Mecz bezradności pod znakiem pięknej bramki i Kamila Bilińskiego. Riga – Piast 2:1


Piast Gliwice w słabym stylu odpada z eliminacji Ligi Europy

1 sierpnia 2019 Mecz bezradności pod znakiem pięknej bramki i Kamila Bilińskiego. Riga – Piast 2:1
Credit: Lukasz Laskowski / PressFocus

– Strzeliliśmy sobie dwie bramki – mówił po zeszłotygodniowym spotkaniu trener Piasta Gliwice, Waldemar Fornalik. Gliwiczanie wygrali u siebie 3:2, ale ich gra pozostawiała wiele do życzenia. Wszyscy wiedzieliśmy, że jeśli Piast nie przejdzie do kolejnej rundy, to wyłącznie na własne życzenie. Niestety sprawdził się najgorszy scenariusz.


Udostępnij na Udostępnij na

Sprawy awansu nie ułatwiła sprzedaż Joela Valencii – gwiazdy zespołu, jednego z najlepszych graczy naszej ligi. Pomocnik Piasta Gliwice odszedł do angielskiej Championship, a mistrzowie Polski musieli sobie poradzić bez niego. Co prawda zespół z Gliwic zapowiada, że sprowadzi kilku zawodników, ale mecz z Łotyszami był prawdziwym sprawdzianem dla ekipy Piasta. Niestety drużyna Waldemara Fornalika pokazała, że bez Valencii gra na o wiele niższym poziomie.

Jeszcze zanim na boisku w ogóle zaczęło się coś dziać, uwagę wszystkich widzów przed telewizorami zwróciła tablica wyników na ekranie. Według tego, co było na niej ukazane, to nie Riga podejmowała Piasta, ale… Łotwa Polskę. A na dodatek wynik dwumeczu był odwrócony.

Błędy w obronie

– Tylu błędów w obronie nie popełniliśmy chyba przez cały poprzedni sezon – mówił Waldemar Fornalik po pierwszym spotkaniu. Z początku obie drużyny prezentowały się całkiem nieźle, jeśli chodzi o defensywną grę. W 19. minucie Łotysze mieli dobrą sytuację na zdobycie bramki. Słaby strzał obronił Plach i od razu wprowadził on piłkę do gry.

Piast ruszył z kontrą. Zagraną przez Placha piłkę przepuścił jeden z pomocników, a ta trafiła do Jorge Felixa. Bramkarz wyszedł znacząco z bramki, a Felix przelobował golkipera Rigi FC. I choć Jorge ładnie wykończył akcję, to obrońcy kryjący gliwiczan popełnili błędy, co pozwoliło na strzelenie tego gola.

Mimo że Piast nie popełnił w pierwszej połowie żadnego rażącego błędu w obronie, już chwilę później na tablicy wyników widniał remis 1:1…

Przepiękne uderzenie

30 metrów od bramki, przy piłce Armands Petersons. Lewy obrońca drużyny z Łotwy podjął błyskawiczną decyzję. Uderzył na bramkę Piasta. To był strzał idealny, silny, wymierzony wprost w górne okienko bramki. Petersons nie pozostawił Plachowi żadnych szans na obronę tego strzału.

Na Łotwie z pewnością to uderzenie będzie pokazywane w wieczornych wiadomościach, następnie porannych oraz popołudniowych. Może nawet w przyszłym tygodniu. Taki strzał można określić „bramką jedną na sto prób”. Albo cytując klasyka, „takich goli nawet na treningach się nie strzela”.

A piłkarze z Gliwic mogli co najwyżej złapać się za głowę i, patrząc na wpadającą do bramki piłkę, pomyśleć „o Matko Boska!”.

Rozpędzeni w drugiej połowie

Trudno ocenić pozytywnie pierwszą część spotkania. Mecz jak wiele innych, oprócz wspaniałego uderzenia ze strony Łotyszy tak naprawdę nic ciekawego się nie działo. Na szczęście obie drużyny wyszły na drugą połowę dość zmotywowane i postanowiły zaprezentować nam nieco żywsze widowisko.

Szkoda tylko, że nie zmienił się jeden aspekt gry. Obie ekipy pokazały twardy futbol, zawodnicy często leżeli na murawie. Sędzia pokazał kilka kartek, na szczęście faule nie były na tyle niebezpieczne, by ktoś wyleciał z boiska, nikt także nie odniósł kontuzji. Cóż, gdy nie można grać technicznie, trzeba grać fizycznie.

Piast nabrał z początku nieco tempa, podobnie Riga, Łotysze próbowali powtórzyć swój wyczyn z pierwszej połowy, ale bez skutku. Już po kilkunastu minutach obraz drugiej części zmienił się diametralnie… a może po prostu wrócił do normy? Obie ekipy grały, jakby tak właściwie im nie zależało. Piast oczywiście nie musiał atakować, ale Riga musiała koniecznie strzelić bramkę.

Odchodząc na moment od czysto boiskowych aspektów, przenieśmy się na trybuny. Tam mecz zdominowali faworyci tego spotkania – fani Piasta. Niemal przez cały mecz słychać było wyłącznie kibiców z Polski, którzy głośno dopingowali swój zespół. Niestety sama transmisja wypadła średnio. Widać było małą część boiska, a realizator czasami zamiast powtórek akcji puszczał obrazki, które widzowie mieli chyba zobaczyć przed, a nie w trakcie meczu.

Mecz bezradności

– Mecz bezradności – podsumował Bożydar Iwanow. Chwilę wcześniej jak dziecko dał się ograć Bartosz Rymaniak, któremu skrzydłowy Rigi założył tzw. „dziurę”. Na szczęście Piast ma we własnym polu karnym Czerwińskiego, który potrafi wyjaśnić sytuację. Jednak od około 70. minuty Piast przez jakiś czas nie mógł nawet wyjść z własnej połowy.

Łotysze całkowicie zamknęli drużynę ze Śląska. Gliwiczanie czekali na rozwój sytuacji i na to, co się wydarzy w tym spotkaniu. Na dziesięć minut przed końcem meczu na boisko wszedł Kamil Biliński. Dwie minuty później Polak strzelił drugą bramkę dla łotewskiego klubu i pogrążył drużynę z Gliwic.

Dla Piasta dzisiejszy mecz jest piątym z rzędu, kiedy drużyna mistrza Polski traci bramkę w ostatnim kwadransie. Co ciekawe, Biliński współpracował wcześniej z obecnym prezesem Piasta, jeszcze w Śląsku Wrocław. Teraz wyeliminował zespół Pawła Żelema z rozgrywek Ligi Europy.

Trzeba to powiedzieć wprost – Piast Gliwice odpadł tak naprawdę sam ze sobą. Gliwiczanie, jak mówił sam Fornalik tydzień temu, sami strzelali sobie bramki i zostali wyeliminowani jak najwięksi frajerzy. Najpierw z eliminacji Ligi Mistrzów, teraz Ligi Europy.

Gliwiczanie przycisnęli jeszcze w końcówce, ale na niewiele się to zdało. Szkoda, bo Piast na pewno zaprezentował się lepiej niż chociażby słabo grająca Legia Warszawa, która jedna zagra w kolejnej rundzie eliminacji. Riga FC i Kamil Biliński zmierzą się z HJK Helsinki. Szkoda, bo Finowie to na papierze niezwykle słaba drużyna i wcale nie będziemy zdziwieni, gdy łotewskiemu zespołowi uda się ograć ekipę mistrzów Finlandii.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze