie na swoją szansę z myślą, że ona w końcu nadejdzie, a zarazem starania o to, by rywal nie mógł zadać ciosu jako pierwszy. Oczywiście nie zawsze towarzyszy temu wirtuozeria, ale coś dzieje się kosztem czegoś.
I dlatego Barcelona idzie pewnym krokiem w stronę mistrzostwa. Ostatnia, najtrudniejsza przeszkoda, została pokonana. Na siedem kolejek przed końcem sezonu „Duma Katalonii” ma 11 punktów przewagi nad Atletico, co raczej gasi wszelkie wątpliwości wobec tego, kto sięgnie po ligowe trofeum. A nie może być inaczej, skoro na cztery mecze z ekipami z Madrytu, czyli tak naprawdę jedynymi potentatami w walce o mistrzostwo, „Barca” zdobyła 10 punktów. Pytanie, czy Diego Simeone był w stanie popsuć to osiągniecie?
Gdyby nie czerwona kartka dla Diego Costy w 28. minucie, która argentyńskiemu trenerowi pokrzyżowała szyki, prawdopodobnie tak. Na powyższym zdjęciu można zauważyć, że w początkowej fazie meczu przestrzenie zajmowane przez „Los Colchoneros” były dobrze obstawione. Gdy piłka zagrywana przez piłkarza Barcelony (najczęściej Busquets i Arthur) mijała napastników Atletico, madrycki zespół zamykał pole do gry zawodnikowi, który ją otrzymał. Inaczej mówiąc, „Barca” była skutecznie wypychana ze stref zagrożenia.
Mimo to „Blaugranie” udawało się stworzyć świetne okazje bramkowe. Swoje okazje mieli Alba i Coutinho, ale poza tym przyjezdni nie pozwalali na zbyt wiele. Diego Simeone zbudował mur, który miał przyjmować ataki z myślą o ich ewentualnym odbijaniu. Niestety jedna cegiełka wypadła, co spowodowało słabość innych. „Cholo” musiał wprowadzić zmiany, dlatego pierwotny zamysł z wysokim pressingiem stracił rację bytu. Dobrze widać to na kolejnym obrazku. Do tego grać z Barceloną w dziesiątkę? To ogromne wyzwanie.
Messi zaliczył kolejny standardowy dzień w biurze
Żadną kontrowersją nie będzie stwierdzenie, że bez Leo nie byłoby większych sukcesów Barcelony. Przekonujemy się o tym właściwie w każdym meczu, w którym Argentyńczyk pociąga za wszelkie sznurki. Po boisku porusza się inteligentnie, kreuje grę, „wkręca” rywali w ziemię, a na koniec asystuje lub strzela bramkę. Gdyby znaleźć człowieka orkiestrę w poczynaniach ofensywnych, byłby nim Messi. Z biegiem lat jego wachlarz możliwości niebywale rośnie i właściwie trudno go porównać do kogokolwiek na świecie.
https://twitter.com/natho111/status/1114633722521899009
Obecny sezon kapitana „Dumy Katalonii” to poziom wręcz abstrakcyjny. W samej lidze hiszpańskiej Argentyńczyk ustrzelił już 33 gole, mając na koncie 29 spotkań. Co bardziej imponujące, część z nich to prawdziwy majstersztyk, który mógłby składać się na niezłe zestawienie bramek z całej kariery, a nie pojedynczego roku. Tę przeciwko Atletico Madryt Messi niewątpliwie wpisze do tej kolekcji. Tak samo jak kolejny rekord w karierze, czyli pokonanie Ikera Casillasa pod względem liczby wygranych meczów w historii La Liga!
RECORD: Lionel Messi has now won more La Liga games than any other player in the competition’s history.
It’s officially his league now. 🐐 pic.twitter.com/qlDrnbR7Du
— Coral (@Coral) April 6, 2019
Najciekawszym starciem, a właściwie jego podtekstem, miało być boiskowe spotkanie pt. Griezmann vs Messi. Obaj piłkarze w skali swoich klubów genialni, jednak w szerszej perspektywie światowej pierwszy z nich już niekoniecznie. Francuz po wygraniu Mistrzostw Świata stwierdził, że może jeść przy jednym stole z Lionelem i Cristiano, tylko że w jego słowach istnieje pewna nieprawidłowość. Jak powiedział Mateusz Święcicki: Griezmann nie siedzi przy tym samym stole i nie znajduje się nawet w tej samej restauracji.
https://twitter.com/mariusz_sapela/status/1114633072421560320
Co ta porażka oznacza dla Atletico?
Marzenia kibiców „Los Rojiblancos” o mistrzostwie Hiszpanii runęły w gruzach i sezon dobiegł dla nich końca. Pozycja w najlepszej czwórce nie jest zagrożona i pozostaje jedynie bój z Realem o miejsce za plecami Barcelony. Czy dla Simeone taka kolej rzeczy to porażka? Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Atletico Madryt nie należy do drużyn ze ścisłej topowej czołówki, sezon bez trofeów nie będzie aż tak dużym ciosem. Sukcesy „Atleti” pod wodzą Argentyńczyka nie są oczywistością, a raczej czymś ponad stan.
https://twitter.com/Kowal___30/status/1114044755531456513
Dość powiedzieć, że z Barceloną madrycki zespół nie wygrał w lidze od 9 lat! Wobec takiej niemocy niezwykle trudno o chwilę, w której wyprzedza się w tabeli aktualnego mistrza La Liga. Oczywiście to w obecnej dekadzie się udało, ale tylko raz. Mimo wszystko tamto osiągnięcie z 2014 roku możemy uznawać bardziej za anomalię. Tak, jak casus Leicester w Premier League, bo tak też powinniśmy tę zdobycz Simeone traktować. On ciągle ma misję, tylko że zwykle zalicza ją na cztery gwiazdki. Niestety trofeum dostaje się za pięć.