Zastanawiając się, co powoduje tak wielką, tak wielopoziomową dominację hiszpańskiego futbolu w Europie, najczęściej przywołuje się argument złotego pokolenia, świetnej pracy z młodzieżą czy też po prostu szczęście. A może warto zwrócić uwagę na coś innego? Na coś, do czego inne narodowości nigdy wielkiej wagi nie przywiązywały?

Tytuł mnie zdradził, nie ma już miejsca na błyskotliwe dochodzenie do sedna sprawy. Nie można zabawić się w odsłanianie tezy fragment po fragmencie. Kluczem do zrozumienia potęgi Hiszpanii jest zrozumienie, czym jest i jaką rolę odkrywa piłkarz występujący na pozycji mediapunty.
Cofnięty napastnik? Nie, to nie to. Ofensywny pomocnik? Zbytnie uproszczenie. Trudno zdefiniować pozycję mediapunty. Tak samo, jak trudno jest zdefiniować graczy na niej występujących. Zazwyczaj lądują tam zbyt mądrzy skrzydłowi. W La Liga od gracza biegającego na skrzydle oczekuje się kilkudziesięciometrowego sprintu i dośrodkowania niemal z linii końca boiska, wiadomo, że nie wszystkim to wystarcza. Skrzydłowym na początku kariery był Iniesta, skrzydłowym był Silva, skrzydłowym ciągle – miejmy nadzieję, że już niedługo – jest Mata. Skrzydłowymi bywają praktycznie wszyscy zawodnicy grający w La Liga na mediapuncie. Bywają też napastnikami – to kolejna cecha bohaterów tego tekstu. Mogą grać na szpicy, nie mają problemów ze strzelaniem bramek. Mogą też być pivotami, radzą sobie w destrukcji.

Rzemiosło mediapunty światu po raz pierwszy pokazał David Silva. Wcześniej jakoś nikt tego nie dostrzegał, mało kto rozróżniał tę pozycję. Miliony ludzi było święcie przekonanych, że Iniesta i Xavi tworzą duet, a przecież to bzdura. Xavi tworzy duet zazwyczaj z Busquetsem, Iniesta – z Messim. Na boisku dzieli ich często kilkadziesiąt metrów. Silva przechodził do Manchesteru City po przeciętnym jak na siebie sezonie. Statystyki miał niezłe, ale jego gra nie zachwycała. Był moment, gdy grał tylko dlatego, że jest Silvą. W Anglii po mniej więcej półrocznym okresie przejściowym, którego Kanaryjczyk potrzebował, by w pełni zrozumieć, czym jest Premier League, czego oczekuje od niego trener i jakie są możliwości kolegów, można by powiedzieć, że jego talent eksplodował. Tak naprawdę nie eksplodował. „El Mago” grał tak jak w Valencii, ale świat był zachwycony. W obecnym sezonie, kiedy na szpicy biega mówiący tym samym futbolowym językiem i wychowany w tej samej piłkarskiej kulturze Aguero, David zaczął już naprawdę dokazywać. Jest być może najlepszym graczem ligi, na pewno najlepszym graczem drużyny. Zalicza masę asyst, rozgrywa, podaje i niepodzielnie włada środkiem pola. Ale znów – Hiszpania to już widziała. Hiszpania widziała jego penetrujące piłki, jego przerzuty. Widzieliśmy wszystko i nas to za bardzo nie dziwiło. Primera Division się już uodporniła na tego typu piłkarzy. To z myślą o zatrzymaniu ich znakomita większość klubów gra dwoma defensywnymi pomocnikami. Nad Ebro każdy wie, że bez mediapunty drużyna nie ma czego szukać w czołówce. W Anglii poza Silvą klasowego mediapunty nie ma. Mata pewnie nim zostanie lada chwila, ale na razie Villas-Boas ciągle zakłada mu okowy zero-jedynkowego myślenia zawodnika grającego na skrzydle. Arteta bywa mediapuntą, ale – z całym szacunkiem dla Baska – o klasowość bym go nie posądzał. Pomocnik Arsenalu rozegrał za mało, ledwie kilkanaście, meczów w La Liga, by móc w pełni zrozumieć swoją rolę.
Spójrzcie na mediapuntę Levante. Jose Barkero ma 32 lata, na swoim koncie grubo ponad 200 meczów na boiskach pierwszej oraz drugiej ligi hiszpańskiej i jest lepszy od Artety. Bóg – dowolnie wybrany – mi świadkiem, że facet rok temu grający w Segunda Division jest lepszy od Mikela Artety, który od kilku sezonów rozbija się na boiskach Premier League i co jakiś czas przebąkuje o powołaniu do kadry del Bosque. „Cheja” w barwach Numancii strzelał średnio dziesięć bramek w sezonie. W barwach czwartej obecnie siły La Liga również prezentuje się nad wyraz przyzwoicie. Gra, strzela i wykonuje kawał dobrej roboty. Weźcie go do Anglii, wstawcie do składu powiedzmy Wigan, a trener Martinez bardzo się ucieszy, może nawet uroni łzę, bo dostanie lidera. To kolejna sprawa – mediapunta zawsze jest liderem. Nawet jeśli jest bladym i chorowitym chucherkiem w rodzaju Iniesty, pozycja na boisku sprawia, że musi rządzić. To tak jak ze stoperem. Szef obrony musi mieć autorytet. Defensor zdobywa go zazwyczaj zdzieraniem gardła, przerażającą gestykulacją i dopiero w dalszej kolejności czysto piłkarską formą. Mediapunta rządzi bezgłośnie. Rządzi, bo gra, gra, bo rządzi. Nawet jeśli nie jest najważniejszy na boisku, ma władzę, bo jest spoiwem.

Sukces Silvy w Anglii polega na tym, że potrafi on doskonale zagospodarować tę wielką przestrzeń, która często pojawia się między formacjami ataku i pomocy. Napastnicy już chcą szturmować, środek pola jeszcze się waha, a Silva bierze piłkę i ją rozdziela, rozciąga linie, rozstawia podaniami kolegów, tworzy rzeczywistość w sposób mu odpowiadający. Zobaczcie, jak świetnie Hiszpan rozumie się z Yayą Toure. Czarnoskóry pivot, otrzaskany ze schematami gry w La Liga, wie, że jak David ma piłkę przy nodze, to trzeba być gotowym, by zapieprzać przez pół boiska – a nuż w głowie maga urodzi się myśl o wpuszczeniu w uliczkę defensywnego pomocnika? Przestrzeń jest przyjacielem Silvy, przestrzeń to jego żywioł. Luki w formacjach obronnych są dla niego oknami na świat, spóźnieni defensorzy – prezentem od losu. W Hiszpanii takie prezenty są rzadsze, bo drużyny jak ognia wystrzegają się jakichkolwiek przestrzeni. Przestrzeń to śmierć. Przestrzeń to trzydziestometrowe podanie Jonasa do Soldado, przestrzeń to błysk Manu del Morala, przestrzeń to piłka posłana przez Benata, to asysta Isco. Przestrzeń w Hiszpanii nie wybacza.
To wszystko przekłada się na poziom reprezentacyjny. „La Seleccion” gra dwoma pivotami po to, by mieć pewność, że pomoc będzie łączyła się z atakiem. Rywal nie dostanie za darmo miejsca, by cokolwiek zrobić. A rywal nie chce nic robić, bo nic zrobić nie potrafi. Niemcy mają wielką kadrę, być może nawet mocniejszą niż Hiszpanie, ale ciągle nie są faworytami potencjalnego meczu. Sześciu defensorów zatrzyma ich szturm, a spotkanie zostanie przesądzone gdzieś na granicy pomocy i ataku. Pamiętacie, kto wygrał podopiecznym del Bosque finał ostatniego mundialu? Oczywiście że pamiętacie – Iniesta po podaniu Fabregasa. Mediapunta do mediapunty. Jeden na szpicy, drugi na rozegraniu. Było miejsce – Andres je zagospodarował. Było miejsce – Cesc z tego skorzystał. Królowie przestrzeni byli w swoim żywiole.
Ciekawe na temat mediapunty pisał Phil Ball. W
głównej mierze zastanawiał się nad fenomenem
Silvy, tak jak tutaj. Mediapunta to klucz do sukcesu.
Kto posiada dzisiaj takie umiejętności jak Silva to
jest wielkim skarbem.
Dobry artykuł, jak najbardziej na plus. Pozdrawiam
;)
Brawo, naprawdę dobry artykuł. Jeden z lepszych
jakie czytałem na tej stronie. Ludzie, którzy nie
bardzo wiedzą jak gra manipunta, jak musi być
świetnie wyszkolony technicznie, wszechstronny i
kreatywny na boisku, nie za bardzo docenią ten
artykuł i samego Silve a także hiszpańskich
zawodników. A przykład Hiszpana jest trafiony.
Przeanalizujcie dokladnie jego mecze a zrozumiecie,
że jest genialnym zawodnikiem. Zresztą już został
doceniony bo przypominam, że znalazł się w 11-stce
roku według L'Equipe.
po 1. genialne.
po 2. nigdy nie zapomnę, jak Silva z Celtą Vigo
walczył o utrzymanie i jednocześnie grali w Lidze
Mistrzów i chyba nawet byli w grupie z Arsenalem -
patrzyłem na jego grę i wkurzałem się, że taki
Deco/ Carrick/ Cole/ Guti itp. grają w wielkich
zespołach a on musi się męczyć z tak słabą
drrużyną...
po 3. już jakiś czas temu doszedłem do wniosku,
że każdy zespół powinien mieć w środku pola
Hiszpana, inaczej nie ma co myśleć o jakimkolwiek
sukcesie.
po 4. rozwiązanie dla Niemców - dać obywatelstwo
Jurado, zabrać go do Bayernu i powoływać go tak
długo, aż zostanie Mediapunta w kadrze.
po 5. i 6. Co do Maty - przez ostatnie kilka lat temu
jak Mata był jeszcze w Realu Madryt Castilla, to
perwsze co zawsze robiłem w Managerze to
przesuwałem go do pierwszej drużyny, tak samo jak
Jurado, Dlatego jak tylko Real pozbył się tych
zawodników uważałem to za duży błąd,
szczególnie z Matą.
Czytając resztę tekstu dostrzegłem miłość
autora do Primer Division, dlatego ośmielę się nie
zgodzić się co do okowy "zreo-jedynkowego"
myślenia Maty na skrzydle u Vilasa-Boasa. Mata
często schodzi do środka, wtedy Cole podłącza
się do ofensywy. Tylko jego problemem jest to, że z
czasem zaraził się marazmem od reszty zespołu.
Poza tym problem bogactwa w środku i biedy na
skrzydłach [bo identyczna sytuacja ma miejsce z
prawej strony, gdzie na siłę "wciskany" jest
Sturridge] sprawia, że AVB nie ma innego wyboru.
Messi jest najlepszy