Mecz Karadeniza, Moskwa na kolanach.


Ścisły początek sezonu zdecydowanie należy do Rubinu Kazań. Podopieczni Kurbana Bierdyjewa po poprzednim, straconym sezonie odzyskali wiarę w siebie i znów chcą walczyć o najwyższe cele. Jak na razie plan zdobycia pierwszego w historii klubu mistrzostwa kraju realizują wzorowo - wygrali piąty mecz z rzędu. A dodatkowo zadanie ułatwiają im rywal, seryjnie tracąc łatwe punkty.


Udostępnij na Udostępnij na

W Chimkach doszło do spotkania drużyn znajdujących się na przeciwległych biegunach tabeli. Lider rosyjskiej ekstraklasy, Rubin gościł na stadionie teamu również zajmującego pierwszą lokatę, ale od końca. Obu teamom zależało na zwycięstwie.  Kazańczycy za wszelką cen chcieli utrzymać się na szczycie , a zawodnicy Slavoljuba Muslina odbić się od dna. Każdy inny wynik poza zwycięstwem prowadzących należałoby uznać za dość sporą niespodziankę.

Po pierwszej połowie na to mogło sie zanosić. Do przerwy żadnemu z zespołów nie udało się uzyskać prowadzenia. Bramkarz reprezentacji Armenii, Roman Bieriezowski czyste konto zawdzięczał nie tylko swoimi umiejętnościom i dobrej postawie swoich obrońców, ale także szczęściu. O dużym farcie mógł mówić, kiedy to aktywny Turek Gökdeniz Karadeniz, stojąc na trzecim metrze, nie trafił bramkę.

Wychodząc na drugą część spotkanie chimczanie liczyli, że uda im się dowieźć korzystny wynik do końca. Ich marzenia legły w gruzach między 56. i 61. minutą. Katem gospodarzy okazał się kapitalnie dzisiaj dysponowany Karadeniz – autor dwóch goli. Te dwa trafienia dały gościom komfort psychiczny. Mając taki zapas, kazańczycy zaczęli się odważniej wyprawiać pod pole karne Bieriezowskiego, czego efektem w 73′ minucie była bramka Kobienki, a przysłowiową „kropkę nad i” 120 sekund później postawił Noboah. Tak więc po tym starciu pozycje obu drużyn nie uległy zmianie. Rubin dalej prowadzi, a Chimki wciąż są na dnie.

Tymczasem ci, których przede wszystkim typowano do tytułu mistrza największego kraju świata, zawodzą na całej linii. Brązowi medaliści poprzedniego sezonu, CSKA Moskwa bardzo chciał się zrehabilitować za zeszłotygodniową kompromitującą porażkę w Groznym. Wydawało się, że nie ma ku temu lepszych możliwości – mecz u siebie z wcale nie najsilniejszym Spartakiem Nalczik.

Zespół prowadzony przez Walerego Gazzajewa od początku ostro zaatakował. Jednak im bliżej bramki Dmitrija Chomicza, tym było gorzej. Dobrze radzili sobie obrońcy gości dobrze sobie radzili, a gdy zdarzyło im się nie dopilnować Jo lub Ricardo Jesusa, udanie interweniował były golkiper Spartaka Moskwa lub Brazylijczycy po prostu sobie nie radzili. Szczególnie zawodził ten pierwszy, uczestnik ostatnich mistrzostw świata do lat dwudziestu i jedna z większych piłkarskich nadziei w kraju kawy. Zawodnicy Jurija Krasnożana dość rzadko gościli pod bramką Igora Akinfiejewa, który przez większą część pierwszej połowy był bezrobotny.

Druga część spotkania miała podobny obraz. Gospodarze atakowali, ale tak jakoś bez wyrazu. Bardzo widoczny był brak kontuzjowanego lidera zespołu, Vagnera Love. Z czasem gospodarze opadali z sił, a umiejętnie broniący się Spartak zaczął atakować coraz śmielej. Gdy wydawało się, że kibice w Moskwie nie zobaczą bramek, błąd stołecznej obrony wykorzystał Każarow i zapewnił Nalcizkowi trzy punkty. Ten mecz pokazał dwie rzeczy: to, jak ważnym ogniwem w teamie Walerego Gazzajewa jest Vagner Love oraz to, że zeszłotygodniowa porażka z Terekiem nie była przypadkowa. Zdobywcy Pucharu UEFA z 2005 roku jest w poważniejszym kryzysie, z którego muszą się wydostać, jeśli chcą wrócić na mistrzowski tron.

W walce o najwyższe cele powoli chyba przestają liczyć piłkarze innego moskiewskiego klubu – FK. Przyjście charyzmatycznego Olega Błochina miało zmoblizować Mariusza Jopa i spółkę do jeszcze cięższej pracy, niż pod okiem Leonida Słuckiego. Jednak wyraźnie widać, że jeden z najlepszych zawodników w historii ZSRR z rolą szkoleniowca FK wyraźnie sobie nie radzi. Co jak co, ale kierownictwo drużyny, a przede wszystkim kibice po pięciu meczach spodziewali się o wiele więcej, niż dwa remisy i trzy porażki. Dziś polegli w Permie z nienależącym do ligowych potentatów Amkarem. Pozycja trenera Błochina staje się coraz bardziej niestabilna. Zwłaszcza, że o punkty jest coraz trudniej. W przyszłym tygodniu bowiem dzisiejszych gości czeka niezwykle trudne spotkanie derbowe z Dynamem, które notabene w tabeli Premier Ligi znajduje się po przeciwległej stronie. Jeżeli Ukrainiec szybko czegoś nie zrobi i nie wyciągnie drużyny ze strefy spadkowej, to zapewne od  największych jej kibiców – mera Moskwy, Jurija Łużkowa i najbogatszego Rosjanina, Olega Deripaski bezemocjonalne „da swidanja”.

Komentarze
Patryk Zieliński (gość) - 16 lat temu

widzę że są relacje ligi rosyjskiej, brawo!

Odpowiedz
Łukasz Koszewski (gość) - 16 lat temu

Od tego tu jestem, żeby były

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze